Strony

sobota, 16 sierpnia 2025

Abraxas - Bogdan-Alexandru Stănescu


Wydawnictwo Noir sur Blanc, Moja ocena 6/6
Są książki, które się czyta, i są takie, które się przeżywa. Abraxas Bogdana-Alexandru Stănescu należy zdecydowanie do tej drugiej kategorii. 
Abraxas to książka, której się nie tylko czyta – ją się przeżywa. To powieść, która nie pozwala na dystans ani na obojętność. Każda strona tnie tu jak ostrze, a każde zdanie zostaje w pamięci niczym ślad na starej kliszy fotograficznej, której nie da się już wyczyścić.
Główny bohater i zarazem narrator – którego imię mogłoby brzmieć po prostu Niepowodzenie – prowadzi nas przez swoje życie jak przez labirynt porażek. To nie jest zwykła opowieść o dorastaniu czy rodzinnych traumach. To podróż przez ciemne korytarze ludzkiej psychiki, przez relacje tak silne, że stają się jednocześnie błogosławieństwem i przekleństwem. Na szczególne miejsce zasługuje tu postać matki, pięknej i demonicznej Relu – figury, w której czułość jest tuż obok okrucieństwa, a miłość nieustannie przeplata się z nienawiścią.
Tłem, a może raczej współbohaterem tej powieści, jest Bukareszt. Miasto to jest naznaczone historią, poczynając od przedwojennych ulic, przez mroczne czasy Ceauşescu, po bardzo dziwny okres transformacji. Stănescu pisze o mieście z niezwykłą wrażliwością, jak o żywym organizmie, pełnym ran, blizn i zapomnianych legend. Te rany migdy się nie zagoją. Dzięki uczynieniu Bukaresztu pełnoprawnym bohaterem, Abraxas jest nie tylko opowieścią o jednostce, lecz także kroniką miasta, które pamięta więcej, niż chciałoby zdradzić.
Powieść jest bardzo wymagająca, pełna dygresji, paraboli i misternych konstrukcji. Obok historii głównego bohatera pojawiają się np. losy żydowskiego pisarza awangardowego Ilari Voronki, splecione w jeden, gęsty wątek narracji. Wymaga to od czytelnika skupienia, ale wysiłek zostaje sowicie nagrodzony – Abraxas to genialna, mistrzowska literatura, bez tanich chwytów i gotowych pocieszeń.
W tej, jakże osobistej opowieści, nie ma tujakże oczekiwanego katharsis. Nie znajdziemy nawet krztyny ukojenia. To powieść o przeszłości, która nigdy nie odchodzi, o dzieciństwie, które zabarwia i naznacza całe dorosłe życie. Stănescu pokazuje, jak doświadczenia pierwszych lat i system, w którym wzrastamy, wyznaczają trajektorię naszego losu, nawet jeśli staramy się od nich uwolnić.
Abraxas pozostaje w czytelniku na bardzo długo. Po odłożeniu książki wciąż czujemy chłód bukareszteńskich murów i słyszymy szept matki bohatera. To powieść nie o jednym człowieku, ale o ludzkiej kondycji – bezlitosna, prawdziwa, hipnotyzująca i w sumie bardzo smutna.
Bogdan-Alexandru Stănescu stworzył dzieło, które wymyka się łatwym kategoriom, które jest nieoczywiste i trudne. To literacki labirynt, z którego wychodzi się odmienionym – trochę poranionym, ale też głębiej świadomym tego, co jest w nas, co nas ukształtowało. Abraxas to dowód, że wielka literatura wciąż potrafi wstrząsnąć, zachwycić i zaboleć jednocześnie. To trudna lektura, ale warto zadać sobie sporo trudu. Nagroda gwarantowana.

 

środa, 13 sierpnia 2025

Czy odkryjesz kto jest mordercą? - Antony Johnston

 


Wydawnictwo IV Strona, Moja ocena 5/6
Bardzo ciekawa lektura, prawdziwa gratka dla wszystkich, którzy kochają zagadki i kryminały! Czy odkryjesz, kto jest mordercą? to niezwykła, interaktywna opowieść, w której to ty jesteś detektywem. 
Już od pierwszych stron widać, że nie jest to zwykła książka. Nie czyta się jej od początku do końca w standardowy sposób – zamiast tego podejmujemy decyzje, które wpływają na przebieg wydarzeń. Kogo przesłuchać jako pierwszego? Któremu tropowi zaufać? Kiedy szukać kolejnych dowodów? To my wybieramy drogę, a każda decyzja może nas zbliżyć do rozwiązania… albo zupełnie nas zmylić. 
Akcja książki toczy się wokół tajemniczego morderstwa w miejscu zwanym Kwiaty Elizjum. Sama nazwa już budzi niepokój i intryguje. Klimat historii jest gęsty, nieco mroczny, pełen niedopowiedzeń i tajemnic. Autor umiejętnie buduje napięcie, stopniowo odkrywając kolejne elementy układanki. 
Największą siłą tej książki jest jej interaktywność. Możliwość wyboru, podejmowania decyzji i odkrywania różnych zakończeń sprawia, że każda lektura może być inna. Czytelnik nie tylko śledzi fabułę – on ją także o dziwo współtworzy. Dzięki temu mamy wrażenie, że naprawdę uczestniczymy w śledztwie, a każda podjęta przez nas decyzja niesie ze sobą konsekwencje.
To książka, która spodoba się nie tylko fanom kryminałów, ale także osobom, które lubią łamigłówki, gry logiczne i historie z twistem. Trzeba myśleć, analizować, kojarzyć fakty – ale właśnie to sprawia, że trudno się od niej oderwać.
Polecam. Czy odkryjesz, kto jest mordercą? to inteligentna, nietypowa i bardzo wciągająca książka. Idealna dla tych, którzy marzyli o tym, by wcielić się w rolę detektywa i samodzielnie rozwikłać kryminalną zagadkę. Czy uda ci się odkryć prawdę? To zależy tylko od ciebie. Jedno jest pewne – ta książka na długo zostaje w pamięci.

 

niedziela, 10 sierpnia 2025

Dziennik 1954 - Leopold Tyrmand

 



Wydawnictwo MG, Moja ocena 6/6
Fanką twórczości Tyrmanda byłam już wcześniej, ale po lekturze Dziennika... kilka lat temu stałam się fanką Tyrmanda także, jako człowieka. Po 5 latach wróciłam do lektury zapisków mojego ulubionego pisarza.
Leopold Tyrmand to jedna z najbardziej barwnych postaci polskiej literatury XX wieku. Urodzony w 1920 roku w Warszawie, wychowany w inteligenckiej rodzinie żydowskiej, przeszedł przez wielokulturową mozaikę Europy przedwojennej, przez wojnę, okupację i powojenną stalinizację Polski. Był nie tylko pisarzem i publicystą, ale także ikoną nonkonformizmu i niezależnego myślenia w czasach, gdy takie postawy były szczególnie niebezpieczne. Jego życie było pełne zwrotów akcji, warto je poznać. 
Choć pisarz najbardziej znany jest z powieści Zły, to właśnie Dziennik 1954 pozostaje jednym z najważniejszych i najgłębszych świadectw jego myśli, światopoglądu i samotnej walki z konformizmem tamtych czasów. 
Dziennik 1954 to osobisty zapis codzienności, ale nie w sensie prostego kalendarium. Tyrmand prowadzi dziennik przez trzy miesiące – od 1 stycznia do 2 kwietnia 1954 roku. Był to okres, gdy pisarz był zawodowo wykluczony, pozbawiony możliwości publikacji. Miało to miejsce po tym, jak wraz z redakcją Tygodnika Powszechnego odmówił podpisania nekrologu Stalina w wersji cenzurowanej przez władze. To czas dla Tyrmnda trudny materialnie, ale też wyjątkowy intelektualnie.
Dziennik... był takim literackim aktem samoobrony i zarazem moralnego sprzeciwu wobec świata konformizmu, ideologicznego kłamstwa i estetycznej bylejakości, wobec świata, którego Tyrmand nienawidził. Taki ówczesny protest book.
Najmocniejszą stroną Dziennika... jest bezkompromisowa ocena rzeczywistości i ludzi ją tworzących. Tyrmand bezlitośnie punktuje konformizm środowisk twórczych, moralną kapitulację inteligencji, uległość wobec propagandy. Atakuje znajomych (często z nazwiska lub pod inicjałami), krytyków, pisarzy, aktorów – wszystkich, którzy według niego „sprzedali się” systemowi, przyjęli jego reguły dla osobistych korzyści lub ze strachu. 
Dziennik 1954 to także zapis walki Tyrmanda z samym sobą – z narastającą frustracją, samotnością, biedą, lękiem przed zapomnieniem. To również próba stworzenia przez autora mitu własnej osoby: inteligenta niepokornego, człowieka zasad, artysty na wygnaniu we własnym kraju. Mimo trochę megalomańskiej tendencji, Dziennik... jest szczery i autentyczny.
Ważną część stanowią opisy związków, flirtów i erotycznych przygód Tyrmanda.
Styl autora jest żywy, błyskotliwy, pełen ironii, autoironii i celnych obserwacji. To styl literata z krwi i kości, który nawet pisząc o śniadaniu potrafi stworzyć mini-esej. Jego zdania są nasycone kulturą, literaturą, humorem – ale też bólem.
Dziennik 1954 to jedno z najważniejszych dzieł polskiej literatury osobistej XX wieku. Nie tylko jako dokument epoki, ale jako głos jednostki przeciw systemowi – nie w sensie politycznym, ale egzystencjalnym. To książka o samotności, niezależności, odwadze i potrzebie zachowania twarzy.
Dziennik 1954 to fascynująca, wielowarstwowa lektura – dla jednych męcząca przez intelektualny ciężar i narcystyczne tony, dla innych – bezcenna jak relikwia niezależnego ducha w czasach totalitaryzmu. To książka do powolnego smakowania, analizowania, może nawet prowadzenia własnych notatek na marginesach. Tyrmand stworzył w niej coś więcej niż dziennik: stworzył pomnik jednostki w oporze – nie heroicznej, ale ludzkiej. I właśnie dlatego tak ważnej. Lektura Dziennika...to dla mnie ponownie niesamowita przygoda i wyjątkowe doznanie. Mimo upływu kilku dekad, książka jest nadal aktualna. Przypomina ona, że wolność zaczyna się od odwagi bycia sobą. Polecam.

 

piątek, 8 sierpnia 2025

Para idealna - Ruth Ware

 


Wydawnictwo IV Strona, Moja ocena 4-/6 

Autorka sięga po motywy dobrze znane z thrillerów psychologicznych. Mamy tu: izolację, niepewność, narastającą paranoję i wiele innych. Ware łączy je z konwencją współczesnych reality show. Efekt? Książka, która może nie zaskakuje nowatorskim podejściem, ale zdecydowanie wciąga i trzyma w napięciu do ostatnich stron. 
Lyla to główna bohaterka, której życie zaczyna się rozpadać. Ambitna, ale zmęczona porażkami na każdym polu życia, daje się namówić swojemu chłopakowi Nico na udział w kontrowersyjnym programie typu reality show, mającym wyłonić „parę idealną”. Już sam pomysł wydaje się mało rozsądny, ale Lyla nie ma nic do stracenia, a udział w programie może być ostatnią szansą, by coś zmienić. 
Początkowo Para idealna przypomina satyrę na współczesną kulturę medialną – świat social mediów, sztuczne relacje, pokazywanie związku w telewizyjnym obiektywie. Szybko jednak atmosfera gęstnieje. Izolacja na wyspie, nieprzewidywalna pogoda i coraz bardziej niepokojące wyzwania wprowadzają element grozy. Z pozoru niewinne show zaczyna przypominać bardziej eksperyment psychologiczny niż zabawę, a napięcia między parami prowadzą do konfliktów, które – jak to bywa u Ware – mogą mieć tragiczne konsekwencje.
Największym atutem książki jest umiejętne budowanie atmosfery zagrożenia. Ruth Ware nie spieszy się z odsłanianiem wszystkich kart. Pisarka bardzo powoli wprowadza niepokojące sygnały, które z czasem układają się w coraz bardziej mroczny obraz. Bohaterowie są dobrze i ciekawie nakreśleni. Z wieloma ich cechami czytelnik może się utożsamiać, kilkorgu z nich kibicować. Np. Lyla, z którą łatwo się utożsamić. Zdezorientowana, zmęczona i szukająca ratunku – jej przemiana z biernej uczestniczki wydarzeń w kobietę, która zaczyna walczyć o przetrwanie, została świetnie pokazna.
Mimo licznych zalet książka nie jest wolna od słabości. Chodzi mi np. o tempo akcji, które jest bardzo nierówne. Pierwsza połowa książki rozwija się dość powoli, skupiając się głównie na relacjach między parami, które nie zawsze są interesujące na tyle, by utrzymać napięcie. Dopiero w drugiej połowie, kiedy stawka naprawdę rośnie, książka nabiera rozpędu.
Zakończenie jest zbyt przewidywalne, a to chyba największa wada każdego thrillera. Niektóre wątki zostają rozwiązane zbyt szybko lub powierzchownie, co trochę rozmywa efekt „wow”, na który czytelnik czekał przez kilkaset stron. 
Para idealna to nienajgorszy thriller psychologiczny z ciekawą oprawą i dobrze skonstruowaną główną bohaterką. Ruth Ware umie trzymać w napięciu i bawić się atmosferą niepokoju, nawet jeśli nie wszystko w tej historii działa idealnie. Warto przeczytać, ale nie liczcie na spektakularny efekt. Nie jest najlepsza książka Ware, ale zdecydowanie nie najgorsza.
 

Zapraszam na moje konto na Instagramie (klik) 

 

 

środa, 6 sierpnia 2025

Pogoda pod psem. Cykl: Śledztwa Immy Tataranni (tom 2) - Mariolina Venezia

 


Wydawnictwo Noir sur Blanc, Moja ocena 5,5/6
Mariolina Venezia po raz kolejny udowadnia, że włoska literatura kryminalna może być nie tylko inteligentna, ale też ironiczna, zadziorna i bardzo, bardzo ludzka. Pogoda pod psem to druga część cyklu o prokurator Immie Tataranni. Jest to powieść, którą pochłania się z przyjemnością większą niż talerz makaronu w domowej knajpce w sercu Matery. 
A skoro już o Materze mowa, miasto to nie jest w tej książce jedynie tłem. Jest ono pełnoprawnym, żywym bohaterem, ze swoimi wilgotnymi zaułkami, historią zapisaną w tufie i melancholijną urodą południa Włoch. To wszystko bardziej przypomina kadr z filmu Felliniego niż kryminał. Vnezia pokazuje Basilicatę w nieco surowym świetle: z jednej strony pełną dzikiej urody, z drugiej – rozdrapywaną przez wielkie interesy, polityczne układy i lokalne przesądy. Deszcz, błoto i mrok doskonale oddają klimat śledztwa, ale też psychiczny stan bohaterki. A wszystko to w idealnych proporcjach, świetnie pomieszane i genialnie zaserwowane czytelnikom.
Imma Tataranni to absolutna perełka wśród literackich postaci. To prawdziwa kobieta, żywa bohaterka, a nie tylko literaci twór. Jest nieidealna, niepokorna, złośliwa, nieprzejednana, a jednocześnie pełna człowieczeństwa. Jej osobowość rwychodzi daleko poza ramy klasycznego kryminału. Ma więcej wspólnego z bohaterkami Eleny Ferrante niż ze stereotypowymi detektywami. Venezia portretuje ją wspaniale, z sympatią, ale bez taryfy ulgowej. Imma potrafi być trudna, kąśliwa, nie do końca fair. Jednak jej siła polega na autentyczności. To kobieta, która nie boi się być sobą, nawet jeśli oznacza to chodzenie w szpilkach po rozmokłym polu dowodowym. To postać, z którą utożsami się wiele z nas. I na tym polega potęga tych książek.
Bohaterka, Matera ok. Zapytacie - a wątki kryminalne, czyli to co w kryminale najważniejsze? Są, i to bardzo sprawnie poprowadzone. Mamy zniknięcie młodej dziewczyny, tajemnicze powiązania polityczne, cień przeszłości, kprzysłowiowe trupy w szafie, a do tego śledztwo balansujące na granicy zawodowej katastrofy. Ale Venezia robi coś więcej. Autorka wplata w kryminał refleksjąe nad współczesnymi Włochami, gdzie przeszłość wciąż czai się za rogiem, a prawda nigdy nie jest oczywista. Między kampanią wyborczą, a magią wiejskich zabobonów, przemyka cień pytania: komu właściwie zależy na sprawiedliwości, a komu na tym, żeby wszystko zostało po staremu? Widać tu bardzo duże podobieństwo do weneckiego cyklu z komisarzem Brunettim Donny Leon.
Bardzo ciekawi są także bohaterowie drugiego planu, np. sierżant Calogiuri, nieco zbyt przystojny, by mu ufać, mąż, który zaskakuje swoją zaradnością, i córka, z którą Imma toczy odwieczną wojnę pokoleń. Relacje rodzinne są tu nie mniej ważne niż śledztwo. Pisarka przedstawia je z humorem, ale i goryczą pokazują, jak trudno być jednocześnie kobietą, matką, partnerką i urzędniczką państwową na południu Włoch. Nie jest to kraina przyjazna dla kobiet. Wg. wielu Włochów z tego regionu, kobieta nadal powinna siedzieć w domu i zajmowac się tylko rodziną.
Pogoda pod psem to kryminał, którego nie da się jednoznacznie zaszufladkować. To również opowieść o kobiecie, która – mimo wszystkich przeciwności – nie daje się złamać. To także pieśń (czasami gorzka) traktująca o południu Włoch, które pachnie wilgotną ziemią, gotującym się gulaszem i niespełnionymi marzeniami. I o tym, że nawet w największym błocie można iść dalej – byle z głową podniesioną wysoko i w ulubionych szpilkach. Zdecydowanie polecam. Świetne, zabawne, mądre.

 


poniedziałek, 4 sierpnia 2025

Wszystko zostaje w rodzinie - John Marrs

 



Wydawnictwo IV Strona, Moja ocena 5/6
Wszystko zostaje w rodzinie Johna Marrsa to ciekawy thriller psychologiczny, który nie tylko trzyma w napięciu, ale również zmusza do refleksji nad granicami zaufania, trwałością relacji i cienką linią między przeszłością a teraźniejszością. Marrs udowadnia po raz kolejny, że jest mistrzem w konstruowaniu dusznej, pełnej napięcia atmosfery oraz nieprzewidywalnych zwrotów akcji.
Początkiem historii jest klasyczny motyw – młode małżeństwo, Mia i Finn, z entuzjazmem odnawiają starą posiadłość, by zamienić ją w dom swoich marzeń. Wszystko zapowiada się wspaniale. Związek kwitnie, pojawia się ciąża, a remont niesie ze sobą nadzieję na nowy początek. Jednak Marrs bardzo szybko burzy ten pozorny spokój już na samym początku. Pewnego dnia na jednej z desek zostaje znaleziona wiadomość. Jaka to wiadomość? Tego nie zdradzę. Napisze tylko, iż jest to początek i punkt zapalny dla całej historii. Można śmiało powiedzieć, że to iskra, która uruchamia lawinę wydarzeń. 
Autor prowadzi czytelnika przez spiralę napięcia. Narracja powoli odsłania kolejne tajemnice, dając czas, by poczuć niepokój Mii, jej rosnącą obsesję i poczucie osamotnienia. Z czasem bohaterka coraz bardziej oddala się od męża, nie potrafiąc zignorować sygnałów, że coś jest nie tak. 
Zamiast prostych rozwiązań i tanich chwytów grozy, autor oferuje psychologiczną głębię, pogłębiając portret Mii jako kobiety w rozdarciu: między miłością a lękiem, racjonalnością a paranoją. 
Jednym z największych atutów powieści jest samo miejsce akcji – dom, który staje się niemal żywym bohaterem książki. Marrs tworzy jego historię z dbałością o każdy szczegół, budując przerażającą mitologię wokół jego ścian. To nie tylko miejsce zbrodni, ale również symbol traumy, dziedziczonych sekretów i konsekwencji decyzji podejmowanych przez poprzednich mieszkańców.
W miarę rozwoju fabuły napięcie narasta, a Marrs co chwila podrzuca nowe tropy i fałszywe wskazówki. Co najważniejsze, autor nie popada w banał ani przewidywalność. Zakończenie, choć logiczne i dobrze umotywowane, potrafi zaskoczyć i zostawia czytelnika z poczuciem niepokoju. 
Wszystko zostaje w rodzinie to nie tylko solidny thriller, ale przede wszystkim psychologiczna opowieść o zaufaniu, poczuciu bezpieczeństwa i cienkiej granicy między przeszłością a teraźniejszością. John Marrs udowadnia, że nawet z pozornie znanego motywu potrafi wydobyć coś świeżego, niepokojącego i wciągającego. 
To książka dla wszystkich miłośników mrocznych tajemnic, psychologicznych napięć i fabuł, które nie dają o sobie zapomnieć. Jeżeli szukasz thrillera, który wbije cię w fotel, a przy tym zostawi z pytaniami o to, co naprawdę oznacza "bezpieczny dom" – ta powieść jest właśnie dla ciebie.

sobota, 2 sierpnia 2025

Karuzela pomyłek - Andrea Camilleri

 



Wydawnictwo Noir sur Blanc, Moja ocena 5,5/6
Andrea Camilleri to niekwestionowany mistrz włoskiego kryminału. Autor po raz kolejny udowadnia, że jego kunszt narracyjny i psychologiczna przenikliwość nie mają sobie równych. Karuzela pomyłek, najnowsza odsłona przygód komisarza Montalbano, to powieść, która zachwyca, niepokoi, wciąga bez reszty i nie pozwala o sobie zapomnieć długo po przeczytaniu ostatniej strony. 
To nie jest zwykły kryminał – to gęsta jak sycylijska noc opowieść o ludzkich słabościach, wypaczonej miłości i zbrodniach, które rodzą się z głęboko zakorzenionego bólu i pragnienia zemsty. Camilleri z chirurgiczną precyzją operuje ironią, psychologicznym napięciem i groteską, tworząc powieść pełną wielowymiarowych znaczeń.
Komisarz Salvo Montalbano jest jak zawsze błyskotliwy i czujny. Choć czas nieubłaganie odciska piętno na jego ciele i duszy, nie traci ani odrobiny ze swojej przenikliwości i moralnej siły. Gdy inni dostrzegają jedynie powierzchnię – on zagląda pod nią. To nie policjant, to filozof śledztwa, który myśli sercem, a czuje rozumem. 
Śledztwo, które prowadzi, przypomina tytułową karuzelę. Jest ono pełne zawrotów akcji, fałszywych tropów i zwodniczych powiązań. Mamy trzy kobiety – porwane, odurzone, a jedna brutalnie poraniona. Nie łączy ich z pozoru nic oprócz miejsca pracy i wieku. W tle płonie sklep, a jego właściciel i narzeczona znikają bez śladu. Czy to mafia? Porachunki? A może coś jeszcze bardziej złowieszczego? A to dopiero początek. Nic więcej wam o fabule nie napiszę. Nie chce psuć elementu zaskoczenia. Warto, zdecydowanie warto przeczytać tę książkę. 
Camilleri jak nikt inny potrafi malować słowem. Jego Sycylia tętni życiem, zapachami, upałem i melancholią. Nocne sceny w Vigacie są niemal poetyckie lub jak namalowane przez mistrza pędzla. Jednocześnie każdy akapit pulsuje grozą, niedopowiedzeniem, czarnym humorem i czymś, co można nazwać „egzystencjalnym niepokojem”. 
Styl autora to nie tylko narracja, to przede wszystkim doświadczenie. Czytelnik nie tyle czyta, co wchodzi w świat powieści. Czytelnik wręcz czuje zawilgocone mury komisariatu, słyszy ironiczne komentarze Montalbana i niemal czuje zapach dań Enza z ukochanej trattorii.
To, co wyróżnia Karuzelę pomyłek spośród innych powieści kryminalnych, to genialna konstrukcja fabularna. Camilleri bawi się, zwodzi czytelnika, prowadzi go przez labirynt, w którym logika co chwilę przeczy samej sobie. A jednak – wszystko się spina. Z każdym rozdziałem odsłania się nowa warstwa, nowy motyw, który zmienia całkowicie perspektywę. 
Końcowe rozwiązanie jest zaskakujące, mroczne, a jednocześnie boleśnie ludzkie. Pokazuje ono, że zło nie zawsze ma twarz gangstera czy psychopaty. Czasem jest zakorzenione w zwyczajności, samotności i odrzuconym uczuciu.
Karuzela pomyłek to kryminał wyjątkowy, nie tylko dla miłośników zagadek i policyjnych dochodzeń, ale dla wszystkich, którzy cenią literaturę z duszą. To powieść, która miesza gatunki, emocje i filozofię, pozostawiając po sobie intelektualne drżenie i emocjonalną zadumę. 
Andrea Camilleri pokazuje pełnię swojego talentu – ironicznego, a zarazem bezlitośnie prawdziwego. To książka, którą czyta się jednym tchem, ale pamięta przez lata. Nie sposób się od niej oderwać. Nie sposób o niej zapomnieć. Polecam i jestem zachwycona. 

Zapraszam na mój profil na Instagramie (klik) 

 

 

 

 

 

czwartek, 31 lipca 2025

Duch opata, czyli pokusa Maurice'a Treherne'a - Louisa May Alcott

 


Wydawnictwo MG, Moja ocena 5/6
Louisa May Alcott to nazwisko kojarzone niemal wyłącznie z pogodnymi i wzruszającymi Małymi kobietkami. Jednak Duch opata, czyli pokusa Maurice’a Treherne’a ukazuje zupełnie inne, mroczniejsze, bardziej tajemnicze oblicze tej autorki. To gotycka perełka literacka, która udowadnia, że Alcott świetnie odnajduje się nie tylko w ciepłych opowieściach rodzinnych, ale również w intrygującej, pełnej niedopowiedzeń i napięć prozie z elementami psychologicznymi.
Akcja powieści toczy się w scenerii gotyckiej: w starym, angielskim zamku, gdzie na czas świątecznego zgromadzenia zjeżdża się arystokratyczna śmietanka towarzyska. Już od pierwszych stron czuć, że coś wisi w powietrzu. Jest to wręcz gęsta atmosfera skrywanych tajemnic, niezałatwionych spraw i duchów przeszłości, które nie dają o sobie zapomnieć. Do tego mroczne, zimne pomieszczenia, kurz i to wszystko, co tworzy mroczną, angielską atmosferę.
Maurice Treherne, główny bohater był jeszcze niedawno człowiekiem pełnym życia, wpływów i planów. Jednak na skutek wypadku stał się kaleką. Mimo fizycznych ograniczeń jest on wciąż niezwykle bystrym obserwatorem. Jego umysł działą świetnie. Maurice nie jest biernym uczestnikiem wydarzeń. To on, mimo cierpienia i poczucia izolacji, staje się kluczem do rozwikłania zagadki duchów, zdrad i nieczystych intencji.
W tle snuje się tytułowy duch opata – element nadprzyrodzony, który buduje napięcie i nadaje opowieści atmosfery rodem z klasyki gotyku. Ale Duch opata nie jest horrorem – to raczej powieść z duchami niż o duchach. Ich obecność stanowi metaforę winy, tajemnic i niepokojów duszy. 
Louisa May Alcott bardzo ciekawie łączy elementy romantyczne, psychologiczne i społeczne. Ukazuje napięcia klasowe, hipokryzję towarzyską i zakłamanie moralne. Co z tego wyniknie? Tego nie zdradzę. Zachęcam za to do lektury tej bardzo ciekawej powieści. Warto.
Duch opata, czyli pokusa Maurice’a Treherne’a to prawdziwy literacki klejnot. Z jednej strony jest to klasyczna powieść gotycka z atmosferą pełną cieni, szeptów, mroku i pytań. Z drugiej strony jest to psychologiczna i emocjonalnie angażująca opowieść o ludzkiej godności, miłości i zmaganiu się z losem. 
Wydanie zasługuje na osobne uznanie. Zdobione pięknymi ilustracjami, doskonale oddaje ducha epoki i klimat gotyckiej opowieści. Delikatne grafiki wspaniale uzupełniają treść, potęgując atmosferę tajemnicy i emocjonalnego napięcia. To nie tylko książka do czytania, ale także do podziwiania – elegancka i dopracowana w każdym detalu. Polecam. 

Zapraszam na moje konto na Instagramie (klik) 

 

 

 

środa, 30 lipca 2025

Orlando - Virginia Woolf

 



Wydawnictwo Marginesy, Moja ocena 5,5/6

Orlando to bez wątpienia jedna z najbardziej niezwykłych powieści XX wieku. Virginia Woolf stworzyła dzieło, które wymyka się gatunkom i tradycyjnym literackim podziałom. Jest to fikcyjna biografia, powieść historyczna, filozoficzny esej i zarazem pełna humoru satyra na społeczne konwenanse.
Tytułowy bohater, Orlando, to młody arystokrata żyjący w elżbietańskiej Anglii. Ma duszę poety, marzy o miłości, sławie i przygodzie. Już na początku powieści uderza nas niezwykłość tej postaci, Orlando wydaje się nie podlegać zwykłym prawom czasu. Z wiekiem się nie starzeje, a jego życie rozciąga się przez kilka stuleci. Kulminacyjnym momentem tej podróży jest nagła, tajemnicza przemiana bohatera w kobietę. Od tej chwili Orlando (już jako kobieta) musi zmierzyć się z zupełnie innym zestawem doświadczeń i społecznych oczekiwań.
Ale Orlando to nie tylko historia niezwykłej osoby. To również pretekst do refleksji nad tym, jak bardzo nasze życie i tożsamość są kształtowane przez czynniki zewnętrzne: płeć, epokę, społeczne role, język i kulturę. Woolf zadaje odważne pytania: Czy tożsamość jest stała? Czy kobieta i mężczyzna naprawdę aż tak się różnią? To, co czyni Orlando wyjątkowym, to nie tylko oryginalna fabuła, ale przede wszystkim styl pisania Virginii Woolf. Jej język jest pełen  ironii i błyskotliwego humoru. Autorka prowadzi narrację z lekkością, często zwracając się bezpośrednio do czytelnika, komentując wydarzenia z przymrużeniem oka, bawiąc się konwencją biografii. 
W tle tej powieści jest mnóstwo historii literatury. Pojawiają się nawiązania do wielkich pisarzy i poetów, do konwencji i stylów różnych epok. Ale Orlando to również manifest i bardzo śmiała próba pokazania, że granice między płciami, epokami, a nawet literackimi gatunkami są płynne i umowne. Autorka rzuca wyzwanie utartym schematom i pokazuje, jak sztuka może wyzwalać z ograniczeń. 
Orlando nie jest typową powieścią – i to jej największa zaleta. Polecam ją każdemu, kto szuka w literaturze nie tylko ciekawej historii, ale też intelektualnej przygody. To książka dla czytelników otwartych na eksperymenty, którzy cenią zarówno lekki styl, jak i głębokie przesłanie. 
Nie trzeba być znawcą literatury, by czerpać przyjemność z tej lektury. Polecam, zdecydowanie.

Zapraszam na mój profil na Instagramie (klik) 

 

 

poniedziałek, 28 lipca 2025

Szczęściary - Magdalena Kordel

 



Wydawnictwo Znak, Mpja ocena 5/6
Magdalena Kordel kolejny raz udowadnia, że potrafi snuć opowieści, które nie tylko poruszają serce, ale też otulają duszę jak ciepły koc w chłodny wieczór. W swojej najnowszej powieści Szczęściary, pisarka zabiera nas do świata czterech kobiet. Mimo upływu lat i życiowych zawirowań, nasze bohaterki wciąż potrafią trzymać się razem. Ta książka traktuje nie tylko o przyjaźni. To celebracja kobiecej siły, empatii i miłości, które nie znają granic czasu ani przeciwności losu. 
Zyta, Miłka, Pola i Łucja – cztery kobiety, każda inna, każda z własnym bagażem doświadczeń, ale z jednym wspólnym mianownikiem: przyjaźnią, która przetrwała od dzieciństwa. Autorka ciekawie maluje portrety swoich bohaterek, ukazując ich w chwilach słabości, odwagi, zwątpienia i triumfu. Kobiety nie są idealne, ale są autentyczne. Co wg. mnie najważniejesze, w ich historiach z łatwością można odnaleźć cząstkę siebie. 
Zyta zmaga się z bólem po stracie zaufania i pytaniem, czy można ponownie otworzyć serce, które raz już zostało złamane. Miłka staje przed dramatyczną decyzją: czy zacząć od nowa, zostawiając za sobą to, co znane, ale niesatysfakcjonujące? Pola, wyczerpana codziennością i rolą "matki-ogarniaczki", szuka przestrzeni tylko dla siebie. Łucja z kolei staje w obliczu odważnego pytania: czy ma jeszcze prawo marzyć, czy to już „nie ten wiek”? 
Każda z tych historii mogłaby być osobną powieścią, ale dopiero splecione razem tworzą pełny obraz – mozaikę kobiecości, lojalności i siły płynącej z relacji.
Kordel pisze z niezwykłą lekkością – jej język jest ciepły, obrazowy, pełen humoru i wzruszeń. Autorka potrafi w jednej chwili rozbawić czytelnika do łez, by za moment zmusić do refleksji. Dialogi między bohaterkami są autentyczne, skrzące się ironią i serdecznością, a sceny wspólnych spotkań przypominają najlepsze momenty z naszych własnych przyjaźni. 
Szczęściary poruszają tematy niełatwe, takie które dotykają wielu z nas, ba większości. Mamy więc - rozstania, samotność, wypalenie, lęk przed zmianą. Kordel nie moralizuje. Ona towarzyszy swoim bohaterkom – a przy okazji także nam, czytelnikom – w drodze do zrozumienia, że prawdziwe szczęście to nie brak problemów, lecz ludzie, którzy przy nas trwają mimo nich. 
Szczęściary to książka dla każdej kobiety, która ma (lub miała) swoją paczkę przyjaciółek. Dla każdej, która czasem czuje się zagubiona, przeciążona, zrezygnowana – ale nie traci nadziei. Dla tych, które szukają w literaturze nie tylko ucieczki od codzienności, ale też inspiracji do tego, by spojrzeć na swoje życie łagodniej. Polecam.


sobota, 26 lipca 2025

Jaskółczym szlakiem - Maria Rodziewiczówna

 


Wydawnictwo MG, Moja ocena 5,5/6
Jaskółczym szlakiem to jedna z tych powieści, które mimo upływu lat, nie tracą swojego uroku, głębi i wartości literackiej. Maria Rodziewiczówna, mistrzyni obrazowania polskiej prowincji i losów ziemiaństwa, w tej książce łączy to, co w jej twórczości najcenniejsze: patriotyzm, melancholię, obserwację społeczną oraz subtelną opowieść o ludzkich pragnieniach i dylematach. To literatura z duszą – mądra, ciepła, a jednocześnie nienaiwna. 
Fabuła książki osnuta jest wokół przyjazdu do Polski młodego Polaka, który całe życie spędził w Algierze. Przybywa on do ojczyzny przodków z poczuciem misji, ale i z osobistym celem: pragnie odnaleźć swoje miejsce wśród rodaków, a przy okazji znaleźć żonę. Jednak ten powrót to coś znacznie więcej niż tylko romantyczna eskapada. Mamy konfrontację idealizowanych wyobrażeń o Polsce z jej rzeczywistością pod zaborami, pełną kontrastów, napięć społecznych i nieoczywistych układów między ziemiaństwem, a chłopstwem. 
Autorka z ogromną wrażliwością i znawstwem oddaje atmosferę końca XIX wieku. Po raz kolejny pisarka udowodnila, iż jest w tym mistrzynią. Ta atmosfera ukazana jest zarówno w warstwie społecznej, jak i kulturowej. Pisarka pokazuje polskie dworki, folwarki, zapomniane tradycje, dumę, ale też niemoc i stagnację, w jakiej ugrzęzła część szlachty. Szczególnie poruszające są opisy wsi, ukazanej nie tylko jako tło wydarzeń, ale jako żywy organizm – z własnym rytmem, logiką i emocjami. 
Miłosne perypetie głównego bohatera są tylko jedną z wielu warstw powieści. Rodziewiczówna z wyczuciem psychologicznym kreśli portrety kobiet. Kobiety w tej ksiące są wyjątkowe - silne, świadome, niezależne, choć często ograniczane przez konwenanse epoki. Miłość w Jaskółczym szlakiem nie jest przerysowana ani melodramatyczna. To uczucie dojrzewające, oparte na wzajemnym szacunku, fascynacji i wspólnym poczuciu odpowiedzialności za kraj i rodzinne dziedzictwo. Wiem, że dla wielu nie jest to ważne, szczególnie w obecnych czasach, ale mnie takie ukazanie wartości po prostu zachwyciło.
Dużym atutem powieści jest także język. Jak zwykle u Rodziewiczówny jest on piękny, staranny, a przy tym zaskakująco żywy. W tej książce czuć autentyczne przywiązanie do ziemi, tradycji, kultury i do człowieka wszystkiego, co jego dotyczy. 
Jaskółczym szlakiem to powieść, która porusza nie tylko ze względu na tematykę patriotyzmu czy tęsknoty za ojczyzną. To opowieść o tożsamości, na równi narodowej, jak i osobistej. To także opowieść o wyborach, jakie musimy podejmować między wygodą, a lojalnością wobec korzeni. 
Dla współczesnego czytelnika książka ta może być również interesującym dokumentem epoki. Nie jako suchy przekaz historyczny, lecz jako emocjonalna podróż do świata, który mimo że miniony, niesie uniwersalne wartości: poszukiwanie sensu życia, miłości, wspólnoty i domu.
Jaskółczym szlakiem Marii Rodziewiczówny to arcydzieło literatury kresowej i wiejskiej, które zdecydowanie zasługuje na ponowne odkrycie, szczególnie w kontekscie tego, co się dzieje wokół nas. To książka piękna nie tylko językowo, ale i duchowo. Bogata w treść, emocjonalna, a jednocześnie pozbawiona patosu. Oferuje czytelnikowi coś więcej niż tylko historię – daje chwilę refleksji nad tym, czym jest prawdziwa ojczyzna, kim jesteśmy, gdy odcinamy się od swoich korzeni. Polecam. 

Zapraszam na moje konto na Instagramie (klik) 

 

piątek, 25 lipca 2025

Śmierć i belgijska czekolada - Marta Moeglich

 



Wydawnictwo Filia, Moja ocena 5/6
Śmierć i belgijska czekolada to smakowicie napisana powieść kryminalna, która łączy w sobie inteligentny humor, pełnokrwiste postaci i niebanalną intrygę. Ta intryga osadzona jest w nietypowym, lecz niezwykle klimatycznym tle belgijskiej codzienności. Marta Moeglich pisze z rozmachem, oferując czytelnikom historię, która z jednej strony bawi, z drugiej intryguje, a z trzeciej – pozwala głębiej zajrzeć w emocjonalne zakamarki ludzkich wyborów. 
Główna bohaterka, Marta, to postać nietuzinkowa i od razu budząca sympatię. Z pozoru zwyczajna kobieta jakich wiele. Marta to żona, emigrantka, próbująca poskładać życie w nowym kraju. Miliony takich są rozsiane po całym świecie. Nasza bohaterka okazuje się osobą z ogromnym hartem ducha i bystrym umysłem. Jej plan na nowe życie w Antwerpii zostaje brutalnie zakłócony, gdy na jej drodze staje… trup. Dosłownie. A to dopiero początek tej niezwykłej historii.
Akcja nabiera tempa, ale (co zaskakujące) autorka nie gna z nią na złamanie karku. Moeglich ciekawie balansuje pomiędzy wartką fabułą, a chwilami refleksji i niezwykle celnych obserwacji obyczajowych. Śledztwo, w które Marta zostaje wciągnięta, prowadzi przez miejsca i sytuacje pełne nieoczywistości – od szemranych interesów na budowie, przez hermetyczne żydowskie dzielnice, po prywatne tajemnice, które bardziej cuchną niż belgijskie kanały. 
Wielką siłą tej książki są postacie drugoplanowe – a w szczególności duet: zdystansowana sąsiadka i przebojowa szwagierka. To nie tylko barwne tło dla głównej bohaterki, ale także świetnie nakreślone postaci, które wnoszą do książki zarówno humor, jak i głębię relacji. Ich interakcje z Martą nie są jedynie dodatkiem do fabuły – są jej esencją. Zarówno Marta, jak i wspomnaine bohaterki, budują klimat i ukazują, że kobieca solidarność, choć czasem trudna, bywa potężną siłą napędową. 
Marta jako bohaterka przechodzi wyraźną przemianę – szybko staje się kimś, kto bierze sprawy w swoje ręce, nie bojąc się grzebać w brudach (zarówno dosłownych, jak i emocjonalnych). To przemiana, która jest wiarygodna, a jednocześnie nie pozbawiona autoironii i życiowego dystansu. 
Moeglich nie traktuje miejsca akcji jako pustej dekoracji. Jej Antwerpia żyje, oddycha, szumi, pachnie… czekoladą i nie tylko. Skrywane zakamarki, lokalne zwyczaje, społeczne podziały – wszystko to tworzy mozaikę, która nadaje historii autentyczności. To również książka o emigracji – nie w patetycznym, cierpiętniczym tonie, ale jako o zderzeniu kultur, oczekiwań i prozy życia. Śledzimy nowe życie poczynając od problemów adaptacyjnych, przez różnice kulturowe, aż po absurdalności urzędowej biurokracji. Jestem pewna, iż wiele czytelniczek znajdzie w tej historii odbicie swojego życia.
Choć Śmierć i belgijska czekolada nie jest klasycznym kryminałem, to zagadka kryminalna została skonstruowana bardzo solidnie. Intryga rozwija się stopniowo, z kilkoma zwrotami akcji, które rzeczywiście zaskakują, a finał jest satysfakcjonujący i dobrze przemyślany. To nie tylko pytanie kto?, ale przede wszystkim – dlaczego?. Odpowiedź okazuje się znacznie bardziej skomplikowana niż się wydaje. Polecam. Śmierć i belgijska czekolada to niebanalna mieszanka kryminału, komedii obyczajowej i opowieści o kobiecej sile. Marta Moeglich serwuje czytelnikom historię pełną emocji, ale też humoru i autoironii. To książka, którą pochłania się z przyjemnością, ale która też na długo zostaje w pamięci. Dzieje się tak dzięki wyrazistym bohaterom, atmosferze codzienności na emigracji i przesłaniu, że czasem w chaosie odnajdujemy największą siłę.

środa, 23 lipca 2025

Reporterka - Hanna Krall, Jacek Antczak

 


Wydawnictwo Marginesy, Moja ocena 5,5/6
Hanna Krall nigdy nie chciała wywiadu-rzeki. Nie dlatego, że nie miała nic do powiedzenia – wręcz przeciwnie. Jej opowieści, jej zdania, jej cisze – to wszystko od zawsze mówiło za nią. Na przekór tej decyzji, Jacek Antczak zrobił coś niezwykłego: zbudował rozmowę, która nigdy się nie odbyła, ale która brzmi prawdziwie i przejmująco. Tak powstała Reporterka, książka osobliwa, precyzyjna i bardzo mądra oraz delikatna. Jest to książka, która wygląda jak rozmowa, choć nigdy się nie wydarzyła. A mimo to brzmi autentycznie.
Pomysł na książkę jest ryzykowny, a przez to oryginalny. Antczak nie wymyśla Krall, nie dopowiada jej głosu. On go odtwarza i tworzy swoją bohaterkę z rozmów, wywiadów, fragmentów wystąpień, okruchów z gazet i książek. Z tych materiałów tworzy wyjątkowy obraz myśli i emocji Hanny Krall, kobiety, która z dziennikarskiej precyzji uczyniła sztukę. 
Krall to mistrzyni reportażu. Pisze oszczędnie, spokojnie, ale zawsze trafia w punkt. Jej teksty to nie relacje z wydarzeń, ale historie ludzi z krwi i kości, z przeszłości. Czasem miałam wrażenie, że te historie są jakby z pogranicza świata żywych i umarłych. 
Hanna Krall w tej niezwykłej książce jest przede wszystkim sobą. Jest ona osobą skromną, cichą, ale potrafiącą zadawać pytania. Te pytania prezentują nam w wyjątkowy sposób rzeczywistość. W Reporterce poznajemy naszą bohaterkę jako kronikarkę ludzkich losów, ale też jako osobę, która zawsze była gdzieś pomiędzy światem faktów a światem duchów. Mówi o swoim spotkaniu z Markiem Edelmanem, które miało być formalnością, a przerodziło się w wieloletni dialog. Wspomina listy i wiadomości od ludzi, którzy zostali bohaterami jej tekstów – czasem nawet o tym nie wiedząc. Opowiada o postaciach, które wracają do niej w snach i notatkach. 
To nie jest „wywiad-rzeka” ani klasyczna biografia. To portret zrobiony z fragmentów, ułożony z niezwykłą precyzją. Dzięki temu możemy zajrzeć do świata Hanny Krall – jej wrażliwości, sposobu myślenia, podejścia do pisania i ludzi. Wyjątkowa książka, wyjątkowy obraz niezwykłej kobiety.
Jest to książka inna niż wszystkie, czyta się lekko, ale jest to głęboka treść. Ta opowieść to jakby rozmowa z kimś bardzo mądrym i bardzo cichym – takim, co nie przerywa, nie poucza, tylko mówi coś ważnego mimochodem. I nagle orientujesz się, że to było zdanie, które zostanie z tobą na długo. Polecam, zdecydowanie polecam. 

Zapraszam na mój profil na Instagramie (klik) 

 

poniedziałek, 21 lipca 2025

Duchy i boginie. Kobiety w koreańskich wierzeniach - Jeon Heyjin

 


Wydawnictwo Bo.wiem, Moja ocena 5,5/6
Literatura koreańska to zdecydowanie dla mnie coś nowego.
Kiedy kobieta zostaje zdradzona, skrzywdzona lub uciszona, jej milczenie często staje się początkiem opowieści. Tak można w jednym zdaniu napisac o treści tej książki.
Takie właśnie historie, bolesne, mroczne, piękne i przepełnione siłą oraz nadzieją, snuje Jeon Heyjin. To nie tylko zbiór koreańskich legend i mitów – to krzyk kobiet, które przez wieki były wypychane poza margines, a dziś wracają, by dopominać się prawdy. Naprawdę warto przeczytać, poznać, a tym samym oddać hołd naszym koreańskim siostrom. 
Koreańska kultura ludowa, jak się okazuje, pulsuje kobiecymi postaciami. Kobiety są wszędzie w kulturze Korei, poczynając od duchów tragicznie zmarłych kobiet, które domagają się sprawiedliwości, przez górskie boginie, aż po szamanki, które od wieków łączą światy ludzi i duchów. Jeon Heyjin z ogromną wrażliwością i jednocześnie ostrym spojrzeniem badaczki pokazuje, jak wiele z tych historii to coś więcej niż tylko ludowe bajania. To opowieści o wiekach systemowego ucisku, o niespełnieniu, o władzy, która nigdy nie była w kobiecych rękach. Z drugiej strony w tej opowieści jest także nadzieja, pozytywny promyk. Jest to siła, która w kobietach zawssze była i nigdy nie zgasłą. 
Autorka nie ogranicza się do suchego przedstawienia mitów. W każdym z nich dostrzega odbicie rzeczywistości – zarówno tej historycznej, jak i współczesnej. Duch kobiety, która zginęła fałszywie oskarżona – czyż nie przypomina głosu tych, które do dziś walczą o sprawiedliwość w patriarchalnym społeczeństwie? Szamanka – przewodniczka między światami – czy nie jest echem kobiet, które od zawsze były emocjonalnym kręgosłupem wspólnot, mimo że odbierano im prawo do głosu? 
Książka urzeka swoją atmosferą. Jest jak wędrówka przez mroczny las pełen szeptów – szeptów tych, które miały milczeć. Każdy rozdział to kolejna postać kobieca, kolejna legenda, a także refleksja, która nie pozwala przejść obok tej historii obojętnie. Styl Jeon Heyjin jest zwięzły, ale pełen emocji – łączy wrażliwość pisarki z precyzją antropolożki. 
Czy Duchy i boginie to książka dla każdego? Zdecydowanie nie. To lektura, która porusza, czasem boli, zmusza do myślenia. Nie znajdziemy tu łatwego pocieszenia. Zamiast tego dostaniemy surową, ale piękną prawdę o tym, że kobieca siła nie zawsze nosi uśmiech. Czasem ma twarz ducha. Albo bogini. Polecam.

 

niedziela, 20 lipca 2025

Fundacja - Donna Leon

 



Wydawnictwo Noir sur Blanc, Moja ocena 5,5/6
Donna Leon po raz kolejny udowadnia, że seria o komisarzu Guido Brunettim to nie tylko kryminały. Dla mnie to literackie perełki, które zręcznie łączą wciągającą fabułę z głęboką analizą społeczną, moralną i emocjonalną. 
Fundacja, najnowszy tom tej wyjątkowej serii, to powieść spokojna w fabule, ale elektryzująca w wymowie. To książka, która nie pędzi na złamanie karku za sensacją – ona otula czytelnika klimatem Wenecji, podszytym melancholią, wprowadza w świat pełen subtelności, cieni przeszłości i złożonych relacji międzyludzkich. 
Fabuła Fundacji zawiązuje się od zaledwie sugestii zagrożenia – coś niepokojącego w słowach zięcia Elisabetty Foscarini, coś niejasnego, co może oznaczać niebezpieczeństwo. Niby nic oczywistego, a jednak... Brunetti, wierny swoim wartościom, podejmuje się zbadania sprawy, mimo że nie ma formalnego nakazu. To właśnie tu objawia się najciekawsze. Donna Leon  ukazuje komisarza nie tylko jako mistrza od rozwiązywania spraw kryminalnych, ale także jako człowieka z krwi i kości. Przy tym widzimy to, co najważniejsze. Decyzje komisarza wynikają z etycznych niuansów i społecznych zależności. 
Z pozoru banalna prośba szybko prowadzi do niepokojących odkryć. Kiedy miejsce pracy córki Foscarini zostaje zdewastowane, napięcie rośnie, a Brunetti musi stawić czoła nie tylko nieuchwytnemu zagrożeniu, ale również duchom przeszłości. Te duchy przeszłości okazują się bardziej skomplikowane, niż mogłoby się wydawać. A to dopiero początek.
Wątek tutułowej fundacji, która z pozoru służy wyższym celom, okazuje się szczególnie złowrogi. Donna Leon świetnie pokazuje, jak łatwo można zamaskować interesy, zyski nielicznych pod przykrywką pomocy publicznej. Skąd my to znamy :( Wokół nas zbyt często dzieje się to samo. W Fundacji zaczynają wyłaniać się zależności, które obejmują wpływowych ludzi i pieniądze przepływające w szarej strefie, z dala od oczu fiskusa i opinii publicznej. 
Autorka w swojej serii już 31 ksiażek, czyni Wenecję nie tylko tłem, ale równorzędnym bohaterem powieści. Nie inaczej jest w Fundacji. Miasto opisywane jest z czułością, wręcz miłością i precyzją. Sportretowana Wenecja jest pogrążona w postpandemicznej, pocovidowej ciszy. Zamknięte sklepy stają się symbolem utraconego świata, a fizyczny dystans rujnuje tradycyjną włoską bliskość społeczną. To Wenecja żywa mimo pandemii. Pełno w niej mniej lub bardziej ukrytych historii, skrywanych tajemnic, szeptanych opowieści. To magia Wenecji ala Donna Leon.
Pisarka doskonale łączy tę atmosferę z fabułą, sprawiając, że czytelnik nie tylko śledzi rozwój wydarzeń, ale wręcz chłonie tekst wszystkimi zmysłami. Przez każdą stronę przewija się echo dawnych czasów, rodzinnych opowieści i zapomnianych spraw – jakby sama Wenecja była detektywem, który zna wszystkie sekrety, ale nie zdradzi ich wprost.
Choć Fundacja nie ma dynamicznej akcji czy krwawych zbrodni, jej siła tkwi w czymś znacznie głębszym. Najważniejsze są refleksje nad ludzką kondycją, nad starzeniem się, klasami społecznymi, utratą pamięci i znaczeniem dobra w świecie, który coraz częściej wydaje się być bezwzględny. Brunetti, wspominając swoją matkę i ludzi z przeszłości, konfrontuje się z własnymi przekonaniami i uczuciami. Z kolei my, jako czytelnicy, mamy okazję spojrzeć na Brunettiego nie tylko jako na komisarza, ale jako na człowieka, którego sumienie wciąż jest jego najważniejszym kompasem. Szkoda, że tak mało jest takich osób.
Wielkim atutem jest także (jak zwykle) zarysowanie postaci drugoplanowych. Claudia Griffoni, Vianello i niezastąpiona Elettra – każdy z nich wnosi coś istotnego, a dialogi między nimi sna długo zapadają w pamięć. 
Fundacja to książka wyjątkowa i niezwykle poruszająca. Zostaje ona z czytelnikiem na długo po przeczytaniu ostatniej strony. To powieść społeczno- obyczajowa, kryminał z duszą, refleksją i sercem. Donna Leon po raz kolejny pokazuje, że potrafi pisać powieści, które nie tylko bawią, ale i uczą; które nie tylko wciągają, ale również skłaniają do zadumy. Jej Wenecja to nie pocztówka – to żywy organizm, pełen sprzeczności i ukrytych dramatów. A Guido Brunetti? To detektyw, jakiego potrzebuje współczesna literatura – cichy bohater codzienności, który nie potrzebuje broni, by być skutecznym, bo największą jego siłą jest empatia, rozum i niezłomna moralność. Polecam, wyjątkowa książka.

Zapraszam na moje konto na Instagramie (klik) 

sobota, 19 lipca 2025

Klauzula zaufania - Natalia Sońska

 


Wydawnictwo IV Strona, Moja ocena 4/6
Natalia Sońska przyzwyczaiła swoich czytelników do historii nasyconych emocjami, wewnętrznymi rozterkami i ciepłem. W Klauzuli zaufania autorka podejmuje próbę połączenia dobrze znanego z jej wcześniejszych powieści tonu z dynamiczną fabułą osadzoną w świecie prawniczym. Efekt? Powieść, która z jednej strony dostarcza przyjemnej, lekkiej, niezbyt wymagającej rozrywki, a z drugiej – miejscami rozczarowuje niewykorzystanym potencjałem.
Główna bohaterka, Agata Bednarek, to ambitna i kompetentna radczyni prawna, która zostaje zaangażowana w medialną sprawę influencera domagającego się ogromnego odszkodowania. Jej przeciwnikiem w sądzie okazuje się Marcel Mazur. Jest to bezkompromisowy adwokat, który równie skutecznie co na sali sądowej, potrafi wyprowadzić Agatę z równowagi także na gruncie prywatnym. Ich relacja zbudowana jest na zasadzie przeciwieństw – ostre starcia zawodowe przeplatają się z rosnącym napięciem emocjonalnym.
To właśnie chemia między głównymi bohaterami jest jednym z najmocniejszych punktów książki. Sońska sprawnie prowadzi dialogi, a wymiany słowne między Agatą a Marcelem są pełne ognia i błyskotliwości. Autorka zręcznie buduje atmosferę, najpierw opartą na rywalizacji, a potem przeradzającą się w uczuciowy rollercoaster.
Na pochwałę zasługuje wątek etyczny. W książce mamy liczne pytanie o lojalność wobec klienta, granice uczciwości i wewnętrzne rozdarcie prawnika postawionego w obliczu konfliktu interesów. Sońska podejmuje tę interesującą tematykę, choć momentami porusza się po niej zbyt delikatnie. Brakuje głębszego zanurzenia w realia prawnicze, rozwinięcia w/w zagadnień.
Kolejnym elementem, który budzi mieszane uczucia, jest konstrukcja postaci drugoplanowych. O ile Agata i Marcel są wyraźnie zarysowani, o tyle postaci poboczne, w tym sam influencer, którego sprawa stanowi oś fabularną, wydają się płaskie i słabo rozwinięte. Szkoda, bo wątek medialny i wpływu opinii publicznej na przebieg postępowania miał duży potencjał, który został jedynie zarysowany. W dzisiejszych czasach, gdy media, sm są na każdym kroku, determinują nasze życie, takie kwestie aż się prosza o szerokie, dogłębne przeanalizowanie i zaprezentowanie. Tutaj niestety tego brak.

Pod względem stylu, Sońska nie zawodzi.  W tej historii nie brakuje refleksyjnych fragmentów, chwil napięcia i emocjonalnych scen, które potrafią poruszyć. Autorka nie popada w przesadną melodramatyczność, co jest zdecydowanym plusem.
Podsumowując, Klauzula zaufania to powieść, która zadowoli miłośników lekkich obyczajówek z elementami romansu i dramatyzmu prawniczego. Jednak książka ta niekoniecznie spełni oczekiwania tych, którzy liczą na głębokie zanurzenie w realiach świata prawa, sm i etyki.
To lekka historia o zaufaniu, lojalności i wyborach, z sympatyczną główną bohaterką i mężczyzną, który budzi więcej niż jedno uczucie. Choć nie jest to najbardziej wyrafinowana z powieści Natalii Sońskiej, to z pewnością dostarcza kilku godzin dobrej, emocjonalnej rozrywki.
Natalia Sońska napisała książkę lekką, idealną na weekend, doskonałą dla tych, którzy cenią ciepło w relacjach, choć nie przeszkadza im kilka literackich uproszczeń po drodze. 

Zapraszam na mój profil na Instagramie (klik) 

 

czwartek, 17 lipca 2025

Gdy powrócą kanarki - Laura Barrow

 


Wydawnictwo Literackie, Moja ocena 5,5/6
Gdy powrócą kanarki to debiutancka powieść Laury Barrow. Oby więcej takich debiutów. Książka błyskawicznie podbiła serca czytelników na całym świecie. I nic dziwnego, ta historia to nie tylko familijna saga z elementami tajemnicy, ale przede wszystkim intymna podróż w głąb pamięci, żalu i siostrzanych więzi, które, choć nadwyrężone, nigdy nie ulegają całkowitemu zerwaniu. 
Fabuła osadzona jest w dusznej, parnej Luizjanie, gdzie czas wydaje się płynąć inaczej, a powietrze przesiąknięte jest wspomnieniami. To właśnie tam spotykają się trzy siostry: Rayanne, Sue Ellen i Savannah. Towarzyszy im babcia Marylynn — postać barwna, nieco apodyktyczna, lecz pełna troski i tajemnic.
Kluczowym momentem rodzinnego spotkania staje się odnalezienie starej fotografii, która burzy dotychczasową wersję wydarzeń i zmusza bohaterki do ponownego przyjrzenia się temu, co wiedzą, a może raczej: co chciały wierzyć, że wiedzą o swojej rodzinie. Weryfikacja faktów i latami narosłych mitów, jest bardzo bolesna, trudna. Co z tego wyjdzie? Tego nie zdradzę Zachęcam za to do lektury tej niezwykłej książki. 
Laura Barrow z niezwykłą delikatnością, ale i odwagą, kreśli obraz rodziny rozdartej przez tragedię i milczenie. To powieść, która pokazuje, jak różnie można radzić sobie z traumą — jedni ją wypierają, inni pielęgnują jak relikwię. Symboliczne wykopanie kapsuły czasu staje się symbolem odgrzebywania wspomnień, win i niedopowiedzianych emocji.
Choć punktem wyjścia jest tajemnica z przeszłości, to prawdziwą osią fabularną są relacje między siostrami. Barrow bardzo ciekawie pokazuje ich różnice: Rayanne jest impulsywna, obarczona złością; Sue Ellen – racjonalna, ale zamknięta w sobie; Savannah – pełna empatii, lecz wciąż dziecinna w swojej nadziei na pogodzenie. Każda z nich nosi w sobie inny rodzaj bólu i inny sposób radzenia sobie z żałobą. 
Szczególnie uderzająca jest warstwa emocjonalna. W ogóle emocje są w tej książce najważniejsze. Barrow bardzo ciekawie przedstawia emocje - gniew, żal, tęsknotę i pragnienie bliskości. A kiedy do głosu dochodzi przeszłość, napięcie rośnie, prowadząc czytelnika do finału, który nie daje łatwych odpowiedzi, ale oferuje coś znacznie cenniejszego, swoiste katharsis. 
Styl autorki przypomina prozę Kristin Hannah, ale z bardziej surowym, południowym klimatem. Barrow maluje słowem, opisem. Czujemy i widzimy- mokradła, cykady, stare domy i niepokojącą ciszę. To wszystko tworzy tło, które samo w sobie staje się niemal bohaterem opowieści. 
Gdy powrócą kanarki to książka, którą się nie tylko czyta — ją się wręcz czuje. Długo po lekturze ostatniej stronie w uszach czytelnika wciąż pobrzmiewa śpiew cykad, a w głowie kołacze pytanie: czy każdą tajemnicę trzeba odkrywać?
Laura Barrow, debiutująca tą książką, bez wątpienia zaskoczyła literacki świat i czytelnikow. Powieść ta z pozoru przypomina ciepłą historię rodzinną, a w rzeczywistości okazuje się misternie utkanym dramatem psychologicznym, pełnym niewypowiedzianych emocji, sekretów. Gdy powrócą kanarki to jedna z tych historii, która zostaje z czytelnikiem na długo.  Polecam. 

Zapraszam na mój profil na Instagramie (klik) 

 

wtorek, 15 lipca 2025

Kobieta o białych oczach - Sylwia Trojanowska

 


Wydawnictwo Marginesy, Moja ocena 5,5/6
Sylwia Trojanowska po raz kolejny udowadnia, że potrafi pisać o emocjach w sposób prawdziwy, poruszający. Kobieta o białych oczach to książka, która zostaje w sercu na długo po przeczytaniu, nie ze względu na wartką akcję czy sensacyjne zwroty wydarzeń, ale przez atmosferę, którą autorka potrafi stworzyć. Uwagę zwraca także sposób, w jaki pisarka ukazuje ludzi, którzy znajdują się w najbardziej dramatycznych momentach życia.
Kobieta o białych oczach to powieść o wojnie, ale nie o bitwach czy polityce. Jest to historia ludzi, którym wojna przewraca życie do góry nogami. Trojanowska skupia się na tym, co w takich chwilach najważniejsze: na relacjach, emocjach, moralnych wyborach, które trzeba podejmować, mając świadomość, że każdy z nich może zadecydować o życiu lub śmierci. 
Autorka nie epatuje brutalnością, choć pokazuje cierpienie i dramat. Zamiast tego skupia się na wewnętrznej sile człowieka, na jego zdolności do miłości, przebaczenia i poświęcenia. W świecie, który rozsypuje się na kawałki, bohaterowie szukają czegoś, czego można się chwycić – drugiego człowieka, nadziei, wspomnienia, które daje siłę.
Na szczególne uznanie zasługuje sposób, w jaki Trojanowska buduje klimat powieści. Jest w niej coś z baśni, mądrej, czasem mrocznej, w której natura odgrywa ważną rolę. Postać Gai – tytułowej kobiety o białych oczach, ma w sobie coś z legendy, a jednocześnie jest bardzo ludzka. Symbolizuje intuicję, duchowość, opiekę, czyli to, co często niewidoczne, ale najpotrzebniejsze. 
Choć to ostatnia część cyklu rozpoczętego przez Córki czarnego munduru, Kobieta... broni się również jako samodzielna opowieść. Wątki splatają się z poprzednimi tomami, ale nie gubią czytelnika, który sięga po tę część jako pierwszą. Dla tych, którzy znają całą historię, Kobieta o białych oczach będzie satysfakcjonującym domknięciem, niekoniecznie z odpowiedziami na wszystkie pytania, ale z emocjonalnym spokojem, który przychodzi po burzy.
To książka o przetrwaniu, ale nie tylko w sensie fizycznym. To opowieść o przetrwaniu duszy, o tym, że nawet po największym zniszczeniu można spróbować zbudować coś nowego. 
Nie jest książka do „połknięcia w jeden wieczór”, ale do smakowania, do przeżywania. Z pewnością przypadnie do gustu czytelnikom wrażliwym, poszukującym literatury, która niesie głębię i refleksję. Sylwia Trojanowska nie daje gotowych recept, ale przypomina o tym, co najważniejsze – o ludzkim sercu. Polecam.

 

 

poniedziałek, 14 lipca 2025

Katastrofa w Andach - Max Czornyj

 


Wydawnictwo Filia, Moja ocena 5-/6
Max Czornyj znany jest z tego, że potrafi zręcznie łączyć dokumentalną dokładność z emocjonalną narracją. W Katastrofie w Andach autor mierzy się z jednym z najbardziej wstrząsających wydarzeń XX wieku – historią lotu 571. Pasażerowie tego lotu musieli przekroczyć granice człowieczeństwa, by przeżyć. 
Książka prezentuje znane wydarzenia w nowym świetle. Czornyj nie ogranicza się do przedstawienia faktów. Jak to autor ma w zwyczaju, stara się wejść w psychikę uczestników tragedii oraz ich rodzin. Szczególnie ciekawy jest wątek zaangażowania bliskich w akcję ratunkową oraz odniesienia do rytuałów i przesądów, które w tamtych okolicznościach nabierają zaskakującej mocy. 
Narracja pierwszoosobowa sprawia, że opowieść staje się bardziej osobista i sugestywna, choć momentami przytłaczająca – nie przez nadmiar opisów przemocy, ale przez intensywną próbę oddania emocji ofiar. Dla niektórych czytelników może to być atut, dla innych – zbyt ciężka forma. Autor balansuje na granicy reportażu i literatury grozy, co może nie każdemu przypaść do gustu, ale trudno odmówić mu konsekwencji w budowaniu atmosfery.
Drobnym minusem może też być fakt, iż nie wszystkie fragmenty są równe pod wzgledem emocji. Takie przynajmniej odnosiłam wrażenie. W kilku miejscach emocje są zbyt (jak dla mnie) podkreślone, zbyt literackie, jakby autor chciał za wszelką cenę wywołać poruszenie.Rozumiem, że temat książki jest bardzo emocjonalny, poruszający, ale....Ta drobna, w moim odczuciu, wada absolutnie nie znaczy, że to zła książka. Wręcz przeciwnie. Katastrofa w Andach to solidna, rzetelna lektura, która pokazuje dobrze znaną historię z mniej oczywistej perspektywy. Nie jest to przełomowe dzieło gatunku, ale zdecydowanie zasługuje na uwagę. Brawo dla autora za próbę zrozumienia człowieka w ekstremalnych warunkach oraz za przypomnienie, że tragedia rozgrywa się nie tylko wśród ofiar, ale i w sercach tych, którzy na nie czekają. Polecam. 
Dla miłośników literatury faktu z mocnym ładunkiem emocjonalnym – pozycja warta lektury.

 zapraszam na moje konto na Instagramie (klik)

niedziela, 13 lipca 2025

Pierwsze 49 opowiadań - Ernest Hemingway

 


Wydawnictwo Marginesy, Moja ocena 5,5/6
Książkę poczytywałam we fragmentach od kilku tygodni. Ernest Hemingway to jedno z tych nazwisk, które od razu kojarzą się z wielką literaturą. Jego powieści, jak Stary człowiek i morze czy Komu bije dzwon – to już klasyka. Ale zanim zdobył literacką Nagrodę Nobla i stał się ikoną XX wieku, Hemingway szlifował swój styl w krótkiej formie. 
Tym zbiorem opowiadań Ernest Hemingway udowadnia, że siła prozy nie leży w liczbie stron, lecz w ładunku emocjonalnym, precyzji języka i odwadze spojrzenia. Zbiór Pierwsze 49 opowiadań, opublikowany w 1938 roku, to przede wszystim różnorodność tematów i stylów literackich autora. Poza tym to także pewnego rodzaju duchowy obraz człowieka, który widział więcej, niż chciałby zapamiętać. 
Na kartach książki spotykamy Hemingwaya jako reportera życia. Pierwsze 49 opowiadań to zbiór tekstów powstałych między 1921 a 1938 rokiem. To czas, kiedy Hemingway dużo podróżował, obserwował świat z bliska i wciągał się w życie z całą jego brutalnością i pięknem. W tych opowiadaniach wraca do tematów, które go fascynowały. Autor ukazuje obrazy będące świadkiem nie tylko spektakularnych wydarzeń, jak walki byków, polowania w Afryce czy wojenne zgliszcza, lecz także wydarzeń mniej spektakularnych, pozostających w ciszy. Opowiadania takie jak Śniegi Kilimandżaro czy Czyste, dobrze oświetlone miejsce są mistrzowskimi przykładami tzw. „teorii góry lodowej” – narracyjnej zasady Hemingwaya, w której to, co najważniejsze, nie zostaje powiedziane wprost. To właśnie milczenie jego bohaterów, ich zredukowane dialogi i zdawkowe opisy stają się najgłośniejszym krzykiem o sens, o stratę, o ludzkość. 
Ogromną siłą tego zbioru jest różnorodność tematów – od sportu, przez podróże, aż po psychiczne rany wojenne. Ta różnorodnosć tworzy ciekawy, niejednoznaczny obraz świata. Charakterystyczna jest dla Hemingwaya oszczędność języka, niemal dziennikarska. Jednocześnie styl pisarza sprawia, że jedno zdanie może mieć wyjątkowy ciężar. 
Zbiór ten warto czytać nie tylko jako wprowadzenie do twórczości noblisty, ale również jako literacką lekcję uważności i dyscypliny. Pierwsze 49 opowiadań to dowód, że wielkość może mieścić się w krótkiej formie, a prawda o ludzkiej kondycji najlepiej przemawia w szepcie.
Ta lektura to także bardzo dobra okazja, by lepiej poznać samego autora. Hemingway w tych tekstach jest obecny nie tylko jako narrator, ale jako człowiek z krwi i kości: podróżnik, dziennikarz, świadek wojny, bywalec barów i samotnik. Z tych opowiadań wyłania się portret pisarza, który nie bał się życia i nie uciekał przed trudnymi tematami. 
To pozycja obowiązkowa nie tylko dla miłośników Hemingwaya, ale dla każdego, kto szuka w literaturze autentyczności, surowego piękna i głębokiego sensu ukrytego między słowami. Polecam.

Zapraszam na moje konto na Instagramie (klik) 

Lato marnotrawnych - Barbara Kingsolver

 



Wydawnictwo Filia, Moja ocena 5/6
Lato marnotrawnych to piękna, spokojna i mądra historia. Rozgrywa się ona w sercu Appalachów, gór pełnych lasów, ciszy i dzikich zwierząt. To opowieść o ludziach, którzy muszą zmierzyć się z nową rzeczywistością i odnaleźć się w świecie, który nie zawsze jest prosty, ale może być niezwykle prawdziwy i wartościowy.
Poznajemy trzy bardzo od siebie różne osoby, z których każda przechodzi swoją wewnętrzną przemianę. Najciekawsza wg. mnie jest Deanna Wolfe, kobieta, naukowiec, Mieszka ona samotnie w górskiej chacie. Jej życie jest bardzo uporządkowane, pełne spokoju i skupienia na badaniach przyrody, a zwłaszcza na kojotach, które nagle pojawiają się w okolicy. Wszystko się zmienia, gdy w jej życiu pojawia się młody myśliwy. Ich relacja jest pełna napięcia, ale też bliskości – pokazuje, jak trudno jest znaleźć wspólny język, gdy łączy natura, ale dzielą poglądy.
Drugą postacią, która bardzo porusza, jest Lusa. To kobieta z miasta, która po ślubie trafia na wiejską farmę. Nagle staje się odpowiedzialna za ziemię i ludzi, których wcześniej ledwo znała. Jej droga do zaakceptowania nowej roli i budowania swojego miejsca w społeczności to piękny i poruszający obraz odwagi, wytrwałości i przemian. 
Mamy jeszcze emerytowanego wdowca. Wszystkie te trzy postaci, trzy wątki są proste, nawet często przewidywalne. Są one jedynie tlem, pretekstem do pokzania czegoś innego - natury, jej potęgi, piekna, mądrości i tego, jak jest ważna, najważniejsza.
Autorka ze zrozumieniem pisze o przyrodzie, zwierzętach i życiu w rytmie natury. Jej opisy lasu, pogody i zachowań zwierząt są tak realistyczne, że łatwo poczuć zapach ziemi po deszczu czy usłyszeć szelest liści. Lato marnotrawnych to książka spokojna, ale bardzo głęboka. Skłania do refleksji, pokazuje siłę przyrody i to, jak bardzo jesteśmy z nią związani – nawet jeśli czasem o tym zapominamy.
Jedyną wadą tej książki może być dla niektórych jej powolne tempo. Akcja toczy się bardzo spokojnie, momentami wręcz leniwie, co może zniechęcić czytelników szukających szybkich zwrotów akcji czy mocnych emocji. Ale jeśli ktoś lubi książki, które pozwalają się zatrzymać, pomyśleć i wczuć w klimat – będzie zachwycony. Ja uwielbiam takie powolne, tempo akcji. Lato marnotrawnych było dla mnie idealną lekturą. To piękna i mądra opowieść o samotności, zmianie, przyjaźni i powrotach do siebie. To książka, która zostaje w sercu na długo. Idealna na spokojne, letnie wieczory – szczególnie jeśli chce się uciec myślami w głąb zielonych lasów i zanurzyć w świecie, gdzie wszystko ma swój rytm. Polecam.

 

sobota, 12 lipca 2025

Miesiąc z komisarzem Montalbano - Andrea Camilleri

 


Wydawnictwo Noir sur Blanc, Moja ocena 5,5/6
Andrea Camilleri – niekwestionowany mistrz włoskiego kryminału – ponownie zaprasza nas do świata swojego najsłynniejszego bohatera. Miesiąc z komisarzem Montalbano to nie tylko zbiór opowiadań, ale literacka uczta, w której smak nie pochodzi wyłącznie z zagadek kryminalnych, ale i z języka, klimatu oraz niepowtarzalnej osobowości głównego bohatera.
Camilleri podarował czytelnikom trzydzieści opowiadań – po jednym na każdy dzień miesiąca. Jednak z góry trzeba przyznać, trudno powstrzymać się przed przeczytaniem kolejnych „na raz”. Każda historia ma swoją własną strukturę, tempo i puentę, ale razem tworzą spójną mozaikę, pełną barw, dźwięków i zapachów Sycylii. To Sycylia klasyczna, znana z przewodników i ta inna, bardziej prawdziwa, szorstka, naznaczona korupcją, namiętnością, gniewem i… doskonałą kuchnią.
Montalbano to postać, którą trudno nie polubić. Jest pełen sprzeczności – wybuchowy i refleksyjny, cyniczny i pełen współczucia, samotnik, ale otoczony ludźmi. Camilleri z ogromnym wyczuciem prowadzi go przez kolejne sprawy – czasem dramatyczne, czasem błahe, ale zawsze wymagające intuicji, wiedzy o ludzkiej naturze i przenikliwej inteligencji. To prawdziwy człowiek- mieszkaniec Sycylii ze swoimi lękami, dziwactwami, przyzwyczajeniami (np. rytualnym jedzeniem) i głębokim poczuciem sprawiedliwości. 
W tych opowiadaniach poznajemy go nie tylko jako komisarza, ale także jako człowieka. Zmaga się on nie tylko z przestępstwami, ale także z codziennością, samotnością, miłością i upływem czasu. Jego ironiczne spojrzenie na świat oraz błyskotliwe komentarze czynią każdą historię nie tylko interesującą, ale i niezwykle przyjemną w odbiorze.
Opowiadania Camilleriego mają jedną wielką zaletę – nie popadają w schematy. Choć punktem wyjścia bywa morderstwo, kradzież lub inne przestęostwo, autor nie pozwala czytelnikowi się znudzić. Każda sprawa jest inna, każda niesie inne emocje i inny morał. Nie znajdziemy tu tylko chłodnych analiz przestępstw – znajdziemy ludzi, ich motywy, tajemnice i słabości. 
Camilleri nie moralizuje, ale z niezwykłą wnikliwością pokazuje, jak różne mogą być przyczyny złych decyzji: zazdrość, frustracja, miłość, zdrada, bieda, układy mafijne. Ta głębia psychologiczna sprawia, że opowiadania nie są jedynie zagadkami do rozwiązania, ale opowieściami o kondycji człowieka. Zabawne, smutne, pouczające, ale zawsze wprawiające w zadumę.
Camilleri pisze w arcyciekawy, tak charakterystyczny dla siebie sposób. Nie potrzebuje on wielu stron, by zbudować napięcie, naszkicować postać czy zarysować tło społeczne. Kilka zdań wystarcza, by czytelnik poczuł się jak w samym sercu Vigaty – fikcyjnego, ale jakże realistycznego sycylijskiego miasteczka.
Do tego humor, ironia i finezja. Przekład Stanislawa Kasprzysiaka jest po prostu genialny, oddający zarówno emocje, jak i koloryt lokalny.
Miesiąc z komisarzem Montalbano to idealna lektura dla tych, którzy chcą zanurzyć się w świat inteligentnego kryminału – pełnego emocji, błyskotliwych obserwacji i sycylijskiej atmosfery. To książka do smakowania powoli, choć trudno się oprzeć pokusie, by pochłonąć ją w kilka wieczorów. Polecam. 

Zapraszam na mój profil na Instagramie (klik) 


 

 

czwartek, 10 lipca 2025

Halszka. Na brzegu rzeki Tom 1 - Aldona Żółtowska

 



Wydawnictwo Axis Mundi, Moja ocena 5,5/6
Czasem wśród nowości wydawniczych trafia się książka, która od pierwszych stron przenosi nas w inny świat. Halszka... czyni to niezwykle intensywnie, tak bardzo, że niemal czujemy zapach świeżo pieczonego chleba w łódzkich piekarniach, słyszymy stukot maszyn w tkalniach i podążamy za bohaterami brukowanymi uliczkami. Dla mnie to tym przyjemniejsza lektura, iż w Łodzi żyłam 40 lat, moje miasto. Autorka przywołuje ducha międzywojennej Łodzi i przypomina o niezwykle ważnej obecności społeczności żydowskiej w historii tego miasta. Halszka... to powieść nastrojowa, poruszająca i pełna niespodzianek, którą czyta się z prawdziwą przyjemnością.
Autorka zabiera nas do Łodzi lat 20. XX wieku, ukazując miasto tętniące życiem, ale też pełne niesamowitych kontrastów społecznych. To właśnie na tym tle rozwija się historia Chai Madejskiej, ubogiej dziewczyny żydowskiego pochodzenia. Jej los zostaje odmieniony przez pozornie przypadkowe spotkanie z tajemniczym mężczyzną. Nikt nie podejrzewa, że ów nieznajomy to zamożny fabrykant. Sama Chaja dowiaduje się o tym dopiero w momencie, gdy prosi go o pomoc dla swojego dziecka.
To, co uderza od pierwszych stron, to umiejętność Żółtowskiej do budowania napięcia i głębi emocjonalnej bez zbędnego patosu. Mezalians, tajemnice rodzinne, trudne wybory życiowe — wszystkie te elementy są obecne, ale przedstawione z wyczuciem. Historia Chai nie jest bajką o Kopciuszku, lecz opowieścią o kobiecie z krwi i kości — odważnej, kruchej, zdeterminowanej.
Narracja w drugiej części powieści przenosi nas w czasy powojenne, gdzie poznajemy Maksymiliana — syna Chai, który jako nauczyciel trafia do sennego miasteczka - Wiktorowa. To właśnie tam los ponownie splata przeszłość i teraźniejszością. Maksymilian natrafia na tragiczną historię kobiety, która wywołuje w nim lawinę wspomnień i pytań o własne korzenie. Ten motyw odkrywania rodzinnych korzeni i konfrontacji z przeszłością został poprowadzony subtelnie, ale z wielką siłą emocjonalną. To piękne nawiązanie do idei dziedzictwa i pamięci pokoleń. Oba wątki pisarka bardzo zręcznie połączyła. Żółtowska łączy historię rodzinną z elementami obyczajowymi i psychologicznymi. Nie boi się trudnych tematów, takich jak - wykluczenie, tożsamość czy rozliczenie z przeszłością. Na uwagę zasługuje też przedstawienie kultury żydowskiej. Zdecydowanie warte lektury. Żółtowska doskonale oddaje atmosferę wielokulturowej Łodzi, miasta, gdzie Polacy, Żydzi, Niemcy i Rosjanie żyją obok siebie, często w napięciu, ale też we wzajemnych relacjach, które bywają zaskakująco ciepłe i ludzkie. Ta mozaika języków, religii, obyczajów i interesów jest przedstawiona nie tylko z historyczną wiernością, ale też z dużym wyczuciem i szacunkiem. Moja Łódź w powieści żyje. Bez ustanku słychać gwar ulicy Piotrkowskiej, czuć zapach świezych dań, można być świadkiem zmian w fabrykach, nieomal zobaczyć dzieci bawiące się na podwórkach i kobiety niosące kosze z zakupami. Ta autentyczność buduje klimat książki i pozwala czytelnikowi niemal namacalnie poczuć, jak wyglądało codzienne życie w przedwojennej Łodzi.
Łódź w tej książce jest miejscem, które daje nadzieję i jednocześnie odbiera złudzenia. Z jednej strony pozwala marzyć — o pracy, lepszym życiu, awansie społecznym. Z drugiej — bezlitośnie obnaża nierówności społeczne i wystawia bohaterów na próbę. Łódź Żółtowskiej ubarwia, upieksza i tak świetną powieść. Zachęcam do lektury.
Halszka. Na brzegu rzeki to powieść, która chwyta za serce i długo nie pozwala o sobie zapomnieć. To nie tylko poruszająca historia kobiety, która musiała stawić czoła uprzedzeniom i trudnym wyborom, ale też opowieść o rodzinie, miłości, stracie i sile pamięci.
Aldona Żółtowska stworzyła książkę mądrą, nastrojową, pełną czułości i życiowej prawdy. Polecam. 

Zapraszam na mój profil na Instagramie (klik) 

 

środa, 9 lipca 2025

Cała słodycz życia - Agnieszka Jeż

 


Wydawnictwo Filia, Moja ocena 5/6
Cała słodycz życia Agnieszki Jeż to opowieść, która otula jak miękki koc i zostawia w sercu ciepło, nawet jeśli po drodze dotyka trudnych spraw. 
To historia o tym, że czasem trzeba wszystko stracić, żeby na nowo odnaleźć siebie. I że nigdy nie jest za późno, by zacząć od początku. Jestem przekonana, że dla wielu osób książka może być plasterkiem na zbolałą duszę, wskazówką, pomocą. Z bohaterką, Magdą, i jej problemami utożsami się wiele z nas, niestety.
Główna bohaterka prowadziła uporządkowane, eleganckie życie w Warszawie: miała dobrą pracę, kochającego — jak sądziła — męża, dorastającego syna i wszystko poukładane. Ale kiedy odkrywa zdradę, cały jej świat rozsypuje się jak domek z kart. Bez planu i sił wraca do miejsca, którego obiecała sobie nigdy więcej nie odwiedzać — do rodzinnego Dobromyśla na Dolnym Śląsku. 
To powrót nie tylko do rodzinnego domu, ale też do dawnych ran, wspomnień i... trudnej relacji z matką, od której zawsze chciała się odciąć. Mieszkają tam teraz trzy kobiety: Magda, jej matka i córka. Trzy różne osobowości, trzy pokolenia, trzy bagaże doświadczeń. I jeden dom, pełen milczenia, tajemnic i niezałatwionych spraw.
Autorka z dużą wrażliwością pokazuje relacje między kobietami, ich ciche wojny i małe codzienne czułości. Nie ma tu dramatycznych krzyków ani wielkich scen, ale emocje są bardzo prawdziwe. Magda musi nie tylko odnaleźć się w nowej sytuacji, ale też zmierzyć się z samą sobą — ze wspomnieniami, żalem, i z obrazem matki, który nosiła przez całe życie. Okazuje się, że miejsce, które chciała zostawić za sobą na zawsze, może być też tym, w którym w końcu uda się odnaleźć spokój.
Cała słodycz życia to wspaniała, poruszająca powieść, która nie udaje bajki. Agnieszka Jeż pokazuje, że życie potrafi zaskoczyć, nawet gdy myślimy, że już wszystko o sobie wiemy. Autorka pisze lekko, ale z głębią. Jej język jest prosty, ale bardzo trafny — pełen ciepła i życiowej mądrości. Idealna lektura na spokojny wieczór z herbatą, kiedy ma się ochotę poczuć, że ktoś rozumie nasze myśli i emocje, że ktoś rozumie nas bez słowa. 
Cała słodycz życia to idealna lektura dla każdej kobiety, która kiedykolwiek musiała zacząć od nowa. Dla tych, które pokłóciły się z matką, ale tęsknią za zrozumieniem. Dla czytelniczek, które lubią historie o relacjach międzyludzkich, rodzinnych tajemnicach i budowaniu mostów tam, gdzie wydawało się, że wszystko się zawaliło. Cała słodycz życia to powieść o sile kobiet, o wybaczaniu i o tym, że czasem właśnie powroty – choć bolesne – są największym darem. Polecam. To powieść dla każdej z nas. 

Zapraszam na mój profil na Instagramie (klik) 

 

 

poniedziałek, 7 lipca 2025

Skrucha - Eliza Clark



Wydawnictwo Poznańskie, Moja ocena 5,5/6
Książka Elizy Clark to bardzo dobra anatomia zbrdni i obsesji.
Autorka zabiera nas w mroczną podróż do świata zbrodni, mediów i społecznych osądów. To książka, która wciąga od pierwszych stron, ale jednocześnie nie pozwala zapomnieć o tym, co przeczytaliśmy. Najważniejsze jest to, że pisarka porusza tematy trudne, bolesne i bardzo aktualne.
Wszystko zaczyna się od tragedii. W czerwcu 2016 roku w pożarze domku na plaży ginie szesnastoletnia Joan Wilson. Szybko okazuje się, że ta śmierć nie była przypadkowa, a sprawczynie to nastolatki.
Sprawa od razu trafia na nagłówki gazet i staje się sensacją w internecie. Pojawiają się setki spekulacji, teorii spiskowych i komentarzy. Prawda zostaje zagubiona w szumie informacji, a ludzie zamiast szukać sprawiedliwości – szukają sensacji.
Książka napisana jest w formie fikcyjnego reportażu. Historię poznajemy z perspektywy dziennikarza Aleca Z. Carellego, który po latach postanawia dokładnie zbadać tę sprawę. Przeprowadza rozmowy z rodziną, znajomymi, a nawet z samymi sprawczyniami. Próbuje dotrzeć do prawdy.
To, co fascynuje, to sposób, w jaki autor pokazuje, jak trudno jest dziś znaleźć jednoznaczną odpowiedź na pytanie: „co się naprawdę wydarzyło?”. Każdy ma swoją wersję, każdy opowiada coś innego. A my – czytelnicy – musimy zdecydować, komu wierzyć.
Pisarz krok po kroku pokazuje, jak działa współczesny internet, jak szybko tragedia może zostać przerobiona na materiał do podcastu, posta na forum czy filmiku na YouTube. Zamiast współczucia, pojawia się ciekawość. Zamiast próby zrozumienia mamy hejt, osądzanie i zabawę w detektywów. W świecie, w którym każdy ma dostęp do publikowania swoich wersji zdarzeń, a fora internetowe i podcasty zmieniają ból w content, prawda przestaje być celem. Prawda obecnie zbyt często staje się jedynie kolejną opinią, memem, tematem na viral.
Skrucha zadaje ważne pytania: czy naprawdę zależy nam na prawdzie? A może po prostu lubimy się bać i fascynować cudzym nieszczęściem?
Co cenne, autor nie przedstawia nam wyraźnego podziału na „dobrych” i „złych”. Joan, choć ofiara, nie jest idealna. Dziewczyny, które dopuściły się zbrodni, również nie są jedynie potworami – to zagubione nastolatki, które znalazły się w toksycznej sytuacji. Czasami krok, impuls wystarczą żeby doszło do tragedii.
Skrucha jest również gorzkim komentarzem na temat współczesnej obsesji na punkcie prawdziwych zbrodni. Clark nie potępia samego zainteresowania tematyką kryminalną, ale bezlitośnie demaskuje moment, w którym pasja staje się żerowaniem na bólu i przekracza tę cienką granicę.
To bardzo ciekawie napisana historia o tym, jak łatwo młodzi ludzie mogą się zagubić – zwłaszcza w świecie pełnym oczekiwań, rywalizacji i potrzeby bycia zauważonym. Czytając Skruchę, czujemy niepokój, smutek, a czasem wręcz złość – i właśnie to świadczy o sile tej książki.
Skrucha to nie tylko opowieść o zbrodni – to również bardzo mocny komentarz na temat współczesnego społeczeństwa, internetu i naszej fascynacji złem, brakie umiejętności segregowania tego co właściwe, prawdziwe, a tego co jest fejkiem. To książka, która zmusza do myślenia, do zadania sobie pytania: czy naprawdę chcemy znać prawdę, czy tylko jej ciekawszą wersję?
Clark zmusza nas czytelników do spojrzenia w głąb własnej ciekawości, tej, która jest podglądactwem, żeruje na tragediach i myli wiedzę z sensacją. Z ręką na sercu, kto z nas choćby raz nie zafascynował się informacjami z sieci, nie zainteresował się życiem innych itd.
Lekturę Skruchy polecam każdemu, kto lubi historie kryminalne, ale szuka w nich czegoś więcej niż tylko zagadki. Skrucha zostaje w głowie na długo. Gorąco polecam.