Instytut wydawniczy Erica, Okładka miękka, 376 s., Moja ocena 5,5/6
Akcja książki rozgrywa się na początku czerwca 1945 r. Do zniszczonego, dopiero co zdobytego przez naszą armię Wrocławia przybywa główny bohater książki - Jan Korzycki. Jest to mężczyzna, jakich w tamtym okresie było wielu, po przejściach, dla jednych z przeszłością, dla innych bez przeszłości (w zależności od tego, kto pytał), uciekający przed UB porucznik Armii Krajowej. Zacierając za sobą ślady, pod przybranym nazwiskiem, z fałszywymi dokumentami przyjeżdża do zrujnowanego Wrocławia i wstępuje do milicji. Otrzymuje zadanie wytropienia "komendanta Festung Breslau", jak każe się tytułować przywódca konspiracyjnego niemieckiego Werwolfu. Przed Korzyckim nie lada zadanie, po pierwsze przetrwać we wrogim środowisku, a także zorganizować od podstaw posterunek milicji, dobrać sobie odpowiednią załogę i wykonać powierzone mu zadanie. Mężczyzna próbuje dokonać tego wszystkiego w pogrążonym w chaosie i bezprawiu mieście, broniąc jego mieszkańców przed szabrownikami i niedobitkami nazistów.
Czy mu się to uda?
Tego oczywiście nie zdradzę, zachęcam za to do sięgnięcia po książkę. Gwarantuję, że w trakcie lektury ani przez chwilę nie będziecie się nudzić.
Dlaczego? Dlatego, że Jacek Inglot w sposób niezwykle umiejętny połączył powieść historyczną z obyczajową, sensacyjną i dodał do tego odrobinę psychologii i uczuć, które mimo woli zaczynają się objawiać w głównym bohaterze.
Akcja rozgrywa się w jednym z najtrudniejszych w XX-wiecznej historii Polski okresie. Co cenne, w książce brak wybielania jednej ze stron i oskarżania drugiej. Trzeba pamiętać, jakim miastem był wtedy Wrocław – zrujnowanym, pełnym Polaków, Niemców, hitlerowskich żołnierzy kryjących się po piwnicach i strychach, złodziei, szabrowników, przemytników i ludzi, którzy wręcz przerażenie wymieszane z nadzieją mają w oczach. Do tego nagle okazuje się, że ci, którzy jeszcze nie tak dawno byli walecznymi chłopcami z lasu, członkami AK nagle są ściganą zwierzyną.
Trzeba przyznać autorowi, że tło historyczne, miejsce akcji wybrał sobie o tyle trudne, co fascynujące i idealne do stworzenia doskonałej powieści kryminalno-obyczajowej. I taką powieść udało się Jackowi Inglotowi stworzyć. Ogromnym plusem książki jest bardzo wierne oddanie realiów powojennego Wrocławia, grozy, momentami nawet beznadziejności, a jednak w niektórych momentach ledwo, ale tlącej się nadziei, że się uda.
Ciekawie ukazani są różni bohaterowie, niektórzy o tak wypaczonym charakterze, że najchętniej w trakcie lektury sami byśmy ich zlikwidowali.
Autor tworząc tak obdartą z gloryfikacji Polaków książkę był bardzo odważny, nie bał się stawiania trudnych pytań, szukania na nie odpowiedzi i podważania stereotypowego wizerunku Polaków i Niemców. Poprzez taką postawę jego powieść jest jeszcze bardziej prawdziwa i w trakcie lektury nie można się wręcz od niej oderwać.
Książka jest doskonałą lekturą dla każdego. Coś dla siebie znajdą w niej zarówno miłośnicy historii, jak i dobrej powieści obyczajowej, czy z domieszką sensacji.
Wypędzony i Jacek Inglot zmuszają w trakcie lektury do odrobiny refleksji, ale to dobrze, bowiem sprawia to w połączeniu ze wszystkimi w/w cechami, ze książka nie jest zwyczajnym czytadłem, jakich na rynku całkiem dużo.
Serdecznie zachęcam do lektury.
Jacek Inglot – debiutował w połowie lat 80. na łamach czasopism poświęconych fantastyce. Publikował teksty w "Problemach", "Feniksie", "Nowej Fantastyce", "Playboyu". Do tej pory wydał powieści "Inquisitor" (1996) i "Quietus" (1997) – obie nominowane do Nagrody im. Janusza A. Zajdla, a także zbiór opowiadań "Bohaterowie do wynajęcia" (2004, wspólnie z Andrzejem Drzewińskim) oraz powieść o tematyce współczesnej "Porwanie sabinek" (2008) i baśń fantasy "Eri i smok" (2009).
Wiedziałam, że Ci się spodoba. Reklamują jako kryminał, a dla mnie to właśnie było bardziej historyczne. Ale rzeczywiście świetnie napisane i oddające klimat.
OdpowiedzUsuńMnie także książka bardzo się podobała, dlatego w pełni zgadzam się z Twoją oceną :)
OdpowiedzUsuńA ja nie czytałam, choć nie powiem, zaintrygowałaś mnie! Dla mnie również ważniejsze jest tło historyczne od kryminalnej otoczki :-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Książkę mam w planach już od jakiegoś czasu:)
OdpowiedzUsuńMi również się spodobała, zwłaszcza to, że autor zerwał z tym ciągłym oskarżaniem wszystkich Niemców o wojnę. W końcu ktoś przyznał, że zwykli niemieccy obywatele również ucierpieli przez te lata.
OdpowiedzUsuńchyba nie ucierpieli jednak tak bardzo jak Żydzi... poza tym jako naród nie musieli stać murem za tym swoim Hitlerem
UsuńA co mieli do wyboru, jaką alternatywę? Obóz dla zdrajców Rzeszy?
UsuńCzytałam, a ostatnio dodałam na blog tu u Was, na Waszym podwórku, bardzo lubię takie książki! Bardzo!
OdpowiedzUsuńKsiążka czeka na swoją kolej :)
OdpowiedzUsuńTrochę powieści obyczajowej, historycznej i sensacyjnej to mieszanka wprost dla mnie stworzona. Będę się za nią rozglądać.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)