Wydawnictwo Wielka Litera, Okładka miękka, 172 s.
Strasznie trudna książka, której nie potrafię jednoznacznie ocenić. Zawiera 3 reportaże, eseje, niby niewiele, ale czytałam ja długo, bardzo długo. Przed chwilą skończyłam czytać ostatnie kilka stron trzeciego eseju. Powodem jest nie tylko tematyka, jaką Roy porusza, ale także w sposób jaki to robi. Bo Indie rozdarte to faktycznie kraj porozdzielany na wiele (zbyt wiele) fragmentów, ale jej Indie to przede wszystkim kraj (moim zdaniem) obdarty z tego całego turystycznego blichtru, świątyń, kolorowych ubrań, doskonałego jedzenia etc. Bo z czym nam, ludziom z Zachodu kojarzą się Indie? Przede wszystkim z charakterystycznym jedzeniem, ciekawymi zabytkami, świętymi krowami i może jeszcze dziwnymi ludźmi obmywającymi się w Gangesie. Tak naprawdę o Indiach większość z nas nie wie nic, albo tylko tyle, ile przeczyta w czasopismach podróżniczych czy ulotkach biur podróży. Indie ukazane przez Roy to kraj rzeszy biednych, głodnych ludzi, z których wielu z miast przeniosło się nawet nie na wsie, ale do lasu tworząc w ten sposób swoista partyzantkę. W ten sposób usiłują walczyć o siebie, o swoją godność, o życie, o rodziny. Innej formy walki nie znają wobec rządu, takiego jaki mają. Pamiętacie, jakiś czas temu recenzowałam książkę Gang różowego sari. Tam z kolei walczyły kobiety, także o sprawiedliwość, także same, także nie mogąc liczyć na opiekę i pomoc rządu.
W książce Roy poznajemy także Indie widziane w Delhi, na ulicach tego wielomilionowego miasta. To inne Indie, ale jednak takie same. Może tylko biedę, upodlenie człowieka, obojętność, a nawet wstręt rządzących widać wyraźniej, bo jest on bardziej skupiony i co tu ukrywać...bardziej go czuć, bo śmierdzi. Trudno żeby udzie, których jedynym miejscem do życia jest ulica pachnieli fiołkami.
Co cenne w tej książce, to fakt, iż Roy jest pisarką, reporterką najbiedniejszych z biednych, najbardziej upodlonych przez los, przez rządzących, przez kłócące się ze sobą partie w indyjskim rządzie, czyli przez tych, którzy powinni się o nich troszczyć, a mają ich w głębokim poważaniu. Ci najbiedniejsi są ograbiani w majestacie indyjskiego prawa, są wysiedlani z domów, kartonów, w których żyli do slamsów, póżniej z tych slamsów (które nagle staja się potrzebne innym bogatym, rządzącym) są wysiedlani...no właśnie dokąd?! To już nikogo nie obchodzi.
Trudna książka, którą każdy odbierze inaczej. Warto jednak po nią sięgnąć.
Plusem książki jest spora ilość zdjęć doskonale pasujących do tekstu.
Ciekawa jestem ; ) Skoro jest trudna to może zostawię sobie tę pozycję na wolniejsze dni :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :D
Moja droga dzięki za opisanie tej książki, muszę po prostu muszę ją mieć. Lata całe temu przeczytałam o Indiach książkę pewnego księdza z Polski i do dziś jej nie umiem odnaleźć a kupiłabym na 100% . Przedstawiała właśnie życie tych biednych przeciętnych ludzi, żyjących na ulicach dosłownie obok siebie nie zawsze nawet oddzielone materiałem żyją całe rodziny. Klitka wielkości powiedzmy trzech - pięciu metrów jest luksusem. Wszystko tam było i od tego czasu w bajkowe indie nie wierzę. Rikszarze wypluwający własne płuca i to nie w przenośni.... Co to była za książka. Zatem i ta polecona przez Ciebie jest dla mnie pozycją którą muszę mieć i przeczytać.
OdpowiedzUsuńJeżeli taka tematyka i do tego ukazana bez owijania w bawełnę interesuje Ciebie, polecam książkę, niesamowita, szokująca i co tu ukrywać prawdziwa, niestety.
UsuńIndie oczywiście.
OdpowiedzUsuń