Strony

czwartek, 16 kwietnia 2015

Nad Jeziorem Białym - John Borrell

Wydawnictwo WAB, Moja ocena 5/6
Bardzo dobrze i ciekawie napisana opowieść o naszej, polskiej drodze od upadku komunizmu. Borrell nie upiększa, nie koloryzuje niczego, nie straszy trudną, momentami niemożliwą do wytrzymania Polską. Ot moim zdaniem niezwykle wiernie przedstawia obraz naszej ojczyzny. Jest to obraz o tyle ciekawy, ze widziany oczyma cudzoziemca, człowieka z innego kręgu kulturowego, z innej mentalności, człowieka zwracającego uwagę na rzeczy, drobiazgi, które często dla nas są oczywiste.
Borrell, nowozelandzki dziennikarz i korespondent,na początku lat 90. XX wieku osiedlił się w Polsce. Może dziwić, iż Borrell żyjący na drugim końcu świata, w dobrobycie i normalnym kraju przeniósł się do nie ukrywajmy siermiężnej, chorej, postkomunistycznej Polski. Czym to było spowodowane? Tym czym tego typu decyzje są powodowane zazwyczaj - miłością. Nasz bohater  ma bowiem polską żonę, którą bardzo kocha. Decyzja o emigracji nie była łatwa, a zderzenie z polską rzeczywistością zadziwiające, momentami zabawne, ale częściej irytująca i niezwykle bolesne.
Państwo Borrell osiedlili się nad tytułowym Jeziorem Białym w pobliżu Kartuz. Tam zaczęli budować swoje nowe życie.A działo się przy tym działo. Co dokładnie spotkało w Polsce nowozelandzkiego ekspata? O tym przeczytacie w książce, do lektury której gorąco zachęcam.
Książka w przeciwieństwie do wielu podobnych pozycji zalewających księgarski rynek, nie ma w sobie nic z tandetnego, słodziutkiego, przekoloryzowanego opowiadania w stylu jak nam sielsko i cudownie było. Uparty Nowozelandczyk, osiedlający się w postkomunistycznym, zimnym, ponurym kraju, na  jego skoligaconej i skorumpowanej prowincji, tam gdzie rządzi wójt, pleban i burmistrz to kuriozalny i niezwykle pouczający przypadek.
Borrell postanowił, że stworzy coś z niczego, nie da się układom, nie da łapówki, załatwi wszystko oficjalnie nie godząc się na układy i układziki, które nie ukrywajmy do dziś w wielu miejscach są kwestią decydującą. Co z tych postanowień w zderzeniu z rzeczywistością wynikło? Ilu z nas na miejscu autora książki machnęłoby ręką i albo wróciło do siebie, albo odpuściło i na zasadzie jeśli wejdziesz między wrony...zaakceptowałoby lokalne uwarunkowania?
Ogromny szacunek dla Johna Borrella i jego żony za nie poddanie się, za walkę z rzucanymi pod nogi kłodami, za nie poddanie się polskiej mentalności, chamskiej złośliwości, za wytrwanie i za wiarę, że w Polsce też się uda. 
Gorąco zachęcam do lektury.

1 komentarz:

Bez czytania będą usuwane komentarze zawierające spamy, linki do innych blogów. Mój blog, to nie słup ogłoszeniowy.