Strony

piątek, 17 sierpnia 2012

Wywiad z Katarzyną Enerlich:)

Pracowałyśmy wszystkie nad tym wywiadem, to nasze wspólne dzieło.
Zapraszam do lektury, a nagrody otrzymują:
  • 2 książki z serii prowincjonalnej:)+ najnowszą książkę autorki Studnia bez dnia: dwa koty,
  • po 1 książce niespodziance (też autorstwa Kasi Enerlich) otrzymują joankamw i ania.glod
Gratuluję i proszę o podanie adresów w kraju do wysyłki na email anetapzn@gazeta.pl



natanna:  
  • Jestem zauroczona Pani pisarstwem chociaż przeczytałam dopiero dwie Pani książki , które wywarły na mnie duże wrażenie . Z dużą przyjemnością powiększę kolekcję o następne pozycje, gdyż spodziewam się, że będą  równie interesujące i przesycone pozytywną energią. Jak się dowiedziałam korzenie Pani rodziny również sięgają Mazur z czasów gdy były one integralną częścią Prus Wschodnich. Z pewnością historia  rodu, z którego Pani się wywodzi jest interesująca i niebanalna. Czy myślała Pani o tym by przedstawić tę historię swym czytelnikom na kartach kolejnej książki?

Dziękuję z miłe słowa pod moim adresem. I za to, że Pani zadała sobie trud, by sprawdzić moje pochodzenie. To świadczy o prawdziwym zainteresowaniu. Niestety, o mojej rodzinie niewiele wiem, dopiero zbieram o niej informacje, w czym pomaga mi oczywiście Internet. Nie myślałam, by ocalić te losy od zapomnienia, bo bez pewnych szczegółów trudno byłoby to zrobić. Póki co, ocalam historie ludzi, z którymi się spotykam. To równie ważne. Oni też mają swoją historię i dzięki temu, że ją opisuję, „nie całkiem znikną”.


 agnieszka z emailem rincewind9998...:  
  • Jak wygląda proces pisania książki? Czy najpierw historia jest w głowie, powoli dopracowywana do każdego detalu a Pani w odpowiednim momencie po prostu siada do komputera i przelewa wszystko na papier? Czy też nowe elementy powieści powstają w trakcie pisania?

Najpierw nasiąkam pomysłem. Tak to nazywam. Rozpoczynam od podroży. Badanie przeszłości miejsca to forma szacunku. To tak jak poznawanie człowieka. Najpierw pojawiają się nieśmiałe zapytania o jego fascynacje muzyką, filmem, książką, jedzeniem; obojętnie czym, byle było to związane z jego życiem. Potem pytania stają się bardziej wyrafinowane, wytrawne. Lubię poznawać nowe miejsca, nowych ludzi i słuchać o dawnych wydarzeniach. Często więc wybieram się w małe lub większe podróże, również takie bez map i przygotowań, zdając się tylko na moją intuicję. Napotykam w nich miejsca ważne lub ciekawe, zastanawiam się, jak mogliby w te miejsca wrosnąć bohaterowie. Robię zdjęcia, bo to potrzebne mi do opisów, by były precyzyjne. Pamięć czasem zawodzi. Potem robię notatki. Rysuję oś czasu, a na niej ważne wydarzenia w życiu bohaterów. Robię listę imion bohaterów i tego, jak wyglądają, jacy są. Robię szkic akcji. I to wszystko. Potem siadam i piszę i książka się już tak sama jakoś wartko toczy. Jak mam pisać, to piszę, nie mam z tym problemów. Nie sprawdzam po dwadzieścia razy, tylko piszę do końca i dopiero potem „obwąchuję” się z książką, czytam od nowa, zastanawiam się. Czasem dodaję detale, ale niewiele. Staram się uwzględniać wszystko w czasie pisania.
 
  • Przez ile "rąk" a raczej par oczu przechodzi książka zanim zobaczymy ją w księgarni? Autor, redaktor, wydawca - jak wygląda ten mechanizm?

Moja książka przechodzi tylko przez moje oczy – jeśli chodzi o moje otoczenie. Czasem wrzucam jakiś fragment na moim profilu facebookowym i czytam, jak został przyjęty. Gotową wysyłam do wydawnictwa. Tam już poddawana jest redakcyjnym „spojrzeniom”, a potem trwa redakcja, w której to oczywiście aktywnie uczestniczę. Zatwierdzam ostateczną treść a potem ostateczny wygląd, już po łamaniu. Zatem moją książkę czytają tylko redaktorki, łamacz oraz grafik. A potem już czytelnicy.
 
  • Czy to prawda, że tytuł często wymyśla się dopiero po napisaniu książki?
 
U mnie jest dokładnie odwrotnie. Zarażam się tytułem, ale wiem już mniej więcej, o czym chcę napisać. Gdy pisałam Studnię bez dnia, wiedziałam, że taki będzie miała tytuł, choć pierwotny był nieco inny. Ale gdy pojechałam na dokumentację do książki i zajrzałam do studni w Toruniu, w której dzieje się akcja mojej powieści, wiedziałam już, że będzie to Studnia bez dnia.

aneta kozlowska   
  • Jaki jest Pani sposób na chandrę i czy gdzieś poza Mazurami ma Pani swoje magiczne miejsce na świecie?
Chandra dopada mnie rzadko, może dlatego, że zwyczajnie nie mam na nią czasu. Mój czas wykorzystuję bardzo skrupulatnie, na przykład niemal zupełnie nie oglądam telewizji i stan ten pogłębia się z miesiąca na miesiąc. Bardzo mnie to cieszy, bo nie mam w życiu zjadacza czasu, więc nie musze się bać, że mi tego czasu zabraknie. Ale i tak nie mam czasu na nudę, bo nie lubię w ten sposób go pożytkować. Codziennie rano ćwiczę jogę i to już mnie nastraja pozytywnie na resztę dnia. Czasem więc po prostu nie daję szans chandrze. Lubię spędzać czas w samotności, na robieniu tego, co lubię: ćwiczeniach, medytacji, czytaniu książek, gotowaniu i domowych obowiązkach. Lubię też uprawiać ogród i latem sporo czasu poświęcam właśnie na to. Lubię jeździć, przemieszczać się. Gdy jestem w podróży, chandra mnie w ogóle nie dopada. Cieszę się wolnością i ulegam ciekawości. A gdy już się zdarzy trudniejszy dzień… Oddycham głęboko i staram się odepchnąć od siebie myśli. Skupiam się na TU I TERAZ. Na przykład idę na spacer na łąki i słucham jedynie szurania butów o piasek drogi. Albo ćwiczę. Albo jeżdżę rowerem. Człowiek, gdy się zmęczy, nabiera dystansu do pewnych spraw. Te sprawy jakby oddalają się, nie są już takie kłopotliwe. Z czasem powraca upragniona harmonia i poczucie szczęścia. Lubię więc się zmęczyć. To chyba najlepszy według mnie sposób na chandrę. Nie do przecenienia są również rozmowy z przyjaciółmi. Ale nie za często, bo jednak najlepiej mi jest ze samą sobą.

A moje miejsce poza Mazurami? Podróże dają mi wiele takich miejsc, ale ulubione to rubieże naszego kraju. Tereny przygraniczne.

Lubię być kobietą w podróży. Napisałam kiedyś w powieści „Kwiat Diabelskiej Góry” takie słowa: każdy musi kiedyś wyruszyć w podróż zmieniającą życie. Po to, by rozkopać jak ziemię w ogródku swoje przyzwyczajenia i nawyki, bo czasem na dnie życia tworzy się zamulony osad. Takie przemieszanie po prostu się przydaje, bo potem można usiąść w oknie i pomyśleć: życie niech biegnie, a ja dziś odpocznę, zatrzymam się. Złapię ciszę.

 
Myślę, że podróż to swego rodzaju stan ducha. Holly Golightly, bohaterka „Śniadania u Tiffany’ego” na wizytówce miała napisane „Holly Golightly – w podróży”, co świadczy o jej poczuciu tymczasowości w życiu. Czuję się do niej podobna. Lubię, gdy moje życie płynie wartko jak rzeka, choć niedawno osiadłam w domu na wsi, po trzynastu przeprowadzkach. Bywało, że podczas nich całkiem zmieniałam swoje życie. Zmiany mnie fascynują. Po prostu lubię, gdy moje życie jest rzeką, a nie martwym stawem.
W swoim życiu odbyłam kiedyś piękną i ważną dla mnie podróż. Gdy wybierałam się w nią, w mim sercu drzemały zapytania o przyszłość, życie, pracę, emocje. Pojechałam, by zmienić optykę; spojrzeć na wszystko nieco z boku.
Podróż nazwałam Obwarzankową. Marszałek Piłsudski mawiał kiedyś, że Polska jest jak obwarzanek, najlepsza po brzegach. Chciałam się o tym przekonać i to był drugi, po spojrzeniu na swoje życie z innej strony, cel mojej podróży.

 
Obrałam trasę w tak zwanej strefie nadgranicznej. Czasem zbaczałam z niej, gdy chciałam zobaczyć ciekawe miejsce, jak Kazimierz Dolny, by obudzić dawne wspomnienia pięknych chwil, lub Sandomierz, by sprawdzić czy rynek jest naprawdę tak skośny jak w filmie Ojciec Mateusz. Artur Żmijewski wciąż zjeżdża z niego jak z górki i frapowało mnie to bardzo. I rynek skośny był! Takie zwykłe, proste odkrycia sprawiały mi dużą frajdę. Nabierałam siły w białowieskim Miejscu Mocy, gdzie naprawdę czuję silną energię, ale nie tam, gdzie zlokalizowana jest cała infrastruktura, tylko trochę wcześniej, po prostu w lesiem na jednej ze ścieżek. Spacer w sandomierskim Wąwozie Królowej Jadwigi przyniósł chwilę wytchnienia i poczułam się w nim jak w środku wielkiego naczynia krwionośnego Matki Ziemi. Mając w pamięci piosenkę Starego Dobrego Małżeństwa o rynku w Tymbarku, który przykryć można palcem (autorstwa Adama Ziemianina, poety z Muszyny, którą też odwiedziłam), sprawdziłam, czy rynek naprawdę jest taki maleńki. Wszystko się zgadzało. Był maleńki i czysty, a ludzie tam mili i prości. Odwiedziłam przyczajone na rubieżach Bieszczady, odwiedziłam Beskid Żywiecki, zdobyłam po raz kolejny w życiu szczyty w Krynicy Górskiej. Na tę wyprawę poszłam nieprzygotowana. Nie miałam odpowiednich butów, o czym szybko się przekonałam, bo siąpił deszcz i zamieniał szlak w gliniastą breję. Natomiast miałam w sobie wciąż jeszcze podróżniczy entuzjazm; poznawanie świata w tak niecodziennych warunkach coraz bardziej mi odpowiadało.

 
Na szczycie krynickiej Jaworzyny poczułam prawdziwą euforię. Nie jestem przecież taternikiem ani alpinistą, a zdobytym przeze mnie rekordowym szczytem jest zaledwie Giewont, za to w chińskich tenisówkach i bez kropli wody do picia. Podczas mojej Obwarzankowej Podróży zdobywałam zaledwie niewielkie szczyty, czułam jednak szczęście, że podołałam i doszłam. Wchodząc, pozwalałam myślom uciec ode mnie jak płochliwym ptakom. Liczyło się jedynie tu i teraz. Nie czułam potu spływającego mi po plecach, namakającego deszczem ubrania ani kamyka w butach. Szłam. Świergot ptaków i szum drzew był taką samą częścią świata jak mój oddech. Medytacja gór. Wspaniały i mądry sposób na wyciszenie swoich myśli… Tam, w górze, świat jest inny. Nie dość, że cała ta podróż pozwoliła mi się zdystansować od moich zmartwień, to jeszcze im wyżej wchodziłam, tym lżejsza się czułam, jakby pozbawiona materii ciała. Czułam, że przekładam kamyki mego życia jak te, którymi odliczam codziennie powitania słońca.Tak. To zdecydowanie rubieże kraju są moim drugim, poza Mazurami, domem. Dziękuję za to pytanie...


julia.orzech  

  • Jak to się stało, że usiadła pani i napisała „Prowincję…”  Dokładnie chodzi mi o to, czy był to impuls, czy od dawna pisała pani do szuflady i potem to poskładała. Czy ma pani jakieś rady dla początkujących w tej dziedzinie?
To było moje postanowienie z dzieciństwa: będę pisać. Wiedziałam o tym mając 9 lat i dlatego brałam udział w licznych konkursach literackich lub współpracowałam z gazetami. Pierwsze honorarium autorskie dostałam w wieku 12 lat. Więc chyba nie miałam innej drogi. Potem, już w dorosłości, któregoś dnia straciłam pracę. Wszystko zwaliło mi się na głowę, bo byłam na początku nowego życia. Odchodząc z pracy, była to lokalna redakcja, postanowiłam, że skoro nie mogę pisać artykułów, będę pisać książki. I tak się stało… Po prostu siadłam i napisałam pierwszą książkę, potem ją niemal całkowicie zmieniłam, a potem wysłałam do wydawnictwa i za dwa miesiące miałam już odpowiedź: TAK. DRUKUJEMY. Płakałam ze szczęścia i byłam wzruszona, że udało mi się doprowadzić zamiary do realizacji.
Miałam szczęście. Niektórzy czekają na odpowiedź z wydawnictwa pół roku i dłużej. Mnie się udało. Cieszę się, że dostałam od losu coś fajnego. Rady dla początkujących? Najgłówniejsza moja rada to CZYTAĆ INNYCH AUTORÓW. Nie ma się przed czym wzbraniać, mówiąc, że nie chce się nabierać czyjegoś stylu. Nic bardziej mylnego. Właśnie poprzez czytanie innych, nabieramy własnego stylu pisania. Cztery godziny czytania i cztery godziny pisania dziennie to zdecydowanie najlepszy rozkład pracy dla pisarza, który żyje tylko z pisania, jak jest w moim przypadku. To moja jedyna główna rada, na dziś, na teraz.
Gdy nie mam weny, czytam poezję. Jakoś mnie ustawia. Najczęściej Ewę Lipską i Wisławę Szymborską, ale również Zbigniewa Herberta i Tadeusza Różewicza. Czytam polskich autorów, bo Polacy nie gęsi…. A i zdolnych pisarzy i poetów mamy bez liku. Nie doceniamy ich, bo nie czytamy. Zachwycamy się literaturą zagraniczną. A na swoim polu mamy naprawdę wiele osiągnięć. Warto je docenić.

joankamw  

  • Mnie interesowałoby, czy jako dziecko uwielbiała Pani pisać szkolne wypracowania i czy pisała jakieś opowiadania do szuflady z nadzieją na przyszłe publikacje?
Wciąż pisałam i publikowałam. Płomyk, Świat Młodych, Gazeta Olsztyńska i Na przełaj to były pisma, do których pisałam już w szkole podstawowej, potem w średniej. Prowadziłam własną gazetę w moim mieście Mrągowie. Można powiedzieć, że „zęby” zjadłam na dziennikarstwie, bo pracowałam również w radiu i telewizji. Tymczasem to pisarstwo pochłonęło mnie najbardziej i na wiele lat. Chcę, by tak zostało.
 jola  
  • Jestem "oplątana "pani książkami. Czytam je z zapartym tchem powracając do nich co jakiś czas. Może dlatego,że Mazury są mi bardzo bliskie.Ja jednak ma do pani pytanie dotyczące książki Kiedyś przy błękitnym księżycu. Czytając ją wróciłam pamięcią do mojego dzieciństwa i życia mojej przyjaciółki /nieżyjącej już niestety/Ona przeżywała horror życia z ojcem alkoholikiem. Ta książka wzbudziła we mnie emocje nie koniecznie pozytywne, Jak to się stało,że pani wzięłą na przysłowiową "tapetę"tak rudny temat?
 
Ten temat dotyczy niemal 100 procent naszego społeczeństwa. Na spotkaniach autorskich robię takie badanie. Proszę o podniesienie ręki w przypadku braku jakiegokolwiek powiązania z alkoholizmem w rodzinie lub w otoczeniu.
Na tyle zadawanych pytań dotychczas tylko dwie panie podniosły rękę. Jedna w Mikołajkach, druga w Czarnożyłach koło Wielunia. I to wszystko. Znaczy to, że temat alkohoizmu i bycia dorosłym dzieckiem alkoholika jest dominujący w społeczeństwie i trzeba o nim pisać, by pomagać innych w życiu ze skazą  w sercu. Przepytałam i zdokumentowałam wiele osób, by mieć materiał do książki. Wszystko o czym czytacie, kiedyś się wydarzyło. Każde zdarzenie miało miejsce. Każde słowo padło. Tyle, że w życiu różnych ludzi, a ja to potem wrzuciłam w jeden życiorys – 43 letniej Basi.

  • Czy pani pokolenie i pokolenie młodszych mieszkańców Mazur używa jeszcze gwary,czy jaka Kaszubi starają się odbudować i utrzymać swoją odrębną i jakże ciekawą kulturę?
 
Nie używam gwary jako takiej, bo i nie funkcjonuje u nas gwara w codziennym języku. Wciąż żyją ludzie, którzy znają język mazurski i potrafią w nim porozumiewać się. Znacznie bardziej zachowuje się jednak język na Kaszubach lub wśród górali. Niezmiennie mnie to frapuje. Moja rodzina pochodziła częściowo z Kurpi. Muszę przyznać, że potrafię zaciągać po kurpiowsku i znam wiele słów z tamtych stron. Gdy wracam stamtąd, przez parę dni mówię jeszcze z ich szczególnym zaśpiewem. Wydaje mi się, że kultura kurpiowska jest mi bardzo, bardzo bliska i kiedyś napiszę książkę, która będzie się działa właśnie tam.

  • Jaki temat następnej książki?
 
Następna książka to kontynuacja mojego – jak czasem czytam – bestselleru. Prowincja pełna marzeń i  jej pozostałe części sprzedają się wciąż i najlepiej. Codziennie dostaję listy od czytelników z podziękowaniami za tę książkę. Więc… Piszę czwartą część Prowincji – Prowincję pełną smaków.

annabanach : 
  • Czy jest ktoś taki, kto czyta pierwszy Pani książkę (jeszcze przed wydawcą), taką "świeżą", na którego zdaniu Pani zależy ?
 
Nie mam nikogo takiego, a na pewno nie jest to jedna osoba. Pytam się czasem o zdanie kogoś z mojej rodziny lub najbliższego otoczenia. Jednak nikt nie czyta moich książek jako pierwszy czytelnik. Trafiają od razu do wydawnictwa.
 
  • Kim ostatnio się Pani zachwyciła z rodzimych pisarzy/ pisarek? 
 
Czytam WSZYSTKO, co napiszą Olga Tokarczuk, Manuela Gretkowska i Maria Nurowska. Czytam też moją serdeczną przyjaciółkę Małgorzatę Kalicińską i z nią, chyba z jako jedyną, omawiamy wspólnie nasze książki. Lubię polskie pisarki, które są doceniane przez Czytelników: Małgosię Gutowską – Adamczyk, Marię Ulatowską, Hannę Cygler, Elżbietę Cherezińską, Grażynę Plebanek czy odkrytą niedawno przeze mnie Grażynę Jeromin – Gałuszkę (jej Kobiety z czerwonych bagien urzekają). Lubię książki Beaty Pawlikowskiej, choć nie są powieściami. Czytam też mężczyzn, choć rzadziej. Janusza Wiśniewskiego, Krzysztofa Beśkę (urodziliśmy się w tym samym roku, w mrągowskim szpitalu, tylko że ja kilka miesięcy wcześniej), Marcina Pilisa… Jak Pani widzi, niemal nie czytam literatury zachodniej, chyba, że jest to książka o zen, jodze, buddyzmie.

 ania.glod: 
  • Skąd Pani bierze pomysły na tytuły książek? 
 
Nie wiem. Wpadam na tytuł. Jakoś sam mi powstaje. Czasem piszę wiersze i może to mi pomaga w wymyślaniu tytułów? Nie wiem… To się dzieje dość spontanicznie i nagle.
 
  • Czy Pani bohaterowie to postacie, które mają swoje pierwowzory czy są po prostu wytworem wyobraźni?
 
Każdy mój bohater ma kogoś w realnym świecie. Czasem jest mocno zmieniony, ale lubię tę zabawę z faktem i fikcją. To chyba dlatego, że kiedyś byłam dziennikarką i musiałam trzymać się faktów i konkretnych osób. No i zostało… Ale jeśli ma to być postać negatywna staram się nie czerpać z życia. Tę postać niemal wymyślam. Gdy jest to postać dobra, lubię opisywać konkretną osobę, bo wiem, ze jest jej potem miło, a przecież lepiej jest, gdy ludziom towarzyszą dobre emocje, niż złe?
 
  • Dlaczego akurat taką tematykę Pani podejmuje w swoich dziełach?
 
Bo jestem stąd, z tej ziemi i chcę się nią zajmować. Fascynuje mnie bogactwo duchowe i historyczne regionu, wciąż jeszcze widoczne i spotykane. Ludzie, związani z Regionem, powoli odchodzą. Trzeba ocalać ich historie, póki czas. To dziedzictwo niematerialne, o wiele bardziej kruche niż kościół czy drzewo. Trzeba słuchać tych historii, wracać w miejsca niegdyś ważne i piękne… Mówić o nich. Nie traktuję tego jako misji, a pasji. Brzmienie podobno, a znaczenia zupełnie inne.

  • Jak traktuje Pani pisarstwo jako pasję zawód a może jeszcze coś innego?
 
To mój zawód i pasja. Połączyłam dwa w jednym. Mam to szczęście…

  • Czym jeszcze w swoich książkach nasz Pani zaskoczy?  
 
Zaskoczę tym, czym zaskoczy mnie życie. Jeśli wpadnę na fajną historię, to na pewno ją Wam opowiem i wtedy… może uda się zaskoczyć?

  • Poproszę o dokończenie zdania Najbardziej w ludziach cenię...
 
Cenię, gdy cenią siebie. Gdy z szacunkiem podchodzą do swojego życia i zabiegają o to, by było piękne, barwne i ważne. Gdy realizują się w pasjach. Gdy dbają o jakość życia – ale nie w sensie materialnym, a duchowym i emocjonalnym. Kto nie ma szacunku do siebie, nigdy nie doceni innych.

dwakoty: 
  • Którą książkę, jako pierwszą poleciłaby Pani dla kogoś kto żadnej z Pani dorobku jeszcze nie czytał. 
 
Prowincję pełną marzeń i jej pozostałe części: Prowincję pełną gwiazd i Prowincję pełną słońca. To polecam zawsze. A potem… zapraszam do innych książek. Bo są inne, niż Prowincja. Chcę, by żadna z moich książek nie była do siebie podobna i dlatego właśnie napisałam coś w rodzaju powieści sensacyjnej z wątkiem kryminalnym „Studnia bez dnia”. Zobaczymy, co z tego wyniknie…

cyrysia: 
  • Jak pani sądzi, skąd bierze się wśród wielu czytelników niechęć do polskiej literatury? I czy można jakoś temu zaradzić?
 
Bo jej nie znają! Można zaradzić – mówiąc o polskich książkach, polskich autorach. Namawiając panie z bibliotek i księgarń, by też mówiły o polskiej literaturze. By głównie ta leżała na półkach. Polska literatura ma się naprawdę dobrze. Fajnie, że piszą kobiety, dla kobiet. Lubię to zjawisko. A my, pisarki co już piszemy parę lat… no cóż… musimy się trochę na pólkach posunąć…
 
  • Nie miałam jeszcze okazji poznać pani twórczości, ale bardzo jestem jej ciekawa, dlatego w związku z tym chciałbym, aby jednym zdaniem napisała pani, co wyróżnia jej dzieła z pośród innych powieści.
 
Wyróżnia? No tak.. zawsze coś wyróżnia. Może pewien sentymentalizm i miłość do Regionu? Do tego, by ocalać to, co niematerialne, by robić z tego tematy moich powieści? By ocalać historie dawnych ludzi i miejsc na Prusach Wschodnich? Może właśnie to?

  • Czy myślała pani kiedyś nad napisaniem innej gatunkowo książki np. kryminał, romans, fantastykę?
Można powiedzieć, że z wątkiem kryminalnym już się zmierzyłam w Studni bez dnia. Romans… w każdej z moich książek jest miłość, choć może nienachalna i nie najgłówniejsza, ale jest… Można być szczęśliwym, nie będąc zakochanym po same wrąbki duszy. To chcę przekazać w moich książkach. Fantastyka… Hm… tej akurat nie rozumiem.. To chyba jednak nie…
  • Czy to prawda, że w obecnych czasach trudniej być znanym i cenionym pisarzem aniżeli kiedyś?
 
Może… Bo jest więcej ludzi którzy piszą. Trudno jest czasem się wybić, przedrzeć… Ale… Gdyby nie Czytelnicy, nie byłoby nas pisarzy, więc… Niech już oni osądzają, kto jest dobrym, lubianym, cenionym...

  • Jaka jest pani recepta na szczęście?
 
Jedni mówią o sobie, że są szczęśliwi i wiodą radosne życie w dobrobycie, inni zaś wciąż narzekają, mówiąc, że mają życiowego pecha, a w ich życiu pojawiają się jedynie trudności. Uważają, że trudno jest zdobyć prawdziwe szczęście i z zazdrością patrzą na tych, którym się to udało. Tymczasem nasze życie poddane jest pewnemu prostemu prawu, rządzącego wszechświatem. Jesteśmy tym, czym są nasze myśli. Wszechświat składa się z myśli. Masz to, o czym myślisz. Masz to, czego się nie bałeś. W starożytnej greckiej świątyni Apolla w Delfach widniała pewna inskrypcja odnosząca się do tego prostego prawa: Poznaj samego siebie a poznasz wszystkie tajemnice bogów Wszechświata.
To proste, lecz ważne prawo, dzięki któremu możemy zmienić swoje powikłane życie w zupełnie proste. Nasza  prywatna filozofia sprawia, że mamy w życiu to, co nas spotyka. Ona jest źródłem wszystkiego.  Można być szczęśliwym tu i teraz, nie mając najnowszego auta i plazmy w łazience. Nie będąc bogatym i pięknym. Życie można wypełnić prostym szczęściem. Czasem odczuwamy je, czując smak i zapach wzmacniającego rosołu. Czasem wchodzi w nasze serca, gdy widzimy odbijające się słońce w powierzchni leśnego jeziorka.
Nie możesz zmienić diametralnie swojego wyglądu, ale możesz zdecydować, co złoży się na następny posiłek. Nie zmienisz nagle swojej kondycji. Możesz jednak zrobić pierwszy krok i zacząć ćwiczyć. Nie uporządkujesz nagle swoje życia, ale możesz uporządkować jeden pokój. Nie pozbędziesz się nagle niepotrzebnych przyzwyczajeń, ale możesz wyrzucić jedną, niepotrzebna rzecz. Nie możesz zmienić wszystkiego. Możesz za to zmienić jedną, małą rzecz. I tak to działa. To jest właśnie droga do prostego szczęścia.
Każdy z nas może sprawić, że jego życie nabierze smaku. Doprawiamy pieczołowicie nasze zupy, próbując je łyżką, prosto z garnka. Gotujemy przez parę dni bigos, by nabrał właściwego smaku. Kisimy pokrojone w grube plastry buraki, by po jakimś czasie oddały aromat i kolor. Zostawiamy pod przykryciem zaparzone zioła, by naciągnęły. W taki sam sposób możemy sprawić, że nasze życie naciągnie prostotą, radością z chwili, z tu i teraz. Tylko musimy dać sobie na to czas. Smakowanie życia może być frapujące, a szczęście może stać się naszym towarzyszem, o ile nie spłoszymy go lamentowaniem, marudzeniem i wszechobecną malkontencją. Wszystko bowiem można przesolić. Wszystko też przychodzi w najlepszym dla siebie czasie.

Tutaj znajdziecie blog pisarki. Zapraszam do odwiedzin i lektury. 

A za książki - nagrody dziękuję Wydawnictwu MG wydawcy książek Katarzyny Enerlich.

35 komentarzy:

  1. Niezmiernie mi miło - na ten wywiad. Za chwilę rozmowy oraz za wszystkie ciekawe pytania Czytelniczkom z serca dziękuję. Serdeczności! Katarzyna Enerlich

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję autorce bloga za zorganizowanie wywiadu . Miło jest czytać odpowiedzi na swoje pytania dziękuję również za nagrodę. Dane już wysłałam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny wywiad, gratuluję Tobie oraz wszystkim, którzy dołożyli swoją 'cegiełkę' w postaci pytań :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Po tym wywiadzie jeszcze bardziej lubię Panią Enerlich:) Mam wszystkie ksiązki i czekam na kolejne:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo ciekawy wywiad - gratuluję wszystkim :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Whoa!!!! Naprawde dla mnie? Nie masz pojecia jak bardzo sie ciesze!!! Obiecuje sobie juz od dawna, ze powinnam sie zabrac za czytanie ksiazek po polsku (dlatego, miedzy innymi, czytam blogi ksiazkowe, zeby w koncu wybrac cos dobrego), a tutaj popatrz, dobre samo do mnie przyjdzie! :-)

    Bardzo goraco dziekuje i usciski i dla autorki bloga i dla autorki ksiazek!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To miło mi, że książki dotrą tak daleko. Mam nadzieję, że przypadną ci do gustu:).

      Usuń
    2. czasem coś przychodzi po prostu... bo czekała na progu... serdeczności. Kasia Enerlich

      Usuń
  7. Świetny pomysł, no i rewelacyjnie przeprowadzony! Gratuluję zarówno autorce bloga, czytelnikom, jak i Autorce:)
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  8. Wspaniale wyszedł ten wywiad. Ciekawe pytania i bardzo ciekawe odpowiedzi. Zresztą nie spodziewałam się niczego innego:) Moje serdeczne gratulacje dla zwycięzców:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetny wywiad! Bardzo fajnie, że pokazane są nicki pytających :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wyobrażam sobie nie pokazać nicków, przecież to nie ja jestem autorką pytań:).

      Usuń
  10. Ale żałuję że przegapiłam możliwość zadania autorce pytania i może nawet wygrania jej książki... Bardzo fajny wywiad, gratulacje dla jego autorów :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To gdzie ty kochana podziewałaś się wtedy? Zbiórka pytań trwała prawie 3 tygodnie!!!
      Do poniedziałku do 23.59 są jeszcze 2 konkursy, jeżeli jesteś zainteresowana weż udział.

      Usuń
    2. No to proszę je zadać i już. Na moim blogu www.prowincjapelnamarzen.blog.pl jest mój adres mail. Chętnie odpowiem.

      Usuń
  11. Jestem zaintrygowana. Jednak w świecie jest pełno "znaków". Interesujący wywiad. Teraz już muszę przeczytac coś pani Enerlich, już sobie nawet wybrałam: Czas w dom zaklęty:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dobry wybór, recenzję znajdziesz u mnie na blogu, prawie 3 miesiące temu czytałam tę książkę i do tej pory czuję wrażenie, jakie na mnie wywarła.

      Usuń
  12. Bardzo dobry wywiad, ciekawe pytania i odpowiedzi, dowiedziałam się tylu ciekawych rzeczy o Pani Kasi, mimo że nic do tej pory nie czytałam tej autorki, z chęcią sięgnę. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  13. Świetny wywiad i dziękuje za wszystkie odpowiedzi w tym również i moje. Mam nadzieję, że kiedyś będę miała sama okazje poznać twórczość pani Kasi.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  14. kiedy mogę spodziewać się nagrody?

    OdpowiedzUsuń
  15. Aneto, przeczytałam ten wywiad i muszę powiedzieć, że jest GENIALNY. Miałaś wspaniały pomysł, widać, że włożyłaś w to sporo pracy, wszystkie pytania blogerek bardzo ciekawe i nie sztampowe, a odpowiedzi - piękne i mądre. Pani Katarzyna wygląda mi na wspaniałą osobę, dzięki, że wymyśliłaś taki sposób by ją z nami zapoznać. Teraz już na pewno muszę sięgnąć po jej książki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Krakusku ukochany, ale to nie moja zasługa. Mój był tylko pomysł, a całą prace wykonały dziewczyny, które zadały pytania i pisarka. To przemiła, ciepła i bardzo mądra osoba.
      Teraz muszę pomyśleć nad kolejnym wywiadem, tym razem z inną pisarką.
      Jakiś jesienny wywiadzik przyszykujemy.

      Usuń
    2. Bez twojego pomysłu nic by się nie zdarzyło :)

      Usuń
  16. Jestem pod ogromnym wrażeniem Pani Katarzyny i natychmiast zabieram się za szukanie jej książek i za czytanie. Ten wywiad sobie skopiuję, bo dawno nie czytałam tylu mądrych myśli, tylu gotowych recept na szczęście. Wiele poglądów Pani Kasi jest mi bliskich, wiele zdań mnie zatrzymało i wręcz uderzyło swoją trafnością i kompatybilnością ze mną. Wywiad jest świetny, gratuluje pomysłu i cieszę się, że w ten sposób poznałam tak pozytywną osobę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno nie zawiedziesz się na książkach autorki. Są tak samo mądre, jak myśli, którymi podzieliła się z nami w wywiadzie.
      Ja czytam Kiedyś przy Błękitnym Księżycu, niesamowita. Może jutro uda mi się napisać recenzję.

      Usuń
    2. Juz właśnie ją wsadziłam do koszyka w Merlinie:) czekam na recenzję.
      Chciałabym być kiedyś taka, jak Pani Katarzyna. Szczęście tu i teraz, bez dokładania sobie zmartwień, bez telewizji (to już mam)...

      Usuń
    3. Ja zaczęłam od wywalenia w ub. roku tv z sypialni. Mąż był przez 2 dni na mnie obrażony, ale przeszło mu.
      Ja mam jeszcze manie przejmowania się na zapas, rozdzielania włosa na czworo, analizowania wszystkiego po raz enty i martwienia się na zapas, co będzie za miesiąc, trzy, rok.

      Usuń
    4. piękny i ważny krok.. bo pierwszy! hahaha

      Usuń

Bez czytania będą usuwane komentarze zawierające spamy, linki do innych blogów. Mój blog, to nie słup ogłoszeniowy.