Czytamy książki polskich autorów, piszemy recenzje i to miłe, gdy pisarz odezwie się, podziękuje, czy nawet skrytykuje (ale konstruktywnie skrytykuje). Wiemy wtedy, że docenił naszą pracę. Odkąd prowadzę blog (czyli prawie 2 lata) spotkało mnie to kilkakrotnie. W tym tygodniu odezwało się aż dwóch autorów:)
Jednym z nich był wczoraj Tomasz Sekielski, który zostawił po sobie ślad w komentarzach pod recenzją Obrazu kontrolnego o tutaj właśnie (klik).
Drugim był Artur Szrejter, autor tutaj (klik) zrecenzowanej książki Wojny Wikingów i Słowian. Wielka wyprawa księcia Racibor. Pan Artur napisał email, w którym podziękował mojemu mężowi za napisanie recenzji.
To nie jedyni polscy autorzy książek, którzy na przestrzeni tych blisko 2 lat istnienia tego bloga pozostawili po sobie ślady, czy to w komentarzach pod recenzjami, czy to w mojej skrzynce emailowej. Z każdej wypowiedzi bardzo się ciesze, za wszystkie uwagi (zdarzały się też krytyczne) bardzo dziękuję.
Raz, jeden jedyny raz, zdarzyło mi się, że autor odsądził mnie od czci i wiary. Dyskusja (ucięta przeze mnie i tak za póżno) odbywała się na drodze emailowej. Jej powodem było skrytykowanie przeze mnie merytorycznej strony pewnej historycznej, pseudonaukowej książki. Mniejsza z tym o jaką pozycję chodzi, przykro mi tylko, że nie mogę (jak wynikało z tej dyskusji) mieć własnego zdania, bo jest ono błędne i zupełnie nie zrozumiałam przesłania książki i co autor miał na myśli.
To na tyle. Musiałam z rana sobie porozmawiać...sama ze sobą:) Miłego dnia.
Ja w ostatnim czasie również zauważam, że autorzy zaglądają na nasze blogi. U mnie również kilku pod swoimi lekturami pozostawiło swój ślad. Dziś również czeka na moderację kolejny mail od autora książki którą w tym miesiącu zrecenzowałam. To miłe :)
OdpowiedzUsuńJa również cieszę się, kiedy dany autor napisze kilka słów od siebie pod recenzją jego książki. Nawet ostatnio lekko skrytykowałam jedną książkę a mimo to autorka mi podziękowała i napisała, że weźmie sobie moje rady do serca. i oto właśnie w tym wszystkim chodzi. Żeby zachować zdrowy dystans do siebie i swojej twórczości.
OdpowiedzUsuńTo nawet bardzo miłe :) Ja byłam raz w szoku, gdy komentarz pod recenzją "Księcia Cierni" pozostawił Mark Lawrence :)
OdpowiedzUsuńTeż uważam, że to mile widziane "wizyty" na blogach. Taki miły (najlepiej, gdy jest miły) akcent na długo pozostaje w pamięci recenzenta:)
OdpowiedzUsuńPisarze szperają w googlach za recenzjami swoich książek, to się wie, sam bym pewnie tak robił na ich miejscu :-) Szkoda tylko, że często przy negatywnych opiniach potrafią obrzucić autora tekstu błotem. Tak się nie robi, już kilku naszych pisarzy przez to wymazałem ze swojego radaru. Krytykę też trzeba potrafić przyjąć na klatę.
OdpowiedzUsuńTo naprawdę fantastyczne "skutki uboczne" blogowania, kiedy kontakt z blogerem nawiązuje autor recenzowanej książki. Mnie się to dotychczas przydarzyło raz (z autorką Magdaleną Zimniak), ale mam nadzieję, że nie ostatni :)
OdpowiedzUsuńŻyczę Tobie jak najwięcej blogowo-mailowych kontaktów z autorami, zwłaszcza z tymi otwartymi na krytykę i skłonnymi do dyskusji!
Pozdrawiam
Ależ fajnie, mnie niestety się to jeszcze nie zdarzyło :)
OdpowiedzUsuń