Dobra książka jest jak alkohol - też idzie do głowy. (Magdalena Samozwaniec)
Strony
▼
sobota, 17 listopada 2012
Wywiad z Tomaszem Białkowskim...
ANKA WROCŁAWIANKA
Co poradziłby Pan komuś, kto myśli o napisaniu książki? Jak się za to zabrać? Jak to było w Pana przypadku?
Skoro już ktoś myśli o napisaniu książki, to znaczy, że ma jakiś pomysł na fabułę. Bez pomysłu niewiele z tego wyniknie. Jest wiele sposobów pracy nad powieścią. Mogę powiedzieć, jak wygląda to w moim przypadku. Najpierw zbieram materiały. To są najróżniejsze rzeczy. Gazety, zdjęcia, książki, wydruki z Internetu, mapy. W punktach rozpisuję kolejność zdarzeń. Wymyślam sceny. Oczywiście, najistotniejsze są postacie. Muszę stworzyć wiarygodny rys psychologiczny każdej z nich. Znać ich motywacje. Dobrze jest rozmawiać o książce. Ktoś z zewnątrz siłą rzeczy ma inne spojrzenie na nasze pomysły. To może ubogacić historię, nasycić ją nowymi treściami. Może też ustrzec nas przed błędami. Warto spisywać swoje przemyślenia. Ja zawsze mam przy sobie niewielki notes. Pomysły przychodzą w najdziwniejszych miejscach i okolicznościach. Kiedyś krępowałem się sięgania po notes w miejscach publicznych. Potem tego żałowałem. Sceny, dialogi ulatywały. Teraz kiedy wiem, że usłyszałem bądź wymyśliłem coś ważnego, niezwykłego, natychmiast sięgam po notes i długopis (przezornie pisaków noszę zawsze kilka). Z boku może to wyglądać dziwacznie. Facet stoi np. na przejściu dla pieszych i coś gryzmoli w czerwonym notesiku. Kim on jest? Inspektorem ruchu? A może, nie daj Bóg, jakimś donosicielem! Potem zostaje już tylko ciężka praca nad tekstem, której, niestety, nikt za nas nie wykona. Następnie trzeba uzbroić się w cierpliwość i czekać na decyzję wydawcy. To bywa czasem dużo trudniejsze niż samo pisanie. AGNIESZKA
Wiele osób uważa, że kryminały to gatunek pośredni, trywialny, nie zasługujący na miano "literatury". Jak Pan to widzi?
Odwrócę pytanie. Czy już sam fakt pisania książki tzw. „artystycznej” sprawi, że to będzie literatura? Jestem przekonany, że tak nie będzie. Kryminał, jak każdy inny gatunek literacki, wymaga od piszącego wyobraźni, talentu, słuchu językowego. Autor to nie empiryk, który „lepi” tekst z życiowych zdarzeń, ubarwiając je nieco i podkręcając językowo. Tu się tak nie da. Owszem, można sięgać po fachową literaturę, obrazy krwawych mordów, kroniki kryminalne. Lecz intrygę, fabułę trzeba stworzyć od zera. Wszystkie elementy układanki muszą do siebie pasować. Jak w równaniu matematycznym. Powtarzam, podział w literaturze może się odbywać na poziomie jakości tekstów, a nie ich gatunków. Oczywiście, za kryminał Nobla nie dają, ale np. Albert Camus, laureat tej prestiżowej nagrody, uwielbiał twórczość Georgesa Simenona, jednego z najwybitniejszych autorów kryminalnych.
Ktoś powiedział, że sztuka pisania kryminałów to opowiadanie tej samej historii od nowa. Zgadza się Pan z tym? I czy w ogóle można na tym polu wymyślić coś nowego?
W tym gatunku istnieje kanon. Wiadomo, że mamy królową czyli Agatę Christie i kilku „ojców założycieli”. Są nimi Dickens, Poe, Conan-Doyle, Chesterton. Następne pokolenia pisarzy wprowadzały swoich bohaterów i to z dobrym skutkiem. Rzeczywiście, są to jednak mutacje, wariacje czy, jak byśmy tego nie nazwali, utwory zdecydowanie wykorzystujące dorobek mistrzów. Czy to umniejsza wartość tych książek? Moim zdaniem nie. Historia kryminałów zaczęła się w chwili kiedy Kain zabił Abla, bo z jakiegoś powodu ofiara, którą jeden z braci podarował ojcu była mu milsza. Tak to się zaczęło. Od morderstwa, po którym Kain został skazany na wieczną tułaczkę po krainie Nod. Pisanie kryminałów to w pewnym sensie oprowadzanie czytelników po tej mrocznej krainie. Współczesny złoczyńca tuła się po świecie z krwią na rękach, a my obserwujemy jego los.
Czy istnieje zbrodnia doskonała?
Pytanie niemalże filozoficzne. Jeśli jest, to na czym miałaby polegać? Na tym, że nikt nie wie, kto zamordował, i nie ma najmniejszej szansy, by ktoś wpadł na trop przestępcy? Czy może na tym, że zbrodnia się dokonała, ale nikt oprócz ofiary i mordercy o niej nie wie? W każdym z tych przypadków zwycięzcą i przegranym jest czas. Myślę, że potrzebna jest nam wiara w to, że zbrodni doskonałej nie ma. To krzepi i daje nadzieję.
Czy polscy autorzy kryminalni mają szansę przebić się na rynku międzynarodowym? Dlaczego tak niewielu polskich pisarzy odnosi spektakularne sukcesy za granicą?
Oczywiście. Niektórzy, jak chociażby Marek Krajewski i idący w jego ślady Zygmunt Miłoszewski taki sukces odnieśli. Dlaczego tych autorów jest tak niewielu? Powodów można wymienić kilka. Pierwszy to hermetyczność niektórych tematów, zupełnie nieczytelnych dla cudzoziemca. Kolejny, brak liczących się na Zachodzie polskich agencji literackich. Tam agent to podstawa. Następną przyczyną są bardzo słabe działy foreign rights w wydawnictwach, gdzie głównie się kupuje zagraniczne tytuły, a nie zajmuje sprzedażą rodzimych autorów. W Polsce ciągle jeszcze pisarz prywatnymi kanałami próbuje zainteresować zagranicznego wydawcę. Często pomaga mu tłumacz. To jest totalna amatorka. Mamy katalog targowy wydawany przez Instytut Książki, który jest pokazywany np. we Frankfurcie n. Menem. Czasem rekomenduje się w nim jeden, dwa kryminały. Powinien być osobny, robiony przez specjalistów. Pokazujący osiągnięcia naszych pisarzy kryminalnych.
Czy pisarstwo to misja, męka czy przyjemność?
Wszystko razem. Różne tylko czasem bywają proporcje. Męka jest wówczas, kiedy krążymy wokół tematu, lecz nie wiemy jak go „ugryźć”. Kiedy odczuwamy zwyczajny ból fizyczny związany z wielogodzinnym ślęczeniem nad klawiaturą. Bolą nas oczy, kręgosłup. Przyjemność odczuwamy wówczas, kiedy uda nam się napisać dobry dialog, celną myśl. Misji jest w tym wszystkim najmniej. Przynajmniej u mnie.
Od ANONIMA:)
Czy ma Pan swoje miejsce na ziemi, takie, gdzie czuje się Pan najlepiej, gdzie Pan wypoczywa.
Mam, lecz nie zdradzę, co to za miejsce, aby go nie stracić. To moja tajemnica. Człowiek, a już autor kryminalnych historii w szczególności, powinien mieć swoje słodkie tajemnice. Zdradzę tylko, że nie jest tym miejscem jakaś luksusowa rezydencja. To miejsce związane jest z okolicznymi terenami. Dobrze też się czuję w moim olsztyńskim mieszkaniu. Wśród regałów z książkami, między którymi przemykają nasze trzy koty. NATANNA
Kiedy Pan się zorientował, że pisanie książek to jest to co chce Pan robić w życiu i dlaczego są to kryminały, i czy zakładał Pan, że da to Panu utrzymanie.
Zanim napisałem „Drzewo morwowe” ukazało się sześć książek, które kryminałami nie są, chociaż motywy zbrodni w nich są umieszczone. Tak więc, dojście do gatunku zwanego kryminałem zajęło mi sporo czasu. Próby pisarskie podejmowałem dużo, dużo wcześniej. Były to nieudolne, jak teraz myślę z perspektywy czasu, opowiastki inspirowane twórczością wielkich pisarzy np. Nabokova. Od dziecka miałem tzw. „lekką rękę”. Tworzenie nowych światów i powoływanie w wyobraźni istot ludzkich jest zajęciem tyleż męczącym, co fascynującym. Mnie całkowicie pochłonęło i uzależniło. Wydaje mi się, że w naturalny sposób moje życiowe działania doprowadziły mnie do tego punktu, w którym teraz jestem. KOCZOWNICZKA
Czy przejmuje się Pan negatywnymi recenzjami?
Warto dokonać rozróżnienia. Są recenzje, są też opinie. W Polsce jest wielu znakomitych krytyków, którzy mają, niestety, coraz mniej miejsca do publikacji swoich recenzji. Opiniotwórcze gazety mocno okroiły działy kultury. Czasem ci najwybitniejsi recenzenci wydają teksty krytyczne w formie książki. Lecz wówczas ich siła oddziaływania jest prawie znikoma. Powód jest prosty. Te teksty w chwili publikacji nie mają wpływu na kształtowanie opinii o danym tytule. Ukazują się zbyt późno. Owszem, to cenne źródło wiedzy, lecz już tylko i wyłącznie dla specjalistów, ewentualnie studentów. Tu potrzeba natychmiastowego wartościowania. Taką możliwość daje Internet. Ale w Internecie znaleźć można, poza nielicznymi wyjątkami, tylko opinie pisane przez mniej bądź bardziej wrażliwych czytelników. Tu decydują nie kompetencje zawodowe, lecz zupełnie inne przesłanki. A te mogą być różne. Sympatia do danego autora, podjęcie modnego tematu, szantaż emocjonalny czy nawet ładna okładka. Wracając do sedna. Tak, przejmuję się negatywnymi recenzjami, bo jak większość ludzi lubię być dobrze oceniany za wykonaną pracę. Nie ufam pisarzom, którzy twierdzą, że głos czytelników nie ma dla ich samopoczucia większego znaczenia. To nieprawda.
Czy przegląda Pan blogi książkowe w poszukiwaniu recenzji swoich książek, tak jak to robi wielu polskich autorów?
Tak. To chyba naturalne? Autor chce wiedzieć, jak i czy w ogóle o nim piszą czytelnicy. Czasem są to informacje przykre zarówno dla pisarza, jak i dla oceniającego czytelnika. Zdarzyło mi się przeczytać przy „Drzewie morwowym” opinię osoby, która nawet nie potrafiła poprawnie zapisać mojego nazwiska. Przez chwilę myślałem nawet, że to tekst o kim innym, lecz tytuł mojej książki rozwiał wątpliwości. To całkowicie dyskwalifikuje taką opinię. Ale, powtarzam, czytam. Piszę dla ludzi i to oni decydują o moim pisarskim być lub nie być swoimi portfelami. Nawet najbardziej zakochany w twórczości swojego autora wydawca, mając słabe wyniki finansowe sprzedaży, musi podejmować ciężkie decyzje. ANNE18
Właśnie w księgarniach ukazał się „Kłamca”, a jaką książkę zamierza Pan napisać w najbliższym czasie?
Poprawiam po raz kolejny trzecią część trylogii z dziennikarzem Werensem. Nosić będzie tytuł „Król Tyru”. Według mnie to będzie najmroczniejsza książka z całej trylogii. Począwszy od tego, że akcja toczy się podczas mroźnej zimy, przez tło w postaci mazurskich lasów, zamarzniętych pół i jezior, ponurych rodzinnych grobowców aż po tragiczne relacje rodzinne. To będzie książka o nieuchronności śmierci, o ciele, które się starzeje, odmawia posłuszeństwa, o gasnącej pamięci. Opowiem w niej historię związaną z przeszłością rodziny największego wroga Werensa – generała Szuberta. Chciałbym, aby ta książka trafiła w ręce czytelników na wiosnę 2013 roku. W przypadku serii cykl półroczny wydaje się być uzasadniony.
Od jak dawna Pan pisze i jaki był pierwszy utwór, który wyszedł spod Pana pióra?
Piszę książki od 10 lat. Debiutowałem zbiorem opowiadań pt. „Leze”. To historie dziejące się na północy Polski. Część z nich opowiada chłopiec przezywany przez rówieśników właśnie Leze. Inne opowiadają o trudnym życiu prostych ludzi, którzy po transformacji ustrojowej stracili pracę, a jeśli już ją wykonują, to są to ciężkie fizyczne zajęcia, źle opłacane. Wcześniej napisałem sztukę „Drzewo”. Ale jak to bywa w świecie literackim, losy tekstów są czasami bardzo pokrętne. Tak więc utwór napisany wcześniej ukazał się później. ANETAPZN
„Drzewo morwowe” to Pana pierwszy kryminał. Skąd pomysł na taką (skądinąd odrobinę krwawą) tematykę dotyczącą zbrodni, kary etc. Dlaczego nie napisał Pan kryminału dotyczącego jakiejś mniej krwawej tematyki?
Przy pisaniu „Zmarzliny” natrafiłem na informacje o sekcie kainitów. Wzmianki o niej znaleźć można chociażby u św. Ireneusza z Lionu w dziele pt. „Zdemaskowanie i odparcie fałszywej gnozy”. Autorem tekstów o gnostykach był również Epifaniusz z Salaminy, o herezji napisał „Panarion”. To bardzo ciekawy temat. Kainici przestawili wektory wartości. Dobrzy to w ich rozumieniu źli. I na odwrót. Kolejnym elementem, który umieściłem w książce są obchody uroczystości zorganizowanych w moim mieście, na które przybywa przywódca partii. Wiadomo, że były podejmowane próby przejęcia władzy podczas jego wieloletnich rządów. Postanowiłem opowiedzieć swoją wersję takiego potencjalnego puczu. Kolejna rzecz, która wydała mi się ważna, to fakt, że Olsztyn nie miał swojego współczesnego detektywa. A dlaczego mój kryminał jest taki krwawy? Odpowiedź tkwi w spisie męczenników Kościoła zwanym Acta Martyrum. Aby postępowanie mordercy miało uzasadnienie, musiało być współczesnym odtworzeniem historycznych kaźni. Proszę mi wierzyć, że moje opisy w porównaniu z historycznymi zapiskami są niewinną zabawą!
Jaki jest Pana ulubiony autor kryminałów i dlaczego?
Nie mam jednego, ulubionego autora. Na tym polega niezwykłość literatury, że potrafimy się wielokroć zachwycać często zupełnie różnymi światami powieściowymi. Raz może to być historia głęboko osadzona np. w mrokach Średniowiecza, którą stworzył Umberto Eco w „Imieniu róży”, a następnym razem sięgamy po utwór krańcowo różny, bo osadzony dajmy na to w świecie przyszłości. Dobry autor to taki, który potrafi stworzyć powieściowy świat, w który ja natychmiast wejdę, uwierzę w problemy bohaterów, będę ciekaw ich losów. Mówiąc kolokwialnie, „będę im kibicował”. W przypadku kryminału równie ważny jak detektyw jest jego przeciwnik. Sztuką jest stworzenie prawdziwego napięcia pomiędzy nimi. Przekonujące oddanie ich motywacji. Morderca to nie może być bezmyślna maszyna do zabijania. To ktoś, kto przecież nie urodził się zły, chociaż i tacy się zdarzają, a w pewnym sensie ofiara. Chociażby systemu norm społecznych, wykluczenia, niespełnionych ambicji. Przyczyn może być cała masa. Jeśli dodamy do tego odpowiedni klimat i stworzymy zróżnicowany język, którym posługują się książkowi bohaterowie, wówczas mamy to, o co chodzi. Mogę powiedzieć jaka książka ostatnio mnie poruszyła. Był to „Paryski ekspres” Georgesa Simenona. Opowieść o Keesie Popindze – przykładnym ojcu, mężu, pracowniku, który nagle postanawia zmienić swoje dotychczasowe życie. Wkrótce media określają go „Zboczeńcem z Amsterdamu”. To nie jest typowy kryminał. Raczej studium stawania się zbrodniarzem. Ciekawie jest w tej książce pokazane społeczeństwo, które natychmiast osądza tego człowieka. To ono z dnia na dzień stwarza potwora. Z tej książki wyłania się ponura prawda, że w odpowiednich okolicznościach, w chwili krytycznej, zdolni jesteśmy do rzeczy najstraszniejszych. Wychodzą z nas demony.
Nagrodę - świeżutki, pachnący, ultra nowy metalik egzemplarz Kłamcy z autografem autora otrzymuje...tadam....Agnieszka. Gratulacje i poproszę adres do wysyłki na anetapzn@gazeta.pl
Niedługo będziemy zbierać pytania do dwóch wywiadów:). Jeden ogloszę w przyszłym tygodniu.
kto ma kota ten musi być pokrewną duszą, a jak ktoś ma trzy to w ogóle potrójnie pokrewny:) Ja niestety ma tylko jednego ale dodatkowo jest jeszcze pies wychowany przez kota, to może jakoś będzie się liczył:)
To się nazywa idealny początek dnia! Nie dość, że przeczytałam znakomity wywiad, to jeszcze zostałam obdarzona egemplarzem książki z autografem autora... Skaczę do góry z radości i dziękuję za wyróżnienie:-)
W kwestiach merytorycznych: cieszę się, że autor podziela moją opinię, iż literatura nie dzieli się na gatunki, tylko na dobrą i bylejaką. Prywatnie dodam, że dzień, w którym kryminał (albo coś z fantastyki) otrzymałby nagrodę Nobla, będę świętować rokrocznie jak najwspanialszy jubileusz. Z polskich kryminalistów, którzy wypłynęli na niemieckim rynku, dodałabym jeszcze Rychtera i Konatkowskiego, może pewnego dnia wezmę też do ręki książkę Białkowskiego po niemiecku?... Na razie cieszę się na lekturę, bo z wywiadu wyłania się postać osoby frapującej, oczytanej i myślącej...
Wreszcie udało mi się przeczytać. Na interesujące pytania autor dał tak obszerne i wyczerpujące, a nadto intrygujące i absorbujące odpowiedzi, że musiałam znaleźć czas na dokładne zapoznanie się z nimi. A Agnieszce oczywiście szczerze gratuluję.)
Gratulacje dla Agnieszki! Dziękuję panu Białkowskiemu za udzielenie obszernych, przemyślanych, szczerych wypowiedzi, a Tobie za przygotowanie wywiadu :)
Bardzo dziękuję! Odpowiedź na moje pytania potwierdza, że żadnych cudów nie ma: praca, praca, praca i jeszcze raz praca. Z tego jednak, co pisze Pan Tomasz satysfakcjonująca. Pozdrawaim
Ciekawy wywiad wyszedł.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam z prawdziwą przyjemnością:)
OdpowiedzUsuńFajne odpowiedzi i wyłania się z nich na prawdę niebanalny, myślący pisarz:).
UsuńAaaa, mnie urzekły te wałęsające się między regałami z książkami trzy koty:) jak u nas:).
Usuńkto ma kota ten musi być pokrewną duszą, a jak ktoś ma trzy to w ogóle potrójnie pokrewny:) Ja niestety ma tylko jednego ale dodatkowo jest jeszcze pies wychowany przez kota, to może jakoś będzie się liczył:)
UsuńTo się nazywa idealny początek dnia! Nie dość, że przeczytałam znakomity wywiad, to jeszcze zostałam obdarzona egemplarzem książki z autografem autora... Skaczę do góry z radości i dziękuję za wyróżnienie:-)
OdpowiedzUsuńW kwestiach merytorycznych: cieszę się, że autor podziela moją opinię, iż literatura nie dzieli się na gatunki, tylko na dobrą i bylejaką. Prywatnie dodam, że dzień, w którym kryminał (albo coś z fantastyki) otrzymałby nagrodę Nobla, będę świętować rokrocznie jak najwspanialszy jubileusz.
Z polskich kryminalistów, którzy wypłynęli na niemieckim rynku, dodałabym jeszcze Rychtera i Konatkowskiego, może pewnego dnia wezmę też do ręki książkę Białkowskiego po niemiecku?... Na razie cieszę się na lekturę, bo z wywiadu wyłania się postać osoby frapującej, oczytanej i myślącej...
Wywiad świetny. Bardzo ciekawe pytania i odpowiedzi.
OdpowiedzUsuńŚwietny wywiad, ciekawe pytania.:)
OdpowiedzUsuńWreszcie udało mi się przeczytać. Na interesujące pytania autor dał tak obszerne i wyczerpujące, a nadto intrygujące i absorbujące odpowiedzi, że musiałam znaleźć czas na dokładne zapoznanie się z nimi.
OdpowiedzUsuńA Agnieszce oczywiście szczerze gratuluję.)
Ciekawy człowiek z tych odpowiedzi się wyłonił.
UsuńBezbłędny pomysł
OdpowiedzUsuńDziękuję:)
UsuńGratulacje dla Agnieszki! Dziękuję panu Białkowskiemu za udzielenie obszernych, przemyślanych, szczerych wypowiedzi, a Tobie za przygotowanie wywiadu :)
OdpowiedzUsuńMnie nie dziękuj, moja zasługa żadna, to wam należą sie podziękowania za pytania i czytanie wywiadu:)
UsuńBardzo dziękuję! Odpowiedź na moje pytania potwierdza, że żadnych cudów nie ma: praca, praca, praca i jeszcze raz praca. Z tego jednak, co pisze Pan Tomasz satysfakcjonująca. Pozdrawaim
OdpowiedzUsuń