Strony

środa, 6 maja 2015

Dziennik - Dawid Sierakowiak

Wydawnictwo Marginesy, Moja ocena 6/6
W końcu zmobilizowałam się i napiszę kilka słów o książce. Dopiero teraz, chociaż czytać ją skończyłam kilka dni temu.
Jest to książka średniej grubości, ale ogromnie ważna. Niesie w sobie zarówno niezwykle ważny dokument historyczny, jak i ogromny ładunek emocjonalny. Podczytywałam ją fragmentami przez ostatnie 2 tygodnie.
Pozycja ta to po raz pierwszy w Polsce wydane zeszyty żydowskiego nastolatka, urodzonego w 1924 roku syna ubogiego stolarza, Dawida Sierakowiaka.
Dla mnie to podwójnie ważna lektura z racji tego, iż jej autor opowiada m.in. o pobycie w łódzkim getcie, o miejscach, których dziś na mapie Łodzi już nie znajdziemy (jak np. żydowski cmentarz przy ul. Wesołej), a także o tych, które pełnią zupełnie inną funkcję. Sporo w książce opisów rzeczywistości z Litzmannstadt Getto, sporo wspomnień o dyskusyjnym nadal Chaimie Rumkowskim, o wywózce łódzkich Żydów do Auschwitz, o wielu innych rzeczach dot. okupowanej Łodzi. Mnie, jako rodowitą łodziankę takie zapiski, wspomnienia tym bardziej interesują i mimo grozy ich wymowy fascynują. 
Dzienniki, które mamy okazję dzięki Wydawnictwu Marginesy poznać, nie są zapewne całością notatek Dawida, lecz tylko tyle udało się zgromadzić, tylko tyle (albo aż tyle) ocalało z wojennej pożogi. Dwa zeszyty na piecu w swoim bałuckim mieszkaniu znalazł po wojnie wysiedlony przez hitlerowców Wacław Szkudlarek. Trzy pozostałe zeszyty odnalazł i kupił w 1967 roku dziennikarz Konrad Turowski. Wersję przygotowaną wespół z prof. Lucjanem Dobroszyckim, który także przeżył piekło łódzkiego getta, w końcu lat 60. XX wieku zablokowała cenzura władz PRL. 
Obecnie za sprawą Wydawnictwa Marginesy możemy poznać to niesamowite świadectwo ludzkiego okrucieństwa, ale i wielkiej siły, nadziei, rozpaczy pomieszanej z drobnymi chwilami szczęścia. To także zmieniające się spojrzenie na świat nad wyraz dojrzałego jak na swój wiek nastolatka. 
Pamiętniki Dawida Sierakowiaka bywają porównywane z zapiskami szerzej znanymi w świecie, których autorką jest Anna Frank. Jednak moim zdaniem to błąd. Co prawda jedne i drugie dotyczą żydowskiej, ogólnoludzkiej gehenny z okresu wojny. Jednak zapiski Sierakowiaka poruszyły mnie bardziej. I nie chodzi tu tylko o fakt, iż dotyczą one Polski, czy mojej rodzinnej Łodzi. Chodzi tu bardziej o kwestię stylu pisania. Frank pisze bardziej..hmm..jak to określić... literacko, odrobinę zbyt może nie patetycznie, ale coś w tym stylu. 
Sierakowiak z kolei pisze jak dziecko, prosto, normalnie, od serca. I ten sposób pisania zmienia się z kolejnymi stronami. Podobnie zmienia się jego spojrzenie na otaczającą go rzeczywistość zmienia się podejście do tego co ważne, zmienia się po prostu wszystko. Zmienia się także sam Dawid ewoluując od odrobinę naiwnego, infantylnego nastolatka do człowieka, którym nie powinien być nigdy i w żadnej sytuacji żaden nastolatek.
Pierwsze zapiski w zeszytach poczynione zostały w czerwcu 1939 roku. Gdy 30 kwietnia 1940 roku hitlerowcy zamknęli getto Dawid wraz z rodzicami i siostrą Natalią znalazł się w grupie 140,000 jego mieszkańców. Zamieszkali przy ulicy Spacerowej 5/7 m. 11 (budynek zachował się do dziś).
Ostatnie zapiski  pochodzą z dnia 15 kwietnia 1943 roku, gdy ten młody człowiek cieszy się, iż dostał pracę w piekarni i w końcu naje się do syta. Niestety, umiera w sierpniu tego samego roku.
Dziennik wymyka się moim zdaniem jakiejkolwiek ocenie. Jest to lektura ważna, potrzebna, taka po którą powinien sięgnąć każdy. Jeżeli uważacie, że w waszym życiu jest coś nie tak, przeczytajcie choć fragment zapisków Dawida Sierakowiaka. Gwarantuję cios jak obuchem w głowę i przewartościowanie wszystkiego. 
Ile ja się napłakałam w trakcie lektury, to chyba nie muszę wspominać. 

1 komentarz:

  1. Teraz żałuję, że nie zdecydowałam się na lekturę, ale nic straconego. Dopiszę sobie do listy i może któregoś dnia gdzieś ją dopadnę. :)

    OdpowiedzUsuń

Bez czytania będą usuwane komentarze zawierające spamy, linki do innych blogów. Mój blog, to nie słup ogłoszeniowy.