Wydawnictwo Świat Książki, Okładka miękka, 608 s., Moja ocena 4,5/6
Przez przeziębienie, kaszel i katar pół nocy nie spałam, więc czytałam, co lepszego można w takiej sytuacji robić?! A, że książka do wymagających intelektualnie nie należy, więc szybko się z nią uporałam.
To moje pierwsze spotkanie z twórczością Santy Montefiore, nawet całkiem udane. Najprawdopodobniej oceniłabym książkę wyżej, ale nasłuchałam się tylu zachwytów na temat książek Montefiore, że oczekiwałam porywającej lektury. Tymczasem otrzymałam bardzo zręcznie napisaną książkę, która co prawda nie porwała mnie aż tak bardzo, jak tego oczekiwałam, ale zapewniła w chorobie bardzo miłe spędzenie czasu. I o to chyba chodziło.
Akcja rozgrywa się dwutorowo – wydarzenia teraźniejsze przeplatają się z retrospekcjami z przeszłości. I to jest wielki plus dla autorki, lubię taki misz masz.
Ale po kolei Dziesięcioletnia Floriana jest wręcz zakochana w pięknej willi La Magdalena. Jak to dziewczynka w jej wieku, marzy o tym, żeby zamieszkać w tym domu. Pewnego dnia, Dante – syn właściciela willi, zaprasza ją do swojej posiadłości. Od tego momentu Floriana marzy także o ślubie z przystojnym chłopcem, w którym zakochała się od pierwszego wejrzenia.
W kolejnych rozdziałach akcja przenosi się o kilka lat na przód. Marina, właścicielka wspaniałego hotelu znajdującego się w Anglii, pragnie ratować hotel, któremu grozi zamknięcie z powodu zbyt niskich dochodów. Wpada na pomysł zatrudnienia malarza-artysty, który będzie uczył hotelowych gości rysunku. W celu znalezienia odpowiedniego kandydata daje ogłoszenie, na które odpowiada tajemniczy Rafael Santoro.
Kim tak naprawdę okaże się nowy nauczyciel rysunku? Dlaczego przybył akurat w to miejsce?
Jak jego obecność wpłynie na hotel i Marinę? I wreszcie co łączy wątki z przeszłości z teraźniejszością?
Co łączy te dwie historie w jedną?
Tego dowiecie się czytając książkę.
Ogromnym atutem oprócz w/w cofania się przeszłość są rodzinne tajemnice, które autorka zdradza nam stopniowo, krok po kroku. Mimo iż w trakcie lektury wydawało mi się, że jestem w stanie przewidzieć, co za moment się wydarzy, kilkakrotnie Montefiore naprawdę mnie zaskoczyła.
Kolejnym plusem książki jest lekki styl autorki i nieskomplikowana fabuła, które sprawiają, że Dom nad morzem czyta się bardzo szybko i jest on doskonałym relaksem. Ot taki przerywnik między poważniejszymi, czy odrobinę smutniejszymi w treści książkami.
Nie wiem, czy taka jest maniera pisarki, ale zadziwiła mnie mnogość wątków, które autorka mnoży zdawałoby się w nieskończoność, pączkują one niczym drożdże. W sumie to zabieg ten nie przeszkadzał mi w lekturze, tylko trochę zdziwił. Od razu jednak zaznaczam, że mimo mnogości wątków wszystkie są tak prowadzone, że nie mylą się, nie zostają porzucone bez ich zakończenia, co niektórym pisarzom nagminnie się zdarza.
Reasumując, nie żałuję czasu spędzonego na lekturze Domu nad morzem. Zachęcam do sięgnięcia po książkę osoby szukające lektury lekkiej, wciągającej, ale nie wymagającej zbytniego zaangażowania.
Dom nad morzem to powieść przyjemna, lekka, dająca odprężenie i ukazująca siłę marzeń oraz miłości, tęsknoty i bólu.
Bardzo ci współczuje, że musisz zmagać się z paskudnym choróbskiem. Mam nadzieję, że szybko ci przejdzie owa niedyspozycja.
OdpowiedzUsuńCo do powyższej książki, mam mieszane uczucia, ponieważ ogólny zarys fabuły mnie bardzo zaciekawił, ale nie lubię wielowątkowości a tutaj, jak sama wspominasz,niestety autorka zdecydowała się na taki literacki zabieg, co mnie skutecznie zniechęca i chyba jednak spasuje.
Życzę prędkiego powrotu do zdrowia - coś ostatnio często Cię rozkłada? - tym bardziej, że od jutra chyba powrót do kieratu, prawda?
OdpowiedzUsuńWidzę, że czytasz książkę, której nie udało mi się kupić podczas pobytu w Polsce, a na którą bardzo się zasadziłam (Lekarz...). Ciekawa jestem, co o niej napiszesz!
Jedyną jasną stroną choroby, jest to że można bez wyrzutów sumienia leżęc w łóżku i tylko czytać.
OdpowiedzUsuńA ta książka z jednej strony mnie ciągnie, z drugiej jednak nie uważam, że jest mi niezbędna do szcześcia. Mam nadzieję, że wpadnie mi w ręce, bo jednak lubie książki z dwutorową akcją
Od jakiegoś czasu ciągnie mnie do książek tej autorki, mam nadzieję że w tym roku uda mi się jakąś przeczytać.
OdpowiedzUsuńJa takie książki to czytam na zasadzie, mam ochotę raz na ruski rok to kupuję i czytam, tak było z Jill Barnett, ale żeby tak seriami i często to nie moja bajka. O Montefiore rzeczywiście dużo dobrego słychać, ale jakoś nie mam do niej przekonania. Wolę kryminał:)
OdpowiedzUsuńNie mam nic przeciwko wielowątkowości i relaksującym powieściom, dlatego marzy mi się ta książka, tak na wytchnienie :)
OdpowiedzUsuńNie znam książek Motefiore, ale też naczytałam się o nich samych pozytywów, więc planuję jakąś dopaść w niedalekiej przyszłości. Uwielbiam wielowątkowe powieści o ile są sprawnie napisane, więc powinnam sięgnąć po "Dom nad morzem" :)
OdpowiedzUsuńTo moja pierwsza książka angielskiej pisarki.Wydaje mi się,że nie ostatnia.Podczas czytania spędziłam miło czas,odprężyłam się po trudnej literaturze.Jak to na końcu bywa,wszystko szczęśliwie się skończyło.Czas upłynął mi w miłej atmosferze i to się liczy.
OdpowiedzUsuńhttp://swiatksiazkii.blogspot.com/