Jest to książka przed lekturą której długo się wzbraniałam. Mam taki okres w życiu, że unikam smutnych, naznaczonych cierpieniem filmów, piosenek.
Jeszcze jeden oddech jest taką właśnie książką. Mimo przekładania z jednej kupki na drugą, w końcu zdecydowałam się na lekturę.
Uznałam, iż jeżeli początek zbyt mnie zdołuje, po prostu odłożę książkę na półkę nie czytając dalej.
Książka opowiada o umieraniu na raka. Takich pozycji na rynku jest wiele. Jednak ta opowieść jest inna, cały proces ukazany jest z innego punktu widzenia.
Autorem jest neurochirurg z wieloletnim stażem, a także chory na raka płuc. Opowiada o sobie krok po kroku począwszy od dzieciństwa, poprzez szkoły, studia,rezydenturę, pierwsze sekcje zwłok, w których bierze udział, pierwsze stawiane diagnozy i operacje na mózgu aż po wielki cios, jakim była postawiona diagnoza.
Śledzimy także kolejne etapy śmiertelnej choroby. Jest to tym bardziej poruszające, iż autor zdaje sobie doskonale sprawę z tego, jak będzie przebiegał proces choroby, proces odchodzenia, nie ma najmniejszych nawet złudzeń. Nie jestem nawet w stanie policzyć ile razy się popłakałam.
Wszystko wspaniale napisane:
Wybrałem taką, a nie inną ścieżkę kariery częściowo po to, aby zajmować się śmiercią – uchwycić ją, zdemaskować i spojrzeć jej w twarz. Neurochirurgia pociągała mnie w równym stopniu z powodu nierozerwalnego związku mózgu i świadomości, co ze względu na nierozłączność życia i śmierci.
Koszt mojego poświęcenia dla sukcesu był wysoki, a nieuchronne porażki przyprawiały niemal o nieznośne poczucie winy. Ale właśnie to brzemię czyni medycynę świętą, a zarazem zupełnie niemożliwą: przejmując cudzy krzyż, człowiek musi czasem ugiąć się pod jego ciężarem.
Koszt mojego poświęcenia dla sukcesu był wysoki, a nieuchronne porażki przyprawiały niemal o nieznośne poczucie winy. Ale właśnie to brzemię czyni medycynę świętą, a zarazem zupełnie niemożliwą: przejmując cudzy krzyż, człowiek musi czasem ugiąć się pod jego ciężarem.
Ciężka choroba nie zmienia życia, ona w jednej chwili całkowicie je niszczy. Nie czułem, że mam do czynienia z objawieniem, oślepiającym rozbłyskiem ukazującym To, Co Naprawdę Się Liczy – miałem raczej wrażenie, jakby ktoś zbombardował szlak, którym dotąd podróżowałem. Pozostawało mi jedynie znaleźć inną drogę.
Kalanithi porusza, szokuje, daje porządnego kopa, zmusza do refleksji i przemyślenia wielu spraw, na które w normalnym pędzie dnia, życia nie zwracamy uwagi. Książka zmusza także do docenienia tego co mamy i to jak wielkiego docenienia. Większość z nas nie zadaje sobie nawet trudu, żeby docenić jak wielkim darem jest każdy dzień bez choroby, cierpienia i czekania na nieuniknione.
Zdecydowanie intrygująca tematyka! Mam na nią oko od jakiegoś czasu, wiec może w końcu uda mi się przeczytać!
OdpowiedzUsuń