Strony

poniedziałek, 1 lipca 2013

Hiroszima - John Hersey

Wydawnictwo Zysk i S-ka, Okładka miękka, 229 s., Moja ocena 5/6
Po książkę sięgnęłam po wspaniałej recenzji Karoliny. Wiedziałam, że będzie to wstrząsająca lektura, ale nie myślałam, że aż tak. 
John Hersey, autor książki, był m.in. dziennikarzem, wydał kilkanaście powieści i zbiorów esejów oraz reportaży. Hiroszimę wydał w 1946r.
Atak atomowy na dwa japońskie miasta Hiroszimę i Nagasaki to jedyne w historii dwa przypadki użycia broni atomowej do działań zbrojnych. Ataków dokonano w 1945r.: 06 sierpnia o godzinie 8:15 w Hiroszimie, a 09 sierpnia o godzinie 11:02 w Nagasaki.
Rok po ataku, Hersey udaje się do Hiroszimy, do samego serca koszmaru, do strefy zrzutu. Efektem tej wyprawy jest niniejsza książka. Autor zawarł w niej losy sześciorga zaledwie osób, którym udało się przeżyć atak nuklearny. 
W momencie wybuchu:
Toshiko Sasaki była w pracy, w dziale kadr Wschodnioazjatyckiej Fabryki Blach;
Masakazu Fujii rozpoczynał lekturę gazety Ashai;
Hatsuyo Nakamura stała przy kuchennym oknie obserwując sąsiada;
Wilhelm Kleinsorge czytał czasopismo;
Terufumi Sasaki był w pracy w szpitalu Czerwonego Krzyża;
Kiyoshi Tanimoto pakował swoje rzeczy.
Te sześć osób to symbol wielu tysięcy ofiar ataku nuklearnego na miasto. Hershey dopuszcza ich do głosu, słucha, notuje, nie ingeruje, nie pociesza. W efekcie powstał szokujący zapis tak pełen bólu, cierpienia, przerażenia, rozczarowania, strachu, że nie da się tego opowiedzieć. Poznajemy świat ludzi przed wybuchem, świat normalny z troskami i radościami jakich wiele. Poznajemy także świat po, świat, którego w zasadzie nie było, świat ograniczający się do bólu fizycznego i psychicznego. Nie da się o treści książki napisać, trzeba ją poznać.
Oprócz cierpienia tysięcy ludzi, Hershey porusza także kwestię wielu dni po wybuchu, w trakcie których ci, którzy przeżyli nie mieli żadnej informacji, żadnej pomocy od swojego rządu. Przez kilka kolejnych lat także nie mogli się doprosić o porządną pomoc finansową i medyczną.
Poruszana jest także kwestia powracająca od lat, jak bumerang - kto jest odpowiedzialny za tragedię setek tysięcy ofiar ataku nuklearnego i ich rodzin. 
Autor książki jak na prawdziwego dziennikarza przystało, nie osądza, nie ocenia, nie komentuje, tylko wysłuchuje i przedstawia nam relacje. To wystarczy, żeby porazić czytelnika i zmusić do chwili zadumy.

2 komentarze:

  1. Dziękuję :-)
    Masz rację - porażająca lektura. Jeden z tych reportaży, których się mię zapomina nie tylko że względu na tematykę, ale i na styl!
    Pozdrawiam serdecznie :-)

    OdpowiedzUsuń

Bez czytania będą usuwane komentarze zawierające spamy, linki do innych blogów. Mój blog, to nie słup ogłoszeniowy.