Wydawnictwo WAB, Seria z miotłą, Okładka miękka, 364 s.
Wyjątkowo nie oceniam książki w skali 1-6, bo nie wiem, jaką ocenę dać, więcej nie wiem nawet czy książka mi się podobała. Można po lekturze nie wiedzieć, gwarantuję wam.
Ale po kolei.
27, czyli śmierć tworzy artystę, pochodzi z bardzo przeze mnie cenionej serii Wydawnictwa WAB, Serii z miotłą. Zawsze „miotełka” była dla mnie gwarantem doskonałej jakości prozy i wszystkie pozycje kupowałam w ciemno.
Autorka książki, Alexandra Salmela, to ur. w 1980r., pisząca po fińsku Słowaczka, autorka licznych opowiadań, wierszy i dramatów. Studiowała dramaturgię w Bratysławie i filologię fińską w Pradze. Mieszka w Finlandii z mężem i dwójką dzieci. 27, czyli śmierć tworzy artystę (2010), to jej debiutancka powieść, uhonorowana nagrodą literacką dziennika „Helsingin Sanomat" oraz nominowana do prestiżowej Finlandia-palkinto i słowackiej nagrody literackiej, Anasoft Litera. Prawa do przekładu kupili wydawcy z Czech, Danii, Słowacji i Włoch.
A o co chodzi w książce? No właśnie nie do końca jestem pewna.
Mamy tzw. Klub 27, do którego należą m.in. Brian Jones, Jimi Hendrix, Janis Joplin, Jim Morrison, Kurt Cobain, Amy Winehouse. Znacie ich? Wszyscy ich znają, ale nie tylko to ich łączy. Łączy ich także śmierć w wieku...27 lat. Dlaczego akurat w tym wieku? Czy to jakaś cyfra magiczna, może graniczna?
Na to i inne pytania próbuje odpowiedzieć główna bohaterka książki – Angie. Dziewczyna niedługo także dobije do magicznej granicy i skończy 27 lat. Jest przekonana, że do czasu swoich urodzin musi stworzyć coś wielkiego, jakieś wiekopomne dzieło. Postanawia stworzyć arcydzieło literackie. Szukając godnego owego dzieła tematu i natchnienia, wybiera się do Finlandii. Zamieszkuje w sąsiedztwie powiedzmy normalnej rodziny i zaczyna tworzyć.
Co z tego wyjdzie nie napiszę.
Nie chcę was zrażać do lektury. Każdy powinien sam na własną rękę odkryć zachwalaną na Zachodzie książkę Salmeli.
Co mnie najbardziej w trakcie lektury irytowało? Wielostronna (chociaż nie wiem, czy to odpowiednie sformułowanie) narracja, 4 narratorów to dla mnie o przynajmniej dwóch za dużo. Ale tu nie chodzi nawet o liczbę narratorów, a o to kim (czym?!) są. Głównym narratorem jest oczywiście Angie poza tym... Opel Astra, którego właścicielem jest w/w fińska rodzina (do tego ten Opel mówi), kotka Kassandra (i to wg mnie najsensowniejszy, acz tajemniczy narrator) i... Pan Prosiaczek (tak, ten od Kubusia Puchatka, który jest najlepszym przyjacielem Fasolki - najmłodszej latorośli w stadle fińskich sąsiadów Angie, jest też niezwykle miły, taki brat łata).
Ta narracja jest o tyle ciekawa, że za każdym razem poznajemy inny punkt widzenia.
A co mi się podobało (bo było coś takiego, a tak, żeby nie było, że jestem całkiem na nie), bardzo ciekawie odmalowani bohaterowie. Przede wszystkim sama Angie, poza tym fińska kura domowa Pia, która wydawała mi się z lekka (a może nawet bardziej) sfrustrowana, a jej jedynym sposobem na życie było rodzenie kolejnych dzieci, przy tym była mega nawiedzona ekologicznie i tą ekologiomanię próbuje zaszczepić w Angie, no i jej bardzo niezaradny życiowo mąż.
Nie neguję, że powieść (obsypana peanami i wieloma nagrodami) jest dobra, ba jest doskonała, ale ja jej chyba (bo nie jestem w sumie pewna) nie zrozumiałam właściwie. Wiem, że książki z Serii z miotłą są ambitne, czasami trudne w odbiorze, ale książka Salmeli nie przemówiła do mnie. Może nie zrozumiałam przesłania, które miało podobno obalać stereotypy dot. Finów? Może książka w mojej osobie nie trafiła na swojego czytelnika? Najpewniej wszystko naraz.
No cóż, sami pewnie wiecie, że czasami tak jest - książka moze być doskonała, podobać się większości czytelników, a wam niezbyt odpowiada, nie przemawia do was...
Np. moja mama i przyjaciółka są nią zachwycone, uważają, że jest nowatorska, ma głębię i wspaniałe poczucie humoru i niezwykle ciekawie ukazuje sceny z życia bohaterów...
Nie odradzam wam tej lektury, nawet do niej zachęcam, jeśli od czasu do czasu lubicie przeczytać coś innego, nietypowego.Ta książka jest mocno nietypowa, to jedno mogę zagwarantować. Może czasami warto sięgnąć po coś innego, może akurat wam ta pozycja przypadnie do gustu bardziej niż mnie.
Raczej podziękuję.
OdpowiedzUsuńIntrygująca, ale skąd wziąć czas na również takie książki.)
OdpowiedzUsuńNie na pewno nie dla mnie. Już sama ilość narratorów mnie przeraża. Poza tym wielokrotnie przekonałam się, że to co jest genialne/głupie dla Amerykanów,to w Europie się nie przyjmie/spodoba. To co Europa chwali, nie zawsze Polakom przypadnie do gustu:)
OdpowiedzUsuńJednym z narratorów jest Opel Astra? O nie, to nie dla mnie :)
OdpowiedzUsuńNa serii z miotłą już się kilka razy zawiodłam. Największy niewypał to "Panda sex".
Ale to mądry Opel Astra, gadający np. Osoba, która prowadzi etc.
UsuńMyśle, że ta idea "27" czy raczej "klub 27" jest bardzo interesującą. Nie wiem w jakim stopniu autorka odwołuje się do jego członków i symboliki - jeśli sporo to owszem chętnie bym sobie to przeczytała.
OdpowiedzUsuńNo, ale narrator auto to brzmi co najmniej dziwacznie ...
Opel Astra narratorem? A czy doszło do wymiany zdań między nim, a panią nawiedzoną ekologicznie? dobre...
OdpowiedzUsuńCo wszyscy wspominają tylko o Opelku? A Prosiaczek, jako narrator was nie dziwi? No bo, że kot jest narratorem to normalne. Sama jestem kociara i uważam to za super normalne.
UsuńHmmm...Czuję się zaintrygowana ale nie napalona :D Zdam się na los :)
OdpowiedzUsuńNie chyba nie przeczytam
OdpowiedzUsuńPodziwiam, że przebrnęłaś przez tą książkę.
OdpowiedzUsuńAż tak żle nie było, momentami nawet zabawnie, inaczej, tylko spodziewałam się (po tych wszystkich peanach) czegoś lepszego, duuuzo lepszego, tym bardziej, że moja mama i przyjaciółka są zachwycone tą ksiażką...
UsuńOstatnio podjęłam wyzwanie przeczytania wszystkich (albo prawie wszystkich) książek należących do Serii z miotłą. Jak do tej pory nie zawiodłam się na żadnej z nich. "27, czyli śmierć tworzy artystę" widziałam jakiś czas temu w księgarni, ale coś powstrzymało mnie od zakupu. Jednak chętnie zapoznam się z prozą tej nieznanej mi dotąd autorki i przekonam się czy to faktycznie książka, której trudno wystawić jednoznaczną ocenę...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Mnie było trudno, ale tobie ta książka, podobnie, jak mojej mamie, może bardzo sie spodobać.
UsuńWitam na blogu:)