Strony

czwartek, 9 maja 2013

Spryciarz z Londynu - Terry Prachett

Wydawnictwo Rebis, Okładka twarda z obwolutą, 414 s., Ocena 5,5,/6

Recenzja urlopowa mojego męża, ja tylko przepisuję. 
Mąż jest wielbicielem humoru i spojrzenia na świat Prachetta, więc nic dziwnego, że książka bardzo mu przypadła do gustu. 
Ale po kolei.

Spryciarz z Londynu to kolejna pozycja w dorobku Prachetta, którą miałem okazję przeczytać. Jest ona jednak zupełnie odmienna od Świata Dysku, czy innych książek.Tym razem autor zabrał mnie w niezwykłą podróż do wiktoriańskiego Londynu. Głównym bohaterem jest nastolatek Dodger. Chłopak mieszka w nędznych warunkach, zajmuje się zbieraniem w londyńskich kanałach drobnych przedmiotów, monet, które upuszczą nieuważni przechodnie. Pewnego dnia wydarza się coś, co zmienia życie Dodgera. Od tego momentu chłopiec, który postępuje zgodnie z własnym sumieniem, staje w obronie kobiety, jest na celowniku niezbyt ciekawych ludzi. 
Czy Dodgerowi uda się uniknąć niebezpieczeństwa? Czy wykorzysta szansę jaka się przed nim niespodziewanie pojawi? Czy wejście w wyższe sfery będzie tym, co zmieni nastolatka? Czy te sfery są rzeczywiście wyższe, a może jeszcze gorsze niż te z kanałów? Jak zakończy się ta historia? Żeby się tego dowiedzieć musicie sami sięgnąć po Spryciarza z Londynu. Gwarantuję, że w trakcie lektury nie będziecie się nudzić. 
Prachett to doskonały pisarz, posiadający zręczne pióro i tak charakterystyczny i wyróżniający go spośród innych styl. Jednak Spryciarz... to nie tylko wyśmienita lektura, ale także (a może przede wszystkim) doskonały obraz wiktoriańskiego Londynu ze wszystkimi jego zaletami i wadami (których niestety było najwięcej). Pisarzowi należy się wielki plus za doskonałe przygotowanie się od strony historycznej. Różnice i podziały klasowe są niezwykle wyrażnie widoczne. Opisy Londynu, a szczególnie życia codziennego biedoty są tak sugestywne, że w trakcie lektury ma się ochotę spłukać z siebie londyński brud. W książce nie brak także brutalnych scen, walki, pogoni, które niezwykle często toczą się w śmierdzących kanałach stolicy Anglii.
Atutem są także doskonale odmalowani bohaterowie oraz uczynienie nimi postaci autentycznych, jak chociażby Charlesa Dickensa, Josepha Bazalgette czy królowej Wiktorii. 
Jednak Spryciarz... to nie powieść historyczna, ale bajka z niezwykłym przesłaniem i ogromna dawką humoru w klimacie Dickensa. 
Prachett po raz kolejny potwierdził, że jest doskonałym pisarzem. Poczucie humoru, wspaniałe opisy i przypisy zapewnią wam niezapomniane wrażenia i bezsenną noc, bo od książki trudno się oderwać. I nawet, jeżeli nie jesteście wielbicielami fantastyki, po Spryciarza..możecie śmiało sięgać.

A poniżej fragment prachettowskiej prozy i zachęta do sięgnięcia po Spryciarza z Londynu... 
 Rozdział pierwszy
W którym spotykamy naszego bohatera, bohater ów zaś spotyka ofiarę burzy
i staje twarzą w twarz z panem Karolem, dżentelmenem znanym tu i ówdzie jako pisarzyna

Deszcz okrywał Londyn niczym mgławica tańczących kropel, z których każda walczyła ze swymi towarzyszkami o dominację w powietrzu. Był to istny potop. Rynsztoki i kanały dławiły się, rzygając raz po raz mieszaniną błota, mułu i wszelkiego paskudztwa, a także martwymi psami, szczurami, kotami i nie tylko. Wydawało się, że wypluwają na świat wszystko to, czego ludzie, jak sądzili, pozbyli się raz na zawsze.

Odpadki wszelkiej maści płynęły wartkimi, bulgocącymi potokami ku nader wysokim i jak zawsze gościnnym wodom Tamizy, której nurt szarpał brzegi i kotłował się niczym nieokreślona zupa w przerażającym kotle, łapiąc powietrze jak zdychająca ryba. Lecz ci, co znają się na rzeczy, zawsze twierdzili, że londyński deszcz, choćby się starał ze wszystkich sił, nigdy, przenigdy nie oczyści tego hałaśliwego miasta, co najwyżej odsłoni kolejne pokłady brudu. I trudno się dziwić, że tak brudną nocą zdarzają się stosownie brudne uczynki, których także nie zmyje żaden deszcz.

Para koni ciągnęła wytworny powóz środkiem zalanej ulicy przy wtórze przeraźliwego wrzasku kawałka metalu, który uwiązł gdzieś przy osi. Nagle jednak rozległ się inny wrzask – tym razem ludzki. Oto bowiem otworzyły się gwałtownie drzwi powozu i w przepełniony rynsztok udający fontannę spadła jakaś postać. Dwie inne wyskoczyły w ślad za nią, klnąc językiem tak barwnym, jak czarna była ta noc, a może nawet brudniejszym. W strugach deszczu i ciemności przerywanej raz po raz błyskawicami pierwsza z postaci próbowała uciec, ale potknęła się, a napastnicy natychmiast się na nią rzucili.

 
Nie tylko odgłosy burzy zagłuszyły jej krzyk, ale i zgrzyt metalu, który niepojętym zbiegiem okoliczności rozległ się w tym samym momencie. Klapa studzienki kanalizacyjnej uniosła się, a młody, wychudzony mężczyzna, który ją pchnął, wyskoczył z tunelu zwinnie jak wąż.
– Zostawcie dziewczynę w spokoju! – wykrzyknął.
Z mroku dobiegło przekleństwo, gdy jeden z napastników nagle runął na ziemię podcięty mocnym kopniakiem. Młodzik nie należał może do wagi ciężkiej, za to wszędzie było go pełno. Rozdawał błyskawiczne ciosy, tym boleśniejsze, że utwardzone przez mosiężne kastety, rekwizyty wręcz zbawienne w walce z wieloma przeciwnikami. Ci zaś, dwukrotnie liczniejsi, czym prędzej wzięli nogi za pas pod gradem uderzeń. A był to przecież Londyn, środek ulewy i środek nocy, toteż wbiegłszy w labirynt bocznych uliczek, rozpaczliwie gnając za odjeżdżającym powozem, wkrótce umknęli pogoni. Tajemniczy bywalec kanałów zawrócił więc i rączo jak chart popędził ku pobitej dziewczynie.

3 komentarze:

  1. Hmm sama nie wiem, z jednej strony chciałabym się w końcu z Prachettem zapoznać, a z drugiej ciągle jakoś to odwlekam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mnie do Pratchett'a nie trzeba jakoś szczególnie zachęcać, miło jednak wiedzieć, że jego kolejna książka może być uznana za ciekawą i zabawną lekturę. Chętnie po nią sięgnę ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dawno nie czytałam nic pratchettowskiego, więc chętnie się skuszę - nawet, jeśli różni się ona od innych powieści tego autora:)
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń

Bez czytania będą usuwane komentarze zawierające spamy, linki do innych blogów. Mój blog, to nie słup ogłoszeniowy.