Wydawnictwo Drzewo Babel, Okładka miękka, 156 s., Moja ocena 5,5/6
To moje drugie spotkanie z twórczością Delacourta i po raz kolejny jestem zachwycona. Tutaj recenzowałam Pisarza rodzinnego.
Tym razem autor także zabrał mnie w kręgi rodzinne, ale do familii zupełnie odmiennej od tej z poprzedniej książki. Chociaż, jakby tak się zastanowić, to jednak obie rodziny nie tak bardzo się różnią od siebie. Ale po kolei...
Główną bohaterką jest kobieta, jakich mnóstwo, 47-letnia właścicielka pasmanterii, która jak fortuna na wozie - raz na górze raz na dole, ale jakoś się toczy dalej. Nasza bohaterka, to kobieta lekko przy kości, matka trojga dzieci (albo dwojga, zależy, jak na to spojrzeć), żona od lat tego samego męża, którego imię wypisane jest na szyldzie pasmanterii (do tej pory nie wiem dlaczego, przecież to nie on w niej pracuje?!). Kobieta wiezie normalne, pełne wzlotów i upadków życie, jest pogodna mimo kiepskiej koniunktury na rynku guzików, tasiemek i wprasowanek. Jak sama twierdzi jest szczęśliwa, niczego więcej od życia nie oczekuje mimo, iż całe jej dorosłe życie można podsumować stwierdzeniem..jakoś tak wyszło...
Jednak niespodziewane wydarzenie weryfikuje jej oczekiwania wobec życia. Po Francji rozchodzi się lotem błyskawicy wiadomość - stawka dwa euro. Gra na chybił-trafił. Szczęśliwiec wygrywa 18 547 301 euro i 28 centów. I tym szczęśliwcem jest nasza bohaterka. Pierwszą jej reakcją jest omdlenie. Ze wszech miar zrozumiałe. Prawdopodobnie tak samo bym zareagowała.
Jednak to co wydarzy się póżniej zdziwiło mnie, zasmuciło i skłoniło do refleksji. W tym momencie można by sparafrazować znane powiedzenie, twierdząc, iż każda wygrana ma swoją cenę. Niestety. Pogodną dotychczas właścicielkę pasmanterii także dopada proza życia, jego ciemne strony, a lekcja jakiej pomimo (a może za sprawą) wygranej doznaje jest niezwykle bolesna, ale i potrzebna.
Lista moich zachcianek to majstersztyk. Za pomocą banalnej z pozoru opowieści Delacourt ukazuje cała paletę barw życia, od euforycznych pomarańczy i czerwieni (tak wg. naszej bohaterki momentami wygląda jej życie), poprzez szarości (jakoś tak w życiu wyszło), po brązy i czernie (efekt wielomilionowej wygranej).
Książkę czyta się błyskawicznie. To lektura z typu tych, przy których zapomina się o tym co obok, chłonie się natomiast treść. Język jakiego używa Delacourt jest prosty, ale przy tym odrobinę refleksyjny, z garścią niedomówień, lekko satyryczny, złośliwy, na pewno bardzo spostrzegawczy. Nie każdemu musi taki styl odpowiadać. Mnie bardzo przypadł do gustu. Urzekło mnie celne oko pisarza i poruszanie niezwykle ważnych spraw pod płaszczykiem lekkiej ironii.
Wiele jest w książce zdań, które na dłużej zapadają w pamięć. Mnie najbardziej urzekło to, jakże prawdziwe stwierdzenie: Sami widzicie, ludzie zawsze się okłamują. Bo miłość nie wytrzymałaby prawdy.
Gorąco zachęcam do lektury.
Majstersztyk - powiadasz? Zwróciłam uwagę już wcześniej, teraz chcę przeczytać jeszcze bardziej:)
OdpowiedzUsuńCzekałam na tę recenzję, bo poprzednia książka wydała mi się sympatyczna ale jakoś nie do końca mnie zachwyciła. Po raz pierwszy przeczytałam, o czym właściwie jest ta książka i sam pomysł bardzo mi się podoba. Do tego stopnia, że może mimo wszystko dam tej książce szansę...
OdpowiedzUsuńZapowiada się interesująco :)
OdpowiedzUsuń