Wydawnictwo Literackie, Moja ocena 6/6
W październiku 1939 roku w krakowskich sferach pedagogicznych, uniwersyteckich powstała dyskusja - czy wznawiać wykłady, czy wręcz przeciwnie. Przeciwnicy twierdzili, że na razie warto czekać i obserwować, jak rozwiną się sprawy w okupowanym mieście. Zwolennicy wierzyli w to co w ulotkach propagandowych głosił okupant, że nie zamierza ingerować w działalność Uniwersytetu Jagiellońskiego.
19 października po głosowaniu zdecydowano o rozpoczęciu działalności akademickiej. Wszystko toczyło się normalnie. O ile o jakiejkolwiek normie można mówić w momencie, gdy miasto jest pod okupacją, a w kolo szaleje wojna. Diametralna zmiana nastąpiła kilkanaście dni później.
06 listopada przed budynkami Uniwersytetu Jagiellońskiego, w trakcie wykładu zorganizowanego przez Niemców, ustawiono policyjne posterunki i zatrzymano wszystkich znajdujących się na terenie uczelni. Wzdłuż muru okalającego uniwersytet ustawiono kilkadziesiąt osób z podniesionymi rękoma. Wśród nich był także autor niniejszych wspomnień, Stanisław Urbańczyk, w tym czasie pełniący funkcję młodszego asystenta na UJ.
Pracownicy naukowi uczelni zostali zatrzymani i wywiezieni do aresztu wojskowego na ul. Montelupich, gdzie od początku wojny swoje więzienie miało Gestapo. Aresztowano 144 pracowników UJ i 20 AG.
To był dopiero początek. Czytając niniejszą książkę śledzimy dalsze losy Urbańczyka oraz towarzyszących mu wykładowców UJ, którzy przechodzili przez kolejne obozy m.in. Sachsenhausen gdzie pracownicy UJ tworzyli osobną enklawę, miejsca internowania na Dachau kończąc.Towarzyszyły im niepewność, głód, brud, strach i bezustanna śmierć. W tym kontekście zadziwia w trakcie lektury wzajemna solidarność pracowników UJ, trzymanie się razem, trwanie na przekór wszystkiemu i na przekór wszystkiemu rozwijanie myśli akademickiej, tworzenie własnego naukowego świata. Wyzwolenie miało miejsce pod koniec 1940 roku. przez rok o uwolnienie naukowców walczyli wszyscy od rodzin poczynając, aż podobno po samego papieża.
Ponieważ cała opowieść spisywana była fragmentami, na żywo, mamy unikalna możliwość poznania wydarzeń na gorąco, z pierwszej ręki, bez żadnej obróbki, bez skracania. To niezwykle cenne. Wiadomo, iż wspomnienia spisywane po jakimś czasie nie są już tymi samymi, chociażby z powodu umykania z pamięci czy chowania się w jej zakamarkach niektórych faktów.
Niezwykle cennym jest także to, iż autor jak sam przyznaje nie był nigdy literatem. W związku z tym tekstowi, który mamy okazję poznać brak ogłady, szlifu, pewnej korekty tak charakterystycznych cech dziel zawodowych literatów. Moim zdaniem to plus pozwalający wręcz poczuć atmosferę tamtych dni, uczucia bohaterów i samego autora, nastroje panujące między więźniami.
Wielkim plusem są także liczne zdjęcia z prywatnych zbiorów Urbańczyka, jego uniwersyteckich kolegów oraz skany dokumentów, w tym 1. wydania niniejszej książki z 1946 roku.
Uniwersytet za kolczastym drutem to swoiste połączenie pamiętnika, zapisków "na gorąco" i ksiażki historycznej. Czyta sie doskonale, bardzo szybko. A całość porusza i to niezwykle.
Zachęcam do sięgnięcia po tę pozycję.
Bardzo lubię takie książki, tym chętniej ją przeczytam!
OdpowiedzUsuńCiekawa książka, może kiedyś po nią sięgnę.
OdpowiedzUsuń