Wydawnictwo Literackie, Okładka miękka, 256 s., Moja ocena 5,5/6
To moje pierwsze zetkniecie z prozą Ignacego Karpowicza, ale wierzcie mi nie ostatnie. Dawno tak dobrze, a przy tym inteligentnie się nie bawiłam.
Gdyby główny bohater, 26-letni student orientalistyki UW Mikołaj w ten piątkowy dzień nie kupił Gazety Wyborczej, wszystko dla niego (i nie tylko dla niego) potoczyłoby się inaczej. Uprzejmy pan z kiosku ruchu zabiera mikołajową gazetę, lekarz stwierdza zgon (Mikołaja zgon), a
policja rozpoczyna śledztwo. Na miejscu w/w wydarzeń pojawia się ona, Anna, lekarka, która oświadcza, że czekanie (długie czekanie) na karawan (który znajduje się gdzieś tam, w bliżej nieokreślonym miejscu) jest bezsensowne. A ponieważ ona, Anna, ma samochód, jedzie do prosektorium Akademii Medycznej, trupów z racji wykonywanego zawodu nie brzydzi się, zabierze denata swoim autem. Nadzwyczaj uprzejma kobieta, sami przyznacie. I strzeż nas Boże od uprzejmych ludzi:) Szybko okazuje się, że zwłoki...nie stygną i cały czas mają wzorcową temperaturę 36,7 °C. No ok, ale to temperatura wzorcowa dla człowieka całkiem żywego, a nie całkiem martwego. Cuda, po prostu cuda:). Pojawiają się inne cuda - prorocze sny, wielka miłość do trupa, śnieg nie o tej porze roku co trzeba etc. A to dopiero początek. Z każdą kolejną stroną autor ewoluuje w jednym słusznym kierunku, jeszcze większej porcji absurdu. Ale to nie taki głupawy absurd, o co to to nie. To absurd ze wszech miar inteligentny i jakże realny. Gwarantuję, że znajdziecie w nim coś dla siebie, coś z własnego podwórka, coś z własnych lęków.
To, co jeszcze mnie uwiodło w tej lekturze, to podwójna narracja. Chociaż może niezbyt ściśle się wyrażam. Książka jest podzielona jakby na dwie części, z których każda ma innego narratora.
W pierwszej części narratorem jest standard, czyli ktoś kto komentuje, opowiada, ale przy tym (co bardzo istotne dla całej akcji) zna najbardziej skryte myśli bohaterów.
Za to w drugiej części dzieje się, oj dzieje. Otóż narratorem staje się ojciec Mikołaja. Tatuś niestygnącego nieboszczyka to zapijaczony gość, który wierzy w swoją moc, wręcz uważa się za Boga i posługuje się...biblijnym językiem. Mocne to jest, uwierzcie mi.
Cud czyta się błyskawicznie, z uśmiechem na ustach i częstokroć z oczyma szeroko otwartymi z niedowierzania, co autor jeszcze wymyśli. Powieść Karpowicza to nie tylko niebanalny pomysł, ciekawie prowadzona narracja, ale także inne użycie polskiego języka. Jakie? O tym przekonajcie się sami w trakcie lektury.Zachęcam do sięgnięcia po tę pozycję, nawet jeżeli w tej chwili uważacie, iż nie jest to lektura dla was. Cud ciężko się recenzuje. Obojętnie co by nie napisać o książce, nie odda to tego, czym ona urzeka (lub zniechęca, bo tak też może być). Dlatego warto sięgnąć po tę pozycję nawet z ciekawości, jak wy ją odbierzecie.
Książka przeczytana w ramach wyzwania - Polacy nie gęsi
Książka przeczytana w ramach wyzwania - Miejskie czytanie
Sama bym na nią nie zwróciła uwagi, a po Twojej recenzji znalazła się na ważniej liście
OdpowiedzUsuńMam nadzieje, że uda Ci się Cud przeczytać.
UsuńMam ją na oku już od jakiegoś czasu, nie mogę się doczekać lektury :)
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa Twoich wrażeń.
UsuńPrzymierzam się do autora, bo też nie miałam styczności, jednak mam jakieś nieuzasadnione obawy, czy udźwignę jego prozę, ale po Twojej recenzji chyba w końcu nastąpi przełamanie :)
OdpowiedzUsuńJeżeli lubisz coś innego, z odrobinę surrealistycznym poczuciem humoru i spojrzeniem na naszą, polską, piekiełkową czasami rzeczywistość-udżwigniesz:)
UsuńCzytałam "Gesty" tego autora i muszę przyznać, że mi się podobały, dlatego chętnie sięgnę po "Cud".
OdpowiedzUsuńBrzmi bardzo interesująco. Chętnie przeczytam :)
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawie brzmi, wpisuję na swoją listę :-)
OdpowiedzUsuń