Wydawnictwo Dolnośląskie, Okładka miękka, Moja ocena 5,5/6
Główny bohater książki,a zarazem jej narrator Bill Brockton, to znany i doświadczony antropolog sądowy. Wykłada on na miejscowym uniwersytecie oraz pracuje na Trupiej Farmie, czyli w miejscu, które jest ośrodkiem szkoleniowym studentów i pracowników Wydziału Antropologii. Tam też dokonuje się wielu badań i sekcji zwłok. A skąd taka nazwa? Tego nie zdradzę. Wszystkie sekrety Trupiej Farmy poznacie z książki:)
Pewnego dnia Brockton zostaje wezwany do hotelu, gdzie w zamarzniętym basenie znaleziono ciało. Jak się szybko okazuje, szczątki należą do wybitnego fizyka Leonarda Novaka., który
podczas II wojny światowej konstruował reaktor plutonowy. Brockton
odkrywa, że śmierć naukowca nie była przypadkowa, czyli ktoś go po prostu zamordował. Zupełnie niespodziewanie, to czym został zabity naukowiec dokonuje zniszczeń także w ciele osób biorących udział w jego sekcji zwłok. Dla patologa, który sekcję przeprowadzał i miał najdłuższy i najbliższy kontakt ze zwłokami, ta sprawa zakończy się tragicznie. Jeżeli jednak w tym momencie myślicie o jakiejś tajemniczej zarazie, nieznanym wirusie, broni biologicznej, to jesteście w błędzie. To, co poczyni spustoszenie wśród pracowników Trupiej Farmy, to coś znacznie gorszego i grożniejszego.
Brockton rozpoczyna śledztwo, które szybko ukazuje, że rozwiązania zagadki należy szukać w przeszłości. Przy pomocy
enigmatycznej bibliotekarki i 90-letniej żony Novaka Brockton zgłębia
kulisy rządowego projektu sprzed ponad 60 lat. Czy jednak ten trop
wystarczy, by odnaleźć mordercę i zapobiec kolejnej zbrodni?
Książkę czyta się błyskawicznie i to z kilku powodów. Po pierwsze,jej tematyka jest jak dla mnie arcyciekawa. Sekcje zwłok, tajemnicze zbrodnie, rozwiązanie zagadki czające się w mrokach sprzed kilkudziesięciu lat, to są klimaty, które wręcz uwielbiam. Jeżeli dodamy do tego naprawdę niebanalną intrygę, która w wielu miejscach zaskakuje oraz tempo akcji, które nie słabnie od pierwszej strony, mamy doskonały kryminało-thriller, bo tak wypadałoby ten typ książki określić. To, co jeszcze wzbudziło mój czytelniczy zachwyt, do niezwykle drobiazgowo opisane wszystkie poczynania bohaterów, począwszy od wydobywania zwłok z lodu, przeprowadzania sekcji zwłok, przygotowywania ciała do niej, poprzez to "coś" co dopada naukowców i następstwa oraz symptomy choroby. Bardzo ciekawie opisane są także początki miasteczka Oak Ridge i konflikt nuklearny na linii USA-Japonia, który odgrywa w całości sprawy niebagatelną rolę.
Duetowi pisarzy kryjącemu się pod pseudonimem Jefferson Bass udało sie stworzyć wyjątkowo wciągająca książkę, która jest początkiem cyklu o Trupiej Farmie. Liczę, iż na kolejne części cyklu nie będziemy musieli zbyt długo czekać. Gorąco zachęcam was do lektury.
O Trupiej Farmie czytałam dotąd literaturę faktu - pisał o niej jej założyciel doktor William Bass. Chętnie przeczytałabym jakąś powieść związaną z tematem.
OdpowiedzUsuńA mnie ,,Trupia Farma'' wynudziła śmiertelnie. To jak dotąd najgorsza książka, jaką miałam nieprzyjemność czytać, dlatego nie chce nic więcej w tym temacie.
UsuńBrzmi rzeczywiście intrygująco.
OdpowiedzUsuńTrupią farmę widziałam kiedyś w serialu "Kości"- robiła piorunujące wrażenie. Przez długi czas myślałam, że to wymysł scenarzystów, ale później do mnie dotarło, że istnieją takie miejsca. I teraz się zastanawiam czy w Polsce też :)