Wydawnictwo RM, Okładka miękka, Moja ocena 6/6
Dzisiaj chciałabym wam przybliżyć pozycję, którą skończyłam podczytywać wczoraj wieczorem, a czytałam "w odcinkach", tak dużo zła i okrucieństwa częstokroć bezsensownego jest w niej. Książka ta wstrząsnęła mną ogromnie i to z różnych powodów. Ale po kolei.
Niezwłocznie po zakończeniu II wojny światowej, zwycięskie państwa przeprowadziły największą w historii akcję przymusowych przesiedleń. Ich rezultatem była największa w historii migracja jednego narodu. Tym narodem byli Niemcy. Władze zwycięskich mocarstw (brytyjskie, amerykańskie, radzieckie) przesiedliły miliony ludzi nie tylko niemieckiej narodowości, ale także każdej innej, będące osobami niemieckojęzycznymi. Wysiedlono ich z terenu Polski, Węgier, Czechosłowacji, Rumunii, Jugosławii i wygnano na tereny nowych Niemiec, tych, które powstały po kapitulacji w 1945 roku. Zapomniano przy tym zupełnie, iż ówczesne Niemcy były jedną wielką ruiną. Jak szacują historycy przesiedlono ok.12 milionów osób. Niektórzy podają liczbę sięgającą nawet 14 milionów. Co wywarło na mnie ogromne wrażenie, to fakt, iż nie były to tylko osoby walczące w czasie wojny. Ba, naukowcy opierając się na różnorodnych danych, szacują, że wśród przesiedlonych takich osób było paradoksalnie niewiele. Głównie do emigracji zmuszano kobiety, starców i dzieci. Większość z nich, z działaniami wojennymi miała niewiele, lub wręcz nie miała nic wspólnego. Dla przeważającej grupy tych osób, już sama wojna była złem,a przesiedlenie dopełniło koszmaru. Nie twierdzę, że wszystkie kobiety i wszyscy starcy byli niewinni, ale część na pewno. A dzieci? Od razu nasunęło mi się pytanie - czy za zbrodnię mniejszej lub większej grupy osób danej narodowości, można karać cały naród? Czy w takim konkretnym przypadku kwestia odpowiedzialności zbiorowej ma w ogóle rację bytu?
Setki tysięcy ofiar (tu zdania historyków są podzielone)w trakcie tej przymusowej migracji straciło życie. Było to skutkiem chorób głodu, zimna, a także (a może przede wszystkim) bestialskiego okrucieństwa, jakiego dopuszczały się osoby nadzorujące bezpośrednio akcję przesiedlania. Przesiedlanych (przed wywozem ich z dotychczasowego miejsca zamieszkania) umieszczano w obozach tymczasowych. W kolejnym etapie przez kilkanaście dni, a często nawet przez miesiąc, wieziono ich do Niemiec i tygodniami przetrzymywano na bocznicach kolejowych w bydlęcych wagonach. Wagony te często były zamykane, plombowane, a więzionym w ten sposób ludziom nie dostarczano ani wody, ani jedzenia. Ci, którzy zdołali tą gehennę przeżyć, trafiali do swojej nowej ojczyzny, do miejsc, które z reguły były jedną wielką ruiną, gdzie nie było absolutnie nic, ani mieszkań, ani ubrań, ani jedzenia, ani leków. Wygnańcy nie posiadający niczego, będący osłabionymi, często przerażonymi ludźmi, padali ofiarą czegoś, co wtedy powszechnie nazywano...dziejową sprawiedliwością. I tu po raz kolejny automatycznie nasuwa mi się pytanie, które zadałam wcześniej.
Co mnie zadziwiło, to fakt, iż z tej okrutnej akcji przesiedleńczej uczyniono kuriozalny wręcz materiał propagandowy. Na całej linii przesiedleń, we wszystkich krajach obecne były setki, a często tysiące dziennikarzy, którzy relacjonowali wszystko do swoich gazet, dokumentując akcję tysiącami zdjęć. Obserwowali to także dyplomaci i pracownicy organizacji humanitarnych.Od razu pragnę oddać sprawiedliwość, nie wszyscy z obserwatorów zagranicznych byli bierni. Istniała spora grupa osób, która próbowała interweniować u siebie w kraju, w rządach państw, z których dokonywano wysiedleń. Efekt był różnoraki. Na ogół sprawę tę, próby ingerencji, nawet zamieszczane w prasie artykuły kwitowano milczeniem lub komentarzem, iż to dziejowa sprawiedliwość, a wszystko to jest wyolbrzymione. Istniała jednak wyjątkowo aktywna grupa, chcąca zmienić los wypędzanych. Naciski wspomnianej grupy doprowadziły do tego, czego nie udało się wywalczyć organizacjom humanitarnym. Otóż pod koniec stycznia 1947 roku czechosłowackie MSW zezwoliło na wizytację wszystkich obozów przesiedleńczych. O tym, co wizytujący zobaczyli, o koszmarze przesiedlanych opowiada autor książki. Co istotne, materiały do rozdziału traktującego o przesiedleńczych obozach pochodzą z notatek wizytujących obozy, są więc wiarygodnymi dokumentami.
Ale wróćmy do osób wysiedlanych. Część z nich stanowili tzw. Volksdeutsche, częstokroć aktywnie współpracujący w czasie wojny z okupantem. I tak się zastanawiam, czy ich czyny w czasie wojny, czy ewentualne denuncjacje etc mogą usprawiedliwiać póżniejsze okrucieństwo w trakcie przesiedlenia?
Przyznam się, iż po lekturze tej książki mam mieszane uczucia i nie potrafię o treści zapomnieć. Z jednej strony żal mi osób przesiedlanych. Duża ich część, to były ofiary zarówno bestialskiej wojny, chorej polityki Hitlera jak i póżniejszej zemsty przesiedlających.
Z drugiej strony, lata II wojny światowej, to było istne piekło, jakie zgotowali nam Polakom i pozostałej części Europy Hitlerowcy. Zbrodnie, jakich się dopuścili były tak okrutne, tak niewyobrażalne, że krytykowanie akcji przesiedleńczej jest moim zdaniem nie na miejscu. Ale czy jeden naród ma prawo krzywdzić inny w imię swoistej sprawiedliwości, która i tak nie wskrzesi milionów ofiar, nie zabliżni ran na ciele i duszy, nie naprawi wyrządzonego przez nazistów zła. Przecież to zwykła zemsta niewiele mająca wspólnego ze sprawiedliwością. Tym bardziej, iż wielu zbrodniarzy wojennych zostało osądzonych w powojennych procesach.
A z jeszcze innej strony, czy ktoś kto tak jak ja urodził się wiele lat po wojnie, ma prawo zadawać takie pytania i osądzać przesiedlających? Nie osądzam, nie krytykuję samej akcji wysiedleń. Przerażenie ogarnia mnie tylko jeżeli chodzi o sposób jej wykonania.
Tak, jak na wstępie wspomniałam, książka zostawiła mnie z mętlikiem w głowie i wieloma, zbyt wieloma pytaniami, na które chyba nikt nie zna odpowiedzi. Jest to jedna z najbardziej poruszających książek historycznych, jakie kiedykolwiek czytałam. Jest to tez pozycja niezwykle ważna i potrzebna. Do 1989 roku rzadko kto poruszał temat wypędzonych. Po otwarciu archiwów w postkomunistycznych krajach, historycy zyskali dostęp do nowych, skrywanych dotąd dokumentów. Dzięki temu posiadamy coraz więcej danych o akcji przesiedleńczej. Co chyba zrozumiałe, spojrzenie na temat będzie różne u badaczy niemieckich, jak i u historyków spoza tego kraju. Temat jest trudny i bardzo bolesny. Dlatego autor książki skupia się w niej przede wszystkim na pewnych jego aspektach. Są nimi: obozy przesiedleńcze, akcje wysiedleń, wpływ akcji na międzynarodową sytuację i historię, rola w całości kwestii, jaką odegrały zachodnie mocarstwa alianckie. Douglas nie porusza natomiast wielu innych kwestii, wśród których wg. mnie najbardziej drażliwą są żądania zwrotu majątków jakie na terenie Polski, Czechosłowacji i Węgier zostawili wysiedleni. Na temat tych roszczeń mam swoje zdanie, nie będę go jednak tutaj publikować, podobnie jak nie wspomina o tej kwestii autor książki.
Jest jeszcze jeden aspekt kwestii wysiedleń, który najbardziej mnie poruszył. To rozdział traktujący o dzieciach, o tym co z nimi robiono, jak je oddzielano od rodziców, zmuszano do katorżniczej pracy, głodzono, bo trudno uznać rację niespełna 500 kcal za wystarczającą do życia. Ja rozumiem, po zakończeniu wojny wiele osób mogło mieć uraz nawet do Niemców nie mających z okupacją nic wspólnego. Ale na Boga, to były dzieci, niewinne istoty. Trudno za grzechy ojców, matek, czy grupy szaleńców stojących na czele III Rzeszy karać kilkuletnie dzieci. Los jaki spotkał dzieci w momencie wysiedleń, to jak je traktowano niczym nie ustępował temu, co z dziećmi czynili kilka miesięcy czy lat wcześniej naziści. I to ma być sprawiedliwość? Dla mnie to okrucieństwo nie do przyjęcia, którego nic nie usprawiedliwia. Lektura tego rozdziału utwierdziła mnie w opinii, że ludzie w sprzyjających im okolicznościach (tu powojenna bezkarność i dokonywanie "sprawiedliwości dziejowej") są w stanie dokonać najgorszego, najbardziej bestialskiego czynu. Niestety, ale od lat, im więcej widzę, im więcej czytam, tym mam gorsze zdanie o gatunku ludzkim. Przyznam się, iż w trakcie lektury książki byłam zszokowana. Do koszmaru obozów koncentracyjnych jesteśmy niejako przyzwyczajeni, oswojeni z tym tematem. Kwestie wysiedleń rzadko się porusza. Jednak w/w rozdział opowiadający o losach dzieci, sprawił, iż w trakcie lektury bez przerwy płakałam. Nie byłam w stanie czytać tego fragmentu książki bez emocjonalnego zaangażowania.
Douglas w trakcie pracy nad książką korzystał z materiałów historycznych, archiwów. Nie interesowały go natomiast relacje osób przesiedlonych. Dlaczego? Jak sam twierdzi przede wszystkim dlatego, iż nie ma możliwości ich zweryfikowania.
Gorąco zachęcam do lektury. Książka jest doskonale opracowana, napisana językiem bardzo przystępnym oraz potrzebna. Sądzę, że przynajmniej dużą jej część powinien przeczytać każdy, kto chce zrozumieć póżniejszy (ale i obecny) bieg wydarzeń na arenie historycznej.
Myślę, że ta książka będzie idealnym prezentem dla mojego taty, ponieważ jego ciekawią takie około-wojenne tematy.
OdpowiedzUsuńCzekam na dzień, kiedy ty przeczytasz posta, którego komentujesz, a nie będziesz bezmyślnie spamować.
UsuńCo do samej "recenzji" - piękny fail i nieznajomość historii, gratulacje.
Dlaczego uważasz, że nie czytam recenzji, którą potem komentuje?
UsuńNapisałam zgodnie z prawdą, że w przeciwieństwie do mojego taty, mnie nie interesuje książki, w których fabuła oscyluje wokół okresu II wojny światowej, a w powyższej publikacji wszelkie wydarzenia rozgrywają się właśnie w tamtych czasach, więc nie rozumiem, czemu się mnie czepiasz?
Bo jesteś praktycznie wszędzie, i praktycznie zawsze (nie przypominam sobie, żebyś coś merytorycznego napisała kiedyś) zostawiasz niewarte nic komentarze, których treść można odczytać nawet i po okładce książki. Zwykły zawoalowany spam.
UsuńA ty rozpoczynasz nic nie wnoszące kłótnie. Zapraszam, jak będziesz miał do powiedzenia coś sensownego w zakresie prezentowanej książki. A zwyczajne przepychanki, które próbujesz tu uskuteczniać, rób u siebie na blogu.
UsuńJakoś nikomu poza Tobą to nie przeszkadza. Nie pcham się tam, gdzie mnie nie proszą. U Ciebie również nie przypominam sobie, żebym ,,spamowała'', więc może pozwól mi łaskawie odwiedzać i komentować, tak jak chce i u kogo chce. Jeśli ktoś tylko wyrazi życzenie, że nie ma ochoty na moje nie- meteoryczne komentarze, to ja dostosuje się do tych uwag, gdyż nie jestem (tak jak ty twierdzisz) zwykłą spamerką.
UsuńNiemniej jednak jeśli chodziło ci tylko o to, żeby zrobić mi przykrość, to gratuluje-udało Ci się.
Nie wierzę w to, co czytam:
OdpowiedzUsuń"Od razu nasunęło mi się pytanie - czy za zbrodnię mniejszej lub większej grupy osób danej narodowości, można karać cały naród? Czy w takim konkretnym przypadku kwestia odpowiedzialności zbiorowej ma w ogóle rację bytu?" - jeśli mówimy o narodzie, który dał się omotać Hitlerowi i jego propagandzie, to tak. Tylko i wyłącznie odpowiedzialność zbiorowa. Nie wierzę, że masz jakieś wątpliwości!
" Zapomniano przy tym zupełnie, iż ówczesne Niemcy były jedną wielką ruiną." - przepraszam, ale z czyjej winy? kto doprowadził do wojny światowej i musiał ponieść tego konsekwencje? To niestosowne pisać coś takiego! Tak, dziejowa sprawiedliwość jest doskonałym określeniem. To, co spotkało niemiecki naród - w tym, sory, także niewinne dzieci - było tylko i wyłącznie konsekwencją tego, do czego ten naród dopuścił oddając Hitlerowi władzę. Nie na miejscu wydaje mi się rozczulanie nad losem biednych wypędzonych, nie wierzę, że ty to napisałaś!
Wiesz, proponuję, żebyś przeczytała dokładnie cały mój post, nie neguję samej akcji wysiedleń, ale sposób, w jaki została ona dokonana.
UsuńZachęcam do sięgnięcia po pozycje historyczne, zapoznanie się z danymi, pracami badaczy, którzy ukazują jaka część Niemców była za Hitlerem, a jaka nie.
Nikt, nie ma prawa czynić zła drugiemu człowiekowi w imię "sprawiedliwości dziejowej", a tym bardziej krzywdzić dzieci. I tak, ja to napisałam. Przeczytałam całą książkę, znam wiele innych opracowań historycznych, i wiesz, zanim napiszesz, że to co spotkało dzieci było tylko i wyłącznie konsekwencją tego, do czego ten naród dopuścił oddając Hitlerowi władzę, dobrze się zastanów, jak Ty byś się czuła, gdyby chodziło o twoje dziecko.
I sięgnij po książkę, gdy zapoznasz się z jej treścią, z dokumentami, które przedstawia autor, możemy porozmawiać.
A co do odpowiedzialności zbiorowej - ile zła wyrządzilo na przestrzeni wieków Kościół Katolicki, albo Ukraińcy w w latach 40.? To też teraz należy na równi osądzać cały Kościół i cały naród ukraiński?
A nie uważacie, że autorka posta ma prawo pisać o własnych odczuciach i wrażeniach? Każdy ma prawo mieć własne zdanie.
OdpowiedzUsuńJa też mam własne zdanie, po to jest pole komentarza:/
UsuńTwój post przeczytałam dokładnie i z kolei Tobie polecam przeczytać chociażby książkę "Sprawczynie" Katherine Kompisch - bardzo rzetelne opracowanie traktujące o roli kobiet w nazistowskiej machinie. I tak, podtrzymuję, co napisałam - niestety powojenne wypędzenia Niemców były konsekwencją takich a nie innych działań całego narodu i jako naród musieli ponieść odpowiedzialność. Dlatego piszę o "sprawiedliwości dziejowej", a nie "sprawiedliwości", bo takiej nie ma i nigdy nie było. A o wypędzeniach należy pisać tylko i wyłącznie w odpowiednim kontekście, którego - jak wynika z Twojej recenzji - w książce zabrakło, albo nie został dostatecznie podkreślony.
OdpowiedzUsuńOdpowiedzialność zbiorowa nie ma nic wspólnego ze sprawiedliwością, wręcz przeciwnie. To zresztą temat na dłuższą dyskusję, ustosunkowałam się tylko do recenzowanej przez Ciebie pozycji.
Po 6 latach wojny, po odkryciu obozów koncentracyjnych i po piekle jakie zgotowali Niemcy narodom, z ziem, z których byli przesiedlani, trudno dziwić się ludziom, którzy odpowiadali za wysiedlenia. Prawie każdy z nich stracił rodzinę czy dzieci z powodu tworzenia Niemcom przestrzeni życiowej. Oczywiscie zawsze szkoda niewinnych dzieci - zydowskich, polskich, niemieckich. Żadne dziecko nie zasługuje na otrzymywane od życia okrucieństwo.
OdpowiedzUsuńToteż piszę w formie pytania, czy ja urodzona tyle lat po wojnie mam w ogóle prawo oceniać.I nie neguję samej akcji tylko jej wykonanie. Ale mojego zdania co do piekła, jakie zgotowano niemieckim dzieciom,czy starcom nikt nie zmieni. Nikt nie zasługuje na taki los.
UsuńChętnie przeczytam, interesuje mnie historia tuż po wojnie, losy narodów; do tej pory wiele przeczytałam o UPA, rzeziach, przesiedlaniu, a mało wiem o losie narodu zwyciężonego, może tylko w kontekście Karguli i Pawlaków, i szabrowników; wojna to zło, w którym najbardziej cierpi ludność cywilna, a ostatnio przeczytałam takie zdanie, że "nie ma złej nacji, są tylko źli ludzie"; dzięki za recenzję i zwrócenie mojej uwagi na tę pozycję; pozdrawiam z południowego wschodu.
OdpowiedzUsuńNiezwykle mądre zdanie napisałaś - nie ma złej nacji, są tylko źli ludzie. Ono w 100% oddaje to co myślę.
UsuńWidzę, że książka naprawdę zrobiła na Tobie wrażenie. Bardzo podobne echa pobrzmiewają w "Wypędzonym" Inglota. W naszych, powojennych realiach...
OdpowiedzUsuńCzytałam Wypędzonego. Tylko tam jest beletrystyka (notabene bardzo dobra), a tu książka stricte naukowa poparta przypisami, źródoznawstwem.
UsuńOd czasu do czasu lubię takie pozycje przeczytać, jednak teraz coś czytam innego z kategorii historia.
OdpowiedzUsuńNie jest do końca tak jak piszesz w tym fragmencie i, wybacz, ale dla mnie to dowód na takie trochę naiwne postrzeganie rzeczywistości:
OdpowiedzUsuń"Co wywarło na mnie ogromne wrażenie, to fakt, iż nie były to tylko osoby walczące w czasie wojny. Ba, naukowcy opierając się na różnorodnych danych, szacują, że wśród przesiedlonych takich osób było paradoksalnie niewiele. Głównie do emigracji zmuszano kobiety, starców i dzieci."
Wystarczy sięgnąć po "Ojcobójcę" Martina Pollacka, by przekonać się jakim to może być złudzeniem. Pollack opisuje to na przykładzie swojej babci, ukochanej babci dodam, a która była zatwardziałą faszystką, o czym dowiedział się później. I przeżył szok.
Można sięgnąć po "Dzienniki" Klemperera, w których też opisuje jak ci "zwykli" ludzie, przesiąkają antysemityzmem i odwracają się od niedawnych kolegów. Wielu posuwało się do konkretnych czynów, nie tylko wykreślenia z listy kontaktów.
Zborni nie popełniali wyłącznie walczący żołnierze, przecież to oczywiste.
I ja wiem, ze Ty to wiesz. Nie rozumiem więc, skąd przekonanie, ze w kraju, który w większości wierzył w furhera i pozwalał mu działać, starcy i kobiety byli niewinni? Jeśli popierali nazizm, to byli winni. A historia pokazuje, że tak właśnie było.
Moja babcia była wywieziona do takich niemieckich gospodarzy, u których była bezpłatną siłą roboczą. Nie trafiła na kreatury, ale ludzie ci nie uważali, że jest coś dziwnego w tym, że ma u nich pracować za darmo i być traktowana jak osoba II kategorii. Była Polką. I to im wystarczyło, bo przecież Polacy to podludzie. Wierzyli w to, tak samo jak ich sąsiedzi. I tutaj masz owe kobiety i starców, którzy nie musieli walczyć na froncie...
I żeby nie było: nie uważam, że wysiedlenie powinno tak wyglądać. Nie wyznaję teorii oko za oko, ząb za ząb. Ale rozumiem też tych, którzy byli źli na przysłowiową Helgę, która w miarę bezproblemowo przetrwała wojnę, w odróżnieniu od ich bliskich. To były świeże emocje.
Polecam Ci też książkę W. Nowaka "Obwód głowy", w którym znajdują się doskonałe reportaże o historii polsko-niemieckiej. Jest tam wstrząsający rozdział, o tym, jak Niemcy zabijali własne żony i dzieci, z obawy przed sowietami, którzy zbliżali się do Berlina. Wstrząsające. "Obwód głowy" to moja ukochana książka o tej tematyce.
I jeszcze na zakończenie: moja druga babcia, trafiła na Dolny Śląsk po II wojnie światowej. Wcześniej mieszkała na terenie obecnej Ukrainy. Dostała z dziadkiem gospodarstwo po Niemcach. Przez wiele lat, aż do lat 90., utrzymywali kontakty z poprzednimi lokatorami; Niemcy tez wielokrotnie przyjeżdżali w odwiedziny do dziadków, by pokazać dzieciom, potem wnukom swoją ojcowiznę. Trudne to były sytuacje, ale nigdy nie pojawiły się miedzy nimi złe słowa. Kontakt urwał się, gdy niemieccy gospodarze umarli.
Pozdrawiam
Ja nie twierdzę, że wszystkie Niemki były dobre, a niemieccy staruszkowie to słodcy dziadziowie. I żeby nie było nieporozumień, nie zgadzam się z ich obecnymi roszczeniami.Ja nie bronię wypędzanych, chodzi mi o samą formę wypędzenia, to co z tymi ludźmi robiono. Chodzi mi tylko o materiał naukowy zawarty w tej konkretnej a nie innej książce. Poza tym świat nie jest czarno biały, zarówno wśród Polaków są źli ludzie, jak i wśród Niemców byli dobrzy. Tak jak jedna z przedmówczyń powiedziała wczoraj- nie ma złych nacji są tylko źli ludzie.
UsuńZgadzam się z tym co piszesz. Jednak nadal wyznaję teorię, że nikt nie ma prawa krzywdzić człowieka w imię sprawiedliwości,czy swoistej zemsty.
A co z niemieckimi dziećmi? One też zasługiwały na taki los?
Oczywiście, że nie.
UsuńAle zdanie, które przytoczyłam powyżej z Twojego tekstu, sugeruje, że dzielisz odpowiedzialność za II wojna światową podług bardzo prostej linii: żołnierz - winny kontra kobiety, staruszkowie - niewinni, za to zmuszeni do emigracji, tak samo, jak ta garstka, która była rzeczywiście winna. Z tym się nie zgadzam, z tym rozgraniczeniem jakim się posłużyłaś. Dla mnie niemiecka ludność cywilna też ponosiła odpowiedzialność za koszmar, chociaż przecież nie każdy był nazistą. Byli też porządni ludzie, wiem.
Z tym zdaniem się nie zgadzam. Z resztą: tak.
Czytałaś Nowaka? Sadzę, że Ci się spodoba:)
Nowaka nie czytałam, na pewno poszukam i przeczytam, dziękuję za polecenie.
UsuńMoże żle się w tym konkretnym zdaniu wyraziłam, czasami tak jest, że jak jest mnóstwo emocji, trudno to zrozumiale dla wszystkich ubrać w słowa.
Broń Boże nie uważam, że jak ktoś nie miał wytatuowanej przynależności do niemieckich wojsk czy nie był na liście Volksdeutschów to był cacy i niewinny. Broń Boże. Tylko wśród wysiedlanych (bo słowo wypędzeni trochę mi jednak nie odpowiada) było gro niewinnych osób. Zgadzanie się, swoiste przyklaskiwanie metodom wysiedlania, temu co tym ludziom zrobiono jest delikatnie ujmując niewłaściwe.
Książka, która omawiałam jest o tyle wiarygodna, że w najmniejszym nawet stopniu nie opiera się na wspomnieniach wysiedlonych, nie ma tam ani jednego świadka narodowości niemieckiej, są tylko suche raporty z krajów wysiedlających i członków komisji nadzorujących akcję.
Wiesz, może samą książkę odebrałabym mniej emocjonalnie, gdyby nie ten rozdział o dzieciach.
Aha:) i zdaję sobie sprawę, że wśród Niemców po dojściu Hitlera do władzy gro osób mu przyklaskiwało, nawet kilka miesięcy temu recenzowałam książkę, w której nie tylko Niemcy, ale także cudzoziemcy, ludzie wykształceni widzieli w nim zbawcę.
UsuńAle była (jak podają naukowcy) też całkiem spora grupa osób nie zgadzających się z jego polityką. Tylko co oni mieli zrobić? Każdy protest= śmierć. Łatwiej i częstokroć wygodniej milczeć.Ale to nie znaczy, że wszyscy Niemcy popierali Hitlera.