W tym tygodniu dostałam od 3 różnych wydawnictw emaile, które skłoniły mnie do napisania tego postu. Od razu zaznaczam, że nie napiszę o jakie wydawnictwa mi chodzi,
Pierwszy email był od wydawnictwa, którego książek żaden ze znanych mi blogerów (a wierzcie mi zaglądam na wiele blogów) nie recenzuje.
W emailu przeczytałam m.in. ...dostaję takich propozycji bardzo dużo, odpowiadając pozytywnie na wszystkie mogłabym rozdać pół nakładu każdej książki....
...proszę pisać recenzje inaczej, cała
sztuka recenzji polega na tym, żeby nie opowiadając książki przedstawić
swoją jej INTERPRETACJĘ i w ten sposób zaintrygować czytelnika.
Natomiast na każdym blogu z "recenzjami" czytam ile czasu zajęło
przeczytanie książki i czy była bardzo wzruszająca czy nie bardzo...
Pisownia m.in. "" i duże litery oryginalna.
W kolejnym emailu odpowiedziano pozytywnie na propozycję współpracy w zakresie recenzji, owszem, ale warunkiem byłoby przysyłanie przed publikacją na blogu!!! recenzji do akceptacji i ew. zredagowania jej przez wydawnictw, bez tego nie mogłabym zamieścić recenzji nawet na blogu...
Trzeci email od oficyny wydającej bardzo ciekawe, ale niszowe w tematyce książki brzmiał:
Zrezygnowaliśmy z recenzowania naszych książek. To w polskich warunkach niewiele daje. Nawet najlepsze recenzje nie
wpływają w zauważalny sposób na wzrost sprzedaży i promocję.
Dodam, jako uzupełnienie, że wydawnictwo napisało jeszcze, że w ogóle nie daje egz. do żadnej formy recenzji.
I teraz sedno moich rozważań (zacznę od końca):
Czy oficyna wydająca tematyczne, acz drogie pozycje (które można podciągnąć pod naukowe, dla specjalistów w danej dziedzinie lub typowych maniaków) słusznie wychodzi z założenia, że recenzje, które zamieszczają blogerzy na blogach czy w księgarniach internetowych nic nie dają? Przecież każda recenzja to dotarcie do potencjalnych czytelników, a wydaje mi się, że taka reklama jest bezcenna. Zrozumiałabym, gdyby chodziło o czytadła bardzo popularnych u nas autorów, te i tak się na ogół zawsze sprzedadzą, vide Grey, szmira nad szmirami, a i tak prawie każdy przeczyta. Z tym, że Grey był przed publikacją ostro reklamowany, więc reklama przydaje się. Może Kinga, Gerritsen i innych popularnych autorów nie trzeba reklamować na blogach...ale też nie jestem na 100% pewna.
Kwestia akceptowania i redagowania przed publikacją na blogu recenzji przez wydawnictwo, bez tego wydawca nie zezwala na publikację. Dla mnie to jakaś paranoja, podobnie, jak z interpretowaniem książek przez blogera i nie opisywaniem nawet fragmentu ich treści.
Redagować recenzję to wydaje mi się, że wydawnictwo mogłoby, gdyby nam płaciło za recenzję. Owszem książki, jakie otrzymujemy od wydawnictw są pewnego rodzaju ekwiwalentem za napisanie recenzji, ale spójrzcie z drugiej strony - książka kosztuje 30-50 zł (rzadko do recenzji otrzymujemy droższe pozycje), policzcie ile czasu poświęcamy na przeczytanie książki + napisanie recenzji, podzielcie przez te godziny cenę książki...kiepska stawka, a wydawca otrzymuje recenzję= reklama. Rozumiem, tak się z wydawnictwami umawiamy i ok, ale dlaczego ktoś ma mi narzucać, jak mam napisać recenzję, co w niej zawrzeć, redagować jej treść, a bez redagowania nie zezwalać na publikację....
Co do opowiadania zbyt dużych fragmentów treści książki także staram się tego nie robić, ale czasami trzeba uchylić rąbka tajemnicy, żeby czytelnika zainteresować.
Poza tym nie na każdym blogu w recenzjach można przeczytać ile czasu zajęło przeczytanie książki i czy była wzruszająca, bez przesady (to w emailu od tej samej pani był zarzut).
Co wy o tym sądzicie? Nie neguję, ani nie oceniam kwestii współpracy z wydawnictwami tak w ogóle, chodzi mi tylko o te w/w zagadnienia.
Jestem zaskoczona tym co napisałaś . Recenzja nie polega przecież na interpretacji książki. Redagowanie i akceptacja dla mnie to jest co najmniej dziwne.
OdpowiedzUsuńPowiem tak: co do pierwszej odpowiedzi, to zgadzam się z tym, że pisząc o książce nie powinno się pisać zbyt wiele o treści. Wystarczy to co wydawca pisze na okłądce, ew. wariacja własna na temat. I tak można mnówstwo o każdej napisać np o tle obyczajowym, historycznym, kulturowym, boghaterach itp. Niestety często można spotkać tzw recenzje, gdzie 3/4 to opis fabyły zakończony :"Ksiązka bardzo mi się podobała. Polecam".
OdpowiedzUsuńRedagowanie recenzji przed opublikowaniem to ja rozumiem,gdy dla portalu się recenzuje.
To że wydawnictwo nie widzi sensu w recenzowaniu swoich książek, pewnie wynika z ich wewnetrznych obserwacji. Szczególnie jeśli wydaje książki niszowe.
Masz rację, co do treści. Na pewno nie powinno się opisywać dokładnie całej książki, bo zamiast recenzji wychodzi streszczenie, podsumowane właśnie tym co napisałaś: :"Książka bardzo mi się podobała. Polecam".
UsuńUważam, że jakiekolwiek redagowanie czy wyrażanie zgody na publikację recenzji przez wydawnictwo całkowicie mija się z sensem prowadzenia bloga. To są nasze miejsca, gdzie wyrażamy nasze własne opinie w sposób, który nam odpowiada. Rzeczywiście książki dostajemy "za darmo", ale przeczytanie (dajmy średnio 2 dni) + napisanie recenzji (w moim przypadku to 1-2 godziny) to jest nasz czas, wart pewnie więcej niż 30 czy nawet 50 zł. Współpraca jest ok, ale pod warunkiem, że nikt nie dyktuje jak taka recenzja ma wyglądać i co zawierać.
OdpowiedzUsuńA co do książek bardziej specjalistycznych to kilka razy szukałam opinii o mało popularnych książkach, a sądzę, że nie jestem jedyną taką osobą. I tak jak piszesz, każda recenzja jest szansą dotarcia do potencjalnych czytelników, a na blogi książkowe zagląda jednak sporo osób, również tych spoza blogosfery.
Dokładnie, sporo osób do nas zagląda spoza blogosfery, widzę nawet po statystykach co ludzie wrzucają w wyszukiwarki...
UsuńTeż widzę to po statystykach. Mam na swoim blogu kilka recenzji mało znanych książek (nie jest to jakaś literatura specjalistyczna, a po prostu publikacje, które interesują raczej niewielkie grono osób - tak mi się wydaje). Książki te nie posiadają wielu recenzji, czasem oprócz mojej jest jeszcze tylko jedna (albo wcale). I widzę, że od czasu do czasu ktoś jednak wpisuje dany tytuł i wchodzi na moją stronę.
UsuńUważam , że gdzieś recenzje trzeba czytać.
OdpowiedzUsuńBlogi do tego najlepiej się nadają.
Lepiej mi się czyta Twoje własne recenzje
a nie zredagowane przez Wydawnictwo.
Fragment książki musi być.
Nikt nie mówi o spoilerowaniu i opowiadaniu książki, ale na miłość boską jakieś smakowitsze kąski trzeba zdradzić, a czasami nawet cytat zamieścić.
UsuńJakiś czas temu recenzowałam bardzo poruszającą książkę oparta na wspomnieniach - dot. Życia i zagłady Żydów w czasie okupacji. Wkleiłam tam kilka fragmentów co bardziej poruszających relacji, bez tego nie wyobrażam sobie recenzji, byłaby zbyt sucha.
Z wydawnictwami nie współpracuję (ma to dużo zalet, ale też w pewnien sposób ogranicza). Zdziwiła mnie dość agresywna odpowiedź pierwszego wydawnictwa - skoro dostają tyle propozycji od blogerów, to powinni mieć "gotowca" odpowiedzi, a zamiast tego dość nieprzyjemny mail, z dyktowaniem tego jak się powinno pisać recenzje...trochę nie na poziomie.
OdpowiedzUsuńNa drugą propozycję bym się nie zgodziła, czułabym przymu pisania pozytywnych recenzji.
Jak napisałam, nie neguję samej współpracy, ja też współpracuję z wydawnictwami, ale trzeba to sensownie robić.
UsuńA o ironio (dot. wypowiedzi 1.) ja na prawdę na żadnym z blogów nie znalazłam nikogo, kto by recenzował ich pozycje. Na pewno nie zaglądam na wszystkie blogi, może i nie na połowę istniejących, ale trudno uwierzyć, żeby recenzowali ich pozycję ci blogerzy, do których akurat nie zaglądam, to by był zbieg okoliczności.
Tak się zastanawiam czy to wydawnictwo to to o którym myślę - bo styl wypowiedzi i stosunek to czytelnika-klienta mają podobny na swoim profilu fejsbukowym, a bardzo rzadko widzę ich pozycje recenzowane prze blogerów. Ciekawe :)
UsuńRedagowanie recenzji przez wydawnictwo trochę mija się z celem. To ma być subiektywna opinia, czy post zachwalający książkę? Każdy pisze po swojemu, chociaż strzeszczanie książki i zdradzanie najważniejszych wątków wraz z zakończeniem jest trochę niefajne w recenzji. Kilka razy trafiłam na takie i zamiast mnie zachęcić, to straciłam ochotę by przeczytać daną książkę. Warto jest zarysować fabułę, ale bez spoilerów. Aby napisać ciekawą opinię, to naprawdę sztuka.
OdpowiedzUsuńSama wiem po sobie, że trudno i to strasznie jest napisać dobrą, konkretną, zachęcającą recenzję.
UsuńDziwi mnie to, że nie widzą wzrostu sprzedaży po recenzjach. Ja osobiście, obecnie większość książek kupuję pod wpływem pozytywnych recenzji zaufanych mi blogerów. Ja w tym widzę siłę. O wielu, gdyby nie blogi, bym się nie dowiedziała.
OdpowiedzUsuńA zarzut do indywidualnego stylu. W większości przypadków styl w jakim dany blogger pisze jest Jego zaletą, tekst jest oryginalny, nie jest sztampowy.
Ale wiadomo - wszystkim nie dogodzisz
Na początku Anetko dziękuję za książkę, która do mnie dotarła dzisiaj i z wyglądu jest jeszcze smakowitsza niż nawet podejrzewałam, a i treść zapowiada się interesująco.
OdpowiedzUsuńA jeżeli chodzi o poruszany temat.Sama nie zaliczam się do recenzentek, ale recenzje na blogach uważam za sensowne tym bardziej, że sama ich szukam, gdy się książką interesuję.
Czytam w całości jednak te krótsze i nie streszczające, gdyż nie mam na to czasu, a poza tym nie lubię znać treści książki, którą chcę czytać.
Zgadzam się co do książek niszowych, że tym bardziej powinny ich recenzje ukazywać się na blogach. Natomiast byłabym za mniejszą ilością recenzji tych szumnie reklamowanych szmir.
Może wydawnictwa mają problemy z narzucającymi się blogerami i dlatego tak mało elegancko reagują.)
A proszę cię bardzo, niech się dobrze czyta:)
UsuńMyślę, że niektórym "recenzjom" przypadałaby się korekta. Sama zanim puszczę swoją wiele razy ją czytam a mimo to jakieś niedociągnięcia zawsze się pojawiają. No ale takie podejście jest uzasadnione gdy recenzja idzie gdzieś indziej niż na autorski blog. Dziwie się, że wydawnictwa mają czas zajmować się takimi pierdołami - a może po prostu chcą sobie przeczytać czy wyrażasz się nt. ich książki pozytywnie czy negatywnie...
OdpowiedzUsuńI zgadzam się z natanną, konkretnie z ostatnim zdaniem. Ciekawe jak to wygląda od strony wydawnictw, może faktycznie mają plagę chętnych i zaczyna im to powoli doskwierać.
No tak dziewczyny, ale jeżeli wydawnictwo ma tyyyyylu chętnych blogerów i jest zasypywane emailami to na ogół (jak w/w któraś z dziewczyn napisała) ma na ogół przygotowaną formułkę, która wkleja a nie osobiście się rozpisuje. To co zacytowałam w poście od pani..." " nie było całością emaila.
UsuńEch, no moje zdanie znasz:) Osoby, których praca polega na kontaktach z innymi ludźmi, powinni się wykazać minimalnymi choćby zdolnościami dyplomatycznymi i kulturą, której nieraz im brakuje:)Wiadomo, nie spoilerujemy, itd, ale czasem bez zarysu fabuły nie da się zachęcić czytelnika do jeszcze jednej książki o miłości/rodzinnych nieporozumieniach/cokolwiek - w gruncie rzeczy wszystkie są o tym samym, a jednak coś je wyróżnia - i to "coś" trzeba zasygnalizować!
OdpowiedzUsuńNie zgodziłabym się na korektę mojej recenzji przez wydawcę!
Znam, znam twoje zdanie. Nie liczyłam wiec że zabierzesz głoś, dziękuję.
UsuńMiałam w sumie nie pisać tego postu (posta, nie wiem do dziś jak się odmienia), ale gdy dostałam w nocy odpowiedż od tego niszowego wydawnictwa, że zrezygnowali z recenzowania książek...to nie mogłam.
Rozumiem, że masz inne zdanie na temat recenzowania książek niszowych wydawnictw, ale każde z nich ma jakąś politykę wewnetrzną. Są takie wydawnictwa które nie chcą recenzji, takie które egzmplarze recenzyje przekazują poprzez portale z nimi współpracujące itp. Masz prawo mieć inne zdanie, ale to jest tylko i wyłącznie sprawa wydawnictwa jak chce się reklamować.
UsuńJa nie twierdzę, że wydawnictwo nie ma prawa decydować jak chce się reklamować. Ale nie odbieraj mi prawa do dziwienia się.
UsuńA to wydawnictwo o którym wspominałam, akurat w ogóle się nie reklamuje i nie przekazuje egz. przez portale i temu się dziwie- brakowi jakichkolwiek recenzji.
Ja Ci niczego nie odmawiam. Skoro mamy dyskutować to wyrażam swoje zdania. Akurat w tej kwestii inne niż Twoje.I tylko tyle.
UsuńMnie brak recenzji specjalistycznych publikacji w ogóle nie dziwi.Ich rola to przekazywanie pewnej wiedzy, danych, nie mają się podobać lub też nie. Do tego nie trzeba recenzji.
Podpinam się pod opinię Isadory w sprawie kultury wobec piszącego i kwiestii ujawniania treści książki. Osobiście mam spory dylemat, gdy recenzuję np drugą część serii - bo nie chce przypadkowo zepsuć zabawy tym, którzy nie czytali pierwszej a niechcąco przeczytają coś, co może było tam istotne. W takich przypadkach faktycznie prawie rezygnuję z informacji o treści ale tak poza tym, jak mam o czymś pisać, skoro nie wiadomo, o czym to w ogóle jest...
UsuńNo właśnie z tymi kontynuacjami I części zawsze mam problem, ile mogę napisać i w sumie wychodzi, ze niewiele i cieniutkie na ogół te recenzje są...
UsuńMail od pierwszego wydawnictwa zaskoczył mnie agresywnym wydźwiękiem. Rozumiem, że pewnie niektórzy wydawcy mają czasem dość zalewu maili od blogerów, ale nie usprawiedliwia to nieuprzejmości. Wystarczy prosta odpowiedź, że nie są zainteresowani. Widocznie powyższa pani postanowiła wylać swoje żale i trafiło na Ciebie... A na marginesie, coś się jej pomyliło - recenzja NIE jest interpretacją.
OdpowiedzUsuńOdnośnie akceptacji recenzji przez wydawnictwo nie jestem aż tak przekonana, czy to zły pomysł. Wszystko zależy od tego, do jakiego stopnia chcieliby ingerować w tekst. Jeśli byłaby to kwestia korekty lub prośby o korektę błędów ort., interpunkcyjnych czy stylistycznych, to jestem w stanie ich zrozumieć. Na stronach z prywatnymi recenzjami można niestety spotkać wiele tekstów, którzy autorzy są na bakier z wszelkimi zasadami polskiej pisowni. Jeśli natomiast chcieliby ingerować w treść i np. nie zezwalać na negatywne komentarze, byłoby to wg mnie niedopuszczalne.
*których autorzy :)
UsuńŁo kochana, temat zapodałaś taki, że podzielę na 3 komentarze bo trochę się boję, że przekroczyłabym ilość dozwolonych znaków a potem nie wiedziałaby jak to podzielić... Zakładam, że moje odpowiedzi niektórym podniosą ciśnienie, z góry przepraszam ale piszę jak czuję, niezależnie czy to recenzja książki czy dyskusja ;-)
OdpowiedzUsuńCzy oficyna wydająca tematyczne, acz drogie pozycje (które można podciągnąć pod naukowe, dla specjalistów w danej dziedzinie lub typowych maniaków) słusznie wychodzi z założenia, że recenzje, które zamieszczają blogerzy na blogach czy w księgarniach internetowych nic nie dają?
Jestem sobie w stanie wyobrazić, że wydawnictwo przeprowadziło badanie, z którego jasno wynika, że recenzje na blogach faktycznie nie wpływają na sprzedaż ich książek. Akurat w przypadku takich specjalistycznych podejrzewam, że większą wartość ma opinia znajomego specjalisty niż recenzja przypadkowego blogera, na którą napotkało się w internecie. Sama jestem stałą obserwatorką Twojego bloga, która ma zaufanie do Twoich wiadomości, choćby w zakresie historii. Gdybym była pasjonatką, mogłabym na podstawie Twoich opinii nabywać kolejne książki bo Cię jakoś znam i ufam Twojej opinii. Ale że ze mnie historyczny przygłup, to zwykle kończy się na przyjęciu do wiadomości, że dana książka istnieje, dla pewnych osób może być bardzo interesująca ale dla mnie jest raczej za mądra... Zakładając, że wśród Twoich obserwatorów 10 proc to tacy prawdziwi pasjonaci, a 2 osoby recenzowaną książkę już znają, pole rażenia jest stosunkowo małe. Ja z kolei lubię czasem czytać biografie ciekawych choć i kontrowersyjnych osób. Swego czasu pisałam o ciekawej biografii Busha. Ciekawej dla mnie ale nie dla większości obserwatorów, przeważały opinie typu - nie lubię tego pana lub nie interesuje mnie polityka. Nie jestem pewna czy moją receznją kogokolwiek skłoniłam do zakupu...
Inaczej ma się z literaturą popularną, sama często kieruję się opinią blogerów, którym ufam. Ale i tu dostrzegam stosunkowo ograniczone pole rażenia. W sumie nawet zastanawiałam się czy nie podjąć tego tematu u siebie ale zamiast tego napiszę tutaj. Po recenzji tego nieszczęsnego Greya zdarzyło mi się coś wyjątkowego. Zaczęły napływać do mnie maile od osób spoza blogosfery, ludzie dzielili sie swoimi wrażeniami z książki, jedni jej bronili (ale naprawdę kulturalnie i rzeczowo) inni podzielali moje zdanie. Padło tak dużo błyskotliwych myśli, że przez chwilę zastanawiałam się czy ich nie umieścić na blogu. Ludzie pytali równiez o tytuły które moim zdaniem są warte uwagi, niekoniecznie o tematyce erotycznej. Czegoś podobnego nie przeżyłam w całej mojej blogerskiej karierze. Gdyby coś podobnego działo się przy każdej recenzji, wydawnictwa pewnie by nam nawet dopłacały, byleby pojawiła się u nas recenzja ich książki. Problem jednak taki, że zwykle obracamy się jedynie w ograniczonym, blogerskim gronie... Jak to zmienić... nie wiem ale przyznam, że gdyby był jakiś sposób, blogowanie dostarczałoby mi dużo więcej satysfakcji...
Alison, ale to niszowe wydawnictwo napisało, ze w ogóle !!!! zrezygnowało z recenzji (a nie że blogerom nie daje do recenzji). Gdyby nie dawali do recenzji blogerom, ok nie dziwiłabym się, ale w ogóle?!
UsuńNo tak, ale czy recenzje w innych miejscach zawsze są obiektywne? Ja prawdę mówiąc bardziej wierzę np Tobie, niż temu co napisze ważny Pan w gazecie... A będąc specjalnistą w jakiejś dziedzinie pewnie bardziej wierzę sprawdzonemu koledze po fachu. Oczywiście nie mogę wypowiadać sie za wszystkich ale ja tak to odbieram.
UsuńDziękuję ci, wzruszyłam się. A serio, nigdy nie będę ważną pańcią z gazety, więc moim recenzjom można ufać uf, uf.
UsuńA co do tego niszowego wydawnictwa, to podziękowałam im za odpowiedż, ale dziwić się dziwię nadal:)
Nie ma za co dziękować :-) Gdzieś już pisałam, piszę co myślę, nikomu się nie podlizuję ;-)
UsuńHmmm pisząc recenzję nie podaję czasu, jaki zajęło mi przeczytanie książki. Kwestia interpretacji treści i pisania o tym, że była wzruszająca czy też nie... to moja indywidualna sprawa, przecież muszę napisać, jakie wrażenie na mnie wywarła dana lektura.
OdpowiedzUsuńKwestia oddawania recenzji do akceptacji to dla mnie bzdura wierutna. Przecież to mój tekst. Recenzja ma być obiektywna, a nie subiektywna. Dostaję książkę i mam szczerze napisać, co o niej myślę. Więc jakim prawem mają wymagać ode mnie, że wpierw podeślę tekst, a potem będę grzecznie czekała, aż łaskawie dadzą mi zgodzę na publikację MOJEGO tekstu na MOIM blogu. W życiu nie zgodziłabym się na tego typu warunki współpracy.
Poza tym pisząc recenzje nigdy nie wyjawiam za dużo z treści, a jedynie wprowadzam ewentualnego czytelnika w historię, jaka go czeka w trakcie lektury. Przecież trzeba coś napisać! Jak ktoś ma wiedzieć, czy warto bądź nie, jak co nieco o książce nie napiszemy... Sam opis na tylnej okładce czasami dużo nie mówi...
Cieszę się, że wydawnictwa, z którymi współpracuję niczego mi nie narzucają i nie piszą do mnie z wyrzutami, jeśli napiszę krytyczną recenzję książki, którą od nich otrzymałam. Uff...
Recenzja ma być obiektywna, a nie subiektywna
UsuńNo chyba odwrotnie. Na blogach piszemy z reguły z serca, a nie, sucho zapowiadając kolejną pozycję.
Dokładnie, żadna, nawet pisana najbardziej zawodowo recenzja nie będzie obiektywną, zawsze będzie subiektywną.
Usuńobiektywna recenzja, to chyba oksymoron
Usuńoj już tak się nie czepiajcie tego mojego "obiektywna a subiektywna" ;]
UsuńJakiś miesiąc temu zwróciło się do mnie wydawnictwo specjalizujące się w audiobookach. Po wymianie maili i pierwszym zamówieniu... współpraca się urwała. Do tej pory nie wiem, czemu?
OdpowiedzUsuńWspółpracuję z dwoma (a dorywczo z jeszcze jednym) wydawnictwami. Pierwsza książka niemiłosiernie mi się nie podobała. Napisałam o tym, głowy mi nikt nie urwał. Zdrowe podejście.
Jeśli mowa o wydawnictwie, z którym ja współpracuję to spróbuj dopytać, bo były tam jakieś zmiany personalne, może akurat gdzieś im się zapodziałaś...
UsuńEee, zwrócili się do mnie, a potem olali. Jakoś mi się nie chce. Poczułabym się, jakbym się miała prosić o te audiobooki. Nie to nie.
UsuńWspółpraca jest ok, jeśli obie strony podchodzą do niej z minimum zdrowego rozsądku - w tym przypadku jestem w stanie zrozumieć jedynie to niszowe wydawnictwo - odpisali, odmówili, bo mieli prawo i nawet krótko uzasadnili. Czytając fragmenty maili od pozostałych dwóch ma się wrażenie, że to jakieś niepoważne firmy. Oto moje skromne zdanie na ten temat :)
OdpowiedzUsuńAleż podoba mi się definicja recenzji:)
OdpowiedzUsuńKwestia akceptowania i redagowania przed publikacją na blogu recenzji przez wydawnictwo, bez tego wydawca nie zezwala na publikację.
OdpowiedzUsuńTu pewnie niejedna osoba się oburzy ;-)
Wydaje mi się że większość osób myli tutaj pewne pojęcia, bo i sama współpraca wydawnictwa z blogerem tworzy pewien konflikt. Powiedzmy sobie szczerze - wydawnictwo nie powstało po to, by wspierać blogerów książkami, tak by mógł je czytać i pisać coraz lepsze jakościowo recenzje. Wydawnictwo liczy na zysk a książki udostępnia po to, by dowiedziało się o nich możliwie dużo osób. Jak wiesz, nie współpracuję z wydawnictwami, ale podejrzewam, że jest z nimi podobnie, jak z moimi współpracami - tzn bloger ma prawo sam sobie wybrać, jakie książki chciałby przeczytać - innej opcji nie biorę pod uwagę. Skoro bloger sam wybiera, to wydawnictwo zakłada, że wybierze coś, co go interesuje i prawdopodobnie recenzja będzie pozytywna. Wydawnictwo nie ma w tym najmniejszego interesu, by udostępniać książki tylko po to, by bloger pisał, że są tragiczne. Więc jakoś mnie nie dziwi, że jeśli bloger coś wybierze a potem próbuje zrównać z ziemią, wydawnictwo dośc szybko podziękuje mu za współpracę. Skoro wydawnictwo życzy sobie wgląd do recenzji przed publikacją, to pewnie chce szybko odsiać te osoby, które ich oczekiwań nie spełniają. Czy taka praktyka musi mi, blogerce się podobać? Oczywiście że nie, w końcu zależy mi by pisać szczerze i uczciwie a nie zastanawiać czy wolno mi coś napisać. I tu pies pogrzebany - mamy sprzeczne interesy, przez co temat współprac, książek od autorów itp zawsze będzie wzbudzał kontrowersje.
Przy okazji pragnę podkreślić, że póki co nie zdarzyło mi się wybrać tytułu który ewidentnie by mi się nie podobał. Jednak jeśli pomimo pozytywnych opinii i mojego dobrego przeczyucia tak się stanie, na pewno nie będę tego ukrywać, nawet gdyby miało to oznaczać zerwanie współpracy...
Ja się nie oburzam, jest dyskusja, masz prawo wyrazić swoje zdanie:)
UsuńAle do tematu- owszem rozumiem i jest dla mnie rzeczą oczywistą, że recenzje maja się przekładać na sprzedaż (nikt, w tym żadne wydawnictwo) nie jest firmą dobroczynną, każde jest nastawione an zysk, takie są prawa dżungli czyli rynku. I ok, że robią "odsiew" blogerów, dziękują za współpracę tym, którzy im nie odpowiadają, ale można to zrobić nie ingerując w samą recenzję. Jedynym warunkiem współpracy nie może być to, że bloger napisze recenzję, której jakość i forma będą wydawnictwu x odpowiadać, a jak należy inaczej rozumieć warunek, że przed publikacją na blogu wydawnictwo zastrzega sobie prawo do redagowania i skracania recenzji?
Trzeba by dopytać osobę która to napisała. Jeśli chodzi o redagowanie byłabym w stanie wyobrazić sobie że np. będą zdania że jednak za dużo treści ujawniłaś i woleliby to nieco zmienić. Jesli jednak miałoby na celu zmianę opinii czy zatajenie tego co np mi się nie podobało to od razu bym podziękowała. Choc nie czarujmy się, nie brakuje osób, które na to pójdą, byle tylko dostać książkę i to właśnie im zawdzięczamy istnienie takich praktyk...
UsuńMogę się mylić, ale...z całości emaila wywnioskowałam, że jeżeli wydawnictwu przypadnie do gustu całościowo recenzja to wyrażą zgodę na jej publikację, jeżeli nie to nie.
UsuńA to już inna sprawa, że na pewno znajdą się osoby, które na to pójdą.
Jeśli jest tak jak to interpretujesz to z perspektywy blogera jest to dla mnie niedopuszczalne. Jednak ze strony Wydawnictwa w jakiś sposób rozumiem...
UsuńI nie tylko ja tak to interpretuję, rozmawiałam z mężem i emailowo z 2 blogerkami (stażem starszejszymi ode mnie:)) i oni tak samo to zrozumieli...
UsuńJa nadal obstaję przy zdaniu, ze wydawnictwo jeżeli recenzja nie spodoba im się może podziękować blogerowi za współpracę, ale nie może ingerować w treść recenzji (chyba, że zdradzi się za dużo treści), ale inaczej nie może ingerować.
I pod tym podpisuję się obiema rękami :-) Swoją drogą zastanawiam się co by było gdyby zapytać ich wprost, czy to oznacza, że negatywne opinie nie będą publikowane. Czy ktoś miałby czelność to napisać...
UsuńPoruszył mnie Twój tekst, bo sama przez to aktualnie przechodzę. Wysłałam propozycję do kilkunastu wydawnictw. Może niepotrzebnie teraz, gdy rozwijam bloga (a oni patrzą najpierw na popularność strony, dopiero później na recenzje), ale chciałam spróbować. Z pierwszym współpracę udało się nawiązać bez przeszkód i natychmiast - spodobał im się mój "list motywacyjny" i czekam na książki. Drugie wydawnictwo najpierw chce przyjrzeć się moim recenzjom, z kolei trzecie (nie będę zdradzać które) napisało w dość nieprzyjemny i niekulturalny sposób, że chyba nie mam do tego odpowiednich kompetencji. Dodali również, że widać wyraźnie mój gust czytelniczy - guzik prawda. Może i zamieszczam na chwilę obecną recenzje książek, które kiedyś tam przeczytałam i zrecenzowałam, ale aktualnie mam w planach poważniejsze pozycje, na których bardzo mi zależy.
OdpowiedzUsuńPrzysyłanie im recenzji przed publikacją na blogu? Śmieszne! Przecież ma to być opinia prosto od czytelnika; nie recenzja najpierw "przetrawiona" przez wydawnictwo, a później opublikowana.
No Kochana aleś rozpętała dyskusję! Właściwie wszystko już zostało powiedziane, więc ja tylko krótko. Po pierwsze redagowanie recenzji przed publikacją ? Bzdura. Co innego gdy recenzja taka ma zostać opublikowana gdzieś poza blogiem, w magazynie czy na portalu, bo wtedy jestem w stanie zrozumieć, że tekst musi być w miarę spójny i redakcja nie zaszkodzi. Natomiast ktoś miałby redagować tekst, który ja zamieszczam na MOJEJ prywatnej stronie?! To mi pachnie tylko jednym - każda recenzja ma być pozytywna!
OdpowiedzUsuńPo drugie zgadzam się, książki które nam daje wydawnictwo nie są darmowe, bo poświęcamy nasz czas na przeczytanie książki i napisanie recenzji. I uważam, że reklamować trzeba także znane nazwiska z jednego powodu. Taki Stephen King na przykład, geniusz horroru, ale wydał "Dallas 63" i słyszałam wiele opinii, że książka świetna, ale mnie się ją ciężko czyta i tak podczytuję ją po trochu od roku już. Recenzja na blogach dają ogląd na poszczególne tytuły, nie każda książka świetnego autora musi być świetna. Wielu twórców ma lepsze i gorsze powieści, a w obliczu tych tysięcy tytułów dostępnych na rynku wydawniczym, wolę kupić coś co wiem, że może mi się spodobać, niż brać w ciemno bo to King dajmy na to jest.
Po trzecie czasem trzeba uchylić rąbka tajemnicy i napisać co nieco o fabule książki, bo inaczej nie da się zwrócić uwagi potencjalnych czytelników, zwłaszcza że niestety zdarza się, iż nota wydawcy nijak się ma do zawartości książki.
No a miało być krótko:) Pozdrawiam
Faktycznie - rozpętałaś burzę :) Ale chyba była potrzebna.
OdpowiedzUsuńNa pewno nie zgodziłabym się na korekty i przedstawianie do akceptacji - piszę szczerze, a w jakiej formie - to ode mnie zależy, blog jest mój. Można się z tym zgadzać lub nie, ale nie poprawiać.
Z drugiej strony - ja kupuję książki pod wpływem innych blogerów. kupuję, bo wiem, że warto - nie biorę w ciemno, bo ładna okładka.
Mamy XX wiek i marketing napędza sprzedaż - to nieuniknione! A Wydawnictwu opłaca się wysłać książkę np. 100 blogerom, bo koszt reklamy wyniesie go ok. 4000zł po cenie sprzedaży z marżą czyli pewnie minus 20-25%. Co to jest? Reklama w gazetach czy tv jest duuuużo droższa, a wcale nie skuteczniejsza. Marketing szeptany - taki jak nasze blogi, jest najlepsza formą reklamy! Zobaczcie jak często opisujemy książki biblioteczne, których nikt nam nie podarował do recenzji, a robimy im dobrą opinię - i nikt nam za to nic nie daje, a zyskuje kolejnych czytelników czy kupców na tą pozycję.
Rynek wydawniczy jest ściśle powiązany z czytelnikami - a takich czytelników, którzy w dodatku piszą swoje opinie powinno się szanować i odpisywać przynajmniej w grzecznym tonie.
pozdrawiam
A ciekawe, jak chciałoby się zachować wydawnictwo w przypadku niezaakceptowania recenzji? - "Oddawaj egzemplarz recenzencki, Fstręciucho!" ? :)
OdpowiedzUsuń