Wydawnictwo IV Strona, Ocena 5,5/6
Recenzja mojego męża.
Bardzo dobrze napisana, epicka podróż w czasie i rozprawa z mitem o założeniu USA.
Głównymi bohaterami oprócz Stanów Zjednoczonych jest rodzina McCulloughów z Teksasu. Losy rodu śledzimy od 1849 roku od najazdu Komanczów na rodzinne ranczo poprzez XIX i XX wiek. Historia kolejnych pokoleń wpleciona jest w dzieje USA.
Mistrzowsko ukazana jest nie tylko historia kraju, ale także jego dziedzictwo kulturowe zarówno w odniesieniu do rdzennej ludności jak i nowo przybyłych osadników.
Co istotne, Meyer niczego nie ukrywa, niczego nie wybiela, nie upiększa. Historia Ameryki ukazana jest z całym dobrodziejstwem, co oznacza przede wszystkim mnóstwo wstydliwych epizodów, o których wielu chciałoby zapomnieć. Przemoc, rasizm w najgorszym wydaniu, gwałty, morderstwa, kradzieże, chaos to wszystko znajdziemy w tej opowieści.
Do tego dochodzą ogromne, zbyt wiele niszczące przemiany, których kiełkowanie, rozwój i konsekwencje autor świetnie ukazał. Na przestrzeni życia głównego bohatera, nestora rodu Eliego, Teksas, który jest główną areną wydarzeń, zmienia się nie do poznania. W kolejnych dekadach jest jeszcze gorzej. Dochodzą wojny, wydobycie ropy, walka o każdego centa i każdą pędź ziemi. Czy w tym wszystkim znajdzie się miejsce na przyzwoitość, moralność?
Niewątpliwym atutem powieści są świetne nakreślenie bohaterów. Większości z nich nie polubimy, ale z pewnością na długo zostaną w pamięci czytelnika.
Całość stanowi arcyciekawe studium człowieka, przemian kraju, szeroko rozumianych zmian i tego, jak bardzo naszym życiem kierują nienawiść i żądza oraz jak bardzo i od jak dawna podzielone jest amerykańskie społeczeństwo, i to pod każdym względem.
Syn jest bardzo dobrą książką, jeżeli ktoś oczywiście lubi takie klimaty rodem z Dzikiego Zachodu. Całość w iście epickim stylu, z rozmachem, dopracowana do perfekcji, porywającą wielowątkową historię, pełnokrwistych bohaterów. Całość czyta się świetnie.
Nie dziwię się, iż Syn znalazł się w finale Nagrody Pulitzera dla najlepszej powieści 2015 roku i zyskał uznanie zarówno krytyków, jak i czytelników. Ta opowieść to powrót do starego, dobrego pisarstwa w wielkim stylu ala Steinbeck.
To właśnie IMO bardzo męska książka, przeczytałam ją w święta, długo mi schodziło i takie ambiwalentne uczucia mam. Ale ona ocieka testosteronem niemalże ;)
OdpowiedzUsuń"Syna" jeszcze nie czytałem, ale mam poprzednią powieść tegoż autora czyli "Rdzę", którą wydało C&T.
OdpowiedzUsuńMam na półce i będę czytać. Zwróciłam uwagę na ten tytuł po wysłuchaniu bardzo ciekawego radiowego wywiadu z autorem.
OdpowiedzUsuńGeneralnie preferuję książki pisane przez kobiety, ale od czasu do czasu potrzebny mi literacki testosteron :)
Ostatnią dawkę przyjęłam podczas lektury "Króla" Twardocha i jestem gotowa na kolejną. Pozdrawiam!
Króla mój mąż czytał ja jeszcze nie. Z Twardocha jak dotąd tylko Morfina mi się podobała i to bardzo. Pozostałe twardochy nie zachwyciły. Króla zapewne też przeczytam, ale musi poczekać na swoja kolej. Za samym autorem nie przepadam. Nie znam co prawda osobiście, ale z wywiadów trąci pyszałkowatością, snobizmem i lekkim przerostem formy nad treści. Może jestem w błędzie, oby.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń:) nie ma za co przepraszać inaczej trochę piszemy. Ale słowo urocze to mi się z głupkowatym i infantylnym kojarzy :):):).
UsuńMąż jak to facet, pisze bardziej konkretnie, a poza tym czyta inne książki.