Wydawnictwo Zysk i S-ka, Ocena 4-/6
Recenzja mojego męża.
Trudno cokolwiek napisać o książce. To powieść dziwna, sprawiająca wrażenie patchworku pozszywanego z doskonałych i złych fragmentów oraz części z zupełnie innego typu literatury.
Autor przedstawia nam ciekawą (bo pomysł bardzo trafiony) historię przypadkowego spotkania żołnierza AK z oficerem Wehrmahtu. To spotkanie na zawsze zmieni ich życie oraz punkt widzenia wielu spraw.
Jest rok 1944, czas II wojny światowej spotykają się ludzie, którzy powinni stać po dwóch stronach barykady i być dla siebie śmiertelnymi wrogami. Ale czy faktycznie tak się stanie?
Książka ma jeden zasadniczy plus. Są nim sylwetki bohaterów, które Pałasz doskonale odmalował. Przy czym co może zdziwić, niechęć wzbudza Polak, sympatię budzi Niemiec. Polak "akowiec" jest pyszałkiem, zadufanym w sobie, bardziej zajętym swoimi sprawami niż walką o Polskę, choć plus należy się autorowi za zdjęcie z cokołu chłopca z polskiego podziemia, odbrązowienie go. Niemiecki oficer, który z założenia powinien budzić niechęć czytelnika, to człowiek niezwykle inteligentny, kulturalny, zaskakujący tym, jak i co myśli, zupełnie nieprzystający do stereotypu niemieckiego oficera.
Plusem jest także niesztampowy pomysł na fabułę. Szkoda tylko, iż autor tak słabo podkręca napięcie (a historia prosi się o coś zupełnie innego) i popełnia inne błędy..
Plusem i minusem są opisy wojennej Warszawy. Z jednej strony rzuca się w oczy spora ilość opisów, wzmianek o różnych miejscach, budynkach. Jednak, gdy głębiej w te opisy wnikniemy, okazuje się, iż są one powierzchowne. Ba, często ograniczają się do napisania nazwy, ew. adresu i...koniec. Nawet gdy autor pokusi się o przedstawienie danego budynku, nie jest ono takie, jakiego bym oczekiwał, często dot. drobiazgów z wnętrza budowli, rzeczy, które są mało istotne i niewiele wnoszą do książki. A to moim zdaniem zdecydowanie za mało. Poza tym autor poszedł po najmniejszej linii oporu, wspomina bowiem o budowlach, które z okresu wojennego (z tej lub innej książki) zna prawie każdy. To, czego mi brakowało, to inne spojrzenie na okupowaną stolicę, ukazanie innych, ciekawych, nie tak szablonowych miejsc. Skoro autor pokusił się o niestereotypowe ukazanie Niemca, to dlaczego nie miałby tego samego zrobić z Warszawą?!
Minusem jest także język, jakim autor się posługuje. W zasadzie jest to miks - języka literackiego, który można nazwać normalnym w odniesieniu do książki i języka, który sili się na oddanie okupacyjnej gwary warszawskiej. W niektórych momentach sprawia to wrażenie kuriozalnych zwrotów, słów, jakby pochodzących "nie z tej bajki".
Na końcowy plus zasługuje natomiast samo zakończenie, które nie ukrywam, zaskoczyło mnie.
Reasumując, Dobry Niemiec, to martwy Niemiec, to niezła książka, której z pewnością warto dać szansę. Jednak nie jest to powieść, dla której warto zarwać noc, czy taka od lektury której nie można się oderwać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Bez czytania będą usuwane komentarze zawierające spamy, linki do innych blogów. Mój blog, to nie słup ogłoszeniowy.