Wydawnictwo Bellona, Okładka miękka, 456 s., Moja ocena 4,5/6
Sięgnęłam po książkę zwabiona nazwiskiem autora, którego (jak zapewne pamiętacie) uwielbiam. Wrażenia po lekturze?
Hmmm trudno określić. Na pewno książkę czyta się doskonale, szybko, ale...podczas gdy o Trylogii Arturiańskiej czy Sadze o Wikingach tego autora pamiętam do dziś, tak o Złodzieju z szafotu za kilka dni zapomnę. Nie twierdzę, że książka jest zła, jest dobra, ale to jedno z wielu przyjemnych czytadeł. Dotychczas czytane przeze mnie książki autorstwa Bernarda Cornwella czymś się wyróżniały. Złodziejowi z szafotu tego czegoś brakuje. Długo zastanawiałam się, jaką ocenę dać. Najpierw zdecydowałam się na 4/6, ale uznałam, że to za mało.
W sumie książka niczym się nie wyróżnia spośród jej podobnych, ale gdyby się wyróżniała dałabym np. 5/6. Ostatecznie uznałam, że 4,5/6 będzie odpowiednią oceną dla dobrego, lekkiego, relaksującego i co by nie mówić zapewniającego dobrą rozrywkę czytadła.
Plusem książki niewątpliwie jest wartka akcja, bardzo zróżnicowani bohaterowie i doskonale odmalowane realia epoki. Ogromnym plusem jest także odrobinę ironiczne odmalowanie ówczesnego społeczeństwa, które dzieliły nie tylko pieniądze i władza, ale także stosunek do ówczesnych wydarzeń społeczno-politycznych.
To sprawia, że po książkę z pewnością warto sięgnąć.
Akcja książki rozgrywa się w Londynie w 1817 r. Od konfliktu z Napoleonem minęły
dwa lata. W społeczeństwie nadal obecny jest podział na tych, którzy
aktywnie uczestniczyli w walce i tych, którzy zostali. Jedni czują się
nieco zagubieni w czasie pokoju, drudzy podkreślają swoje zasługi dla
kraju, o który dbali pod nieobecność walczących.
Głównym bohaterem Złodzieja z szafotu jest kapitan Rider Sandman, weteran
wojen napoleońskich i syn Lodovicka Sandmana, człowieka, który dopuścił
się licznych nadużyć finansowych i który, by uniknąć procesu i kary,
popełnił samobójstwo, czym skazał żonę, syna i córkę na życie w ubóstwie
i hańbie. Sandman, jako młodzieniec ambitny i honorowy, bierze na
siebie spłatę długów ojca i utrzymanie matki oraz siostry. Zadanie nie łatwe, sami przyznacie, tym bardziej, że Rider nie może znaleźć żadnej pracy. Tzn. praca znalazłaby się, ale trzeba pamiętać, że to XIX w., segregacja klasowa kwitła, aż miło, w związku z tym o zajęcie dla byłego żołnierza nie było łatwo.
Nasz bezrobotny żołnierz ma kilka umiejętności, m.in. jest świetnym graczem
krykieta, co wykorzystuje i gra za pieniądze, aczkolwiek unosi się
honorem, gdy odkrywa, że jego ukochana dyscyplina jest skorumpowana. Wtedy jak z nieba spada na niego propozycja niebanalnego, doskonale płatnego i ciekawie się zapowiadającego zajęcia. Propozycję pracy składa mu nie byle kto, bo sam Minister Spraw Wewnętrznych. Sandman zostaje kimś, kogo nazwalibyśmy obecnie detektywem. Jego zadanie ma polegać na zbadaniu sprawy
Charlesa Cordaya, malarza-portrecisty, którego oskarżono o zamordowanie hrabiny
Avebury i skazano na karę śmierci przez powieszenie. Zrozpaczona matka Cordaya
wystosowała petycję o uniewinnienie syna, popartą przez królową
Charlottę, dlatego też ktoś musi udowodnić, że Corday jest winien, zanim
trafi na szafot. I tym kimś ma być właśnie nasz żołnierz.
Sprawa wydaje się prosta, góra 2 dni pracy i Sandman cieszy się, że otrzyma
miesięczne wynagrodzenie. Jednak dość szybko orientuje się, że będzie
się musiał sporo natrudzić, bowiem skazany z wszelkim
prawdopodobieństwem jest niewinny. Już pierwsza wizyta w więzieniu i rozmowa ze skazanym sprawiają, że Sandmann nabiera wątpliwości co do zasadności wyroku.
Wbrew wszystkim w koło, Sandmann zaczyna prowadzić dochodzenie. Jego meandry i koniec będą zarówno dla niego, jak i dla was zaskoczeniem. Co czeka Sandmanna, jakie niebezpieczeństwa na niego czyhają i jaki będzie koniec dochodzenia - nie zdradzę.
Jak już wspomniałam książka łączy w sobie bogatą w szczegóły i smaczki epoki powieść historyczną z
trzymającym w lekkim napięciu kryminałem, o wartkiej akcji. Na początku akcja jest trochę powolna, ale z biegiem czasu zdecydowanie się rozkręca. Bardzo ciekawi bohaterowie, świetnie sportretowani przez Cornwella, to wielki plus każdej z jego książek.
Nasz wojak-detektyw to mężczyzna bystry, inteligentny, odważny i uparty. Ma on także swoje słabostki, które autor doskonale opisał. Pozostali bohaterowie są równie ciekawi.
Mimo, iż książka zdecydowanie różni się od Trylogii Arturiańskiej czy Sagi o Wikingach, zachęcam do jej lektury. Złodzieja z szafotu czyta się szybko i miłe popołudnie, czy wieczór w trakcie lektury gwarantowane.
Mam tę książę, gdyż wygrałam ją w pierwszym candy, w którym wzięłam udział, ale jeszcze czeka w kolejce. Miło jednak się dowiedzieć, że to w miarę ciekawa lektura.)
OdpowiedzUsuńCiekawa, jak najbardziej, ale inna od mityczno-historycznych (jak to określiła Isadora).
UsuńTo nawet lepiej.)
Usuńi właśnie dlatego, że Złodziej z szafotu tak bardzo różni się od innych powieści Cornwella na pewno sięgnę. Muszę się przekonać:)
OdpowiedzUsuńTo czekam na twoje wrażenia.
UsuńJa chyba jednak wolę Cornwella w wydaniu mitologiczno - legendarnym:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie:)
To ten sam pisarz, a zupełnie inne typy książek.
UsuńMnie sie "Zlodziej z szafotu" podobal, chociaz przyznaje, ze nie jest to Conrwell w szczycie swoich mozliwosci:), uwielbiam jego dopracowane w szczegolach tlo historyczne.
OdpowiedzUsuńTło także bardzo mi się pdooba.
UsuńMam w planach, coś z mojej "działki" :)
OdpowiedzUsuńMam ochotę przeczytać, w ogóle zaskakuje mnie to jak Cornwell potrafi napisać książki tak od siebie różne.
OdpowiedzUsuń