Strony

poniedziałek, 9 lipca 2012

Trzeci brzeg Styksu - Krzysztof Beśka

Dom Wydawniczy Rebis, Okładka miękka, 392 s., Moja ocena 5,5/6
Odwiedzający mój blog od jakiegoś już czasu, wiedzą doskonale, że jestem wielbicielką (wręcz fanatyczną:)) mojego rodzinnego miasta, którym jest Łódż. Dlatego lektura kryminału Krzysztofa Beśki była dla mnie niesamowitą przyjemnością. Mam nadzieję, że uda mi się zachęcić was do sięgnięcia po tę książkę. Na prawdę warto.
Lekturę Trzeciego brzegu Styksu rozpoczęłam w samolocie lecąc na urlop i dawno lot nie minął mi tak szybko, nawet śmiało mogę stwierdzić, że za szybko. Akcja wciągnęła mnie od pierwszej strony i nie puściła :), aż do końca.
Trzeci brzeg Styksu to pasjonujący kryminał retro + świetna książka obyczajowo – społeczno- historyczna rozgrywające się w Łodzi końca XIX wieku - tego jeszcze nie było. Od czasów Reymonta i fenomenalnej Ziemi Obiecanej, nikt z autorów nie pokusił się o umieszczenie akcji książki w fabrykanckiej Łodzi. Dlatego jestem w dwójnasób wdzięczna Krzysztofowi Beśce – za świetną książkę i za tak wspaniale ukazane tło historyczne i społeczne. 

Wszystkie szczegóły i opisy ukazujące nam tło historyczne, obyczaje, ubrania, budownictwo, problemy, radości mieszkańców Łodzi z końca XIX w., autor przedstawia w fantastyczny sposób. Widać że zadał sobie bardzo dużo trudu, żeby te szczegóły odnależć, wyciągnąć na światło dzienne XXI w. Na pewno musiał myszkować po wielu książkach historycznych dot. Łodzi i okolic, oglądać dawne zdjęcia, rozmawiać z pasjonatami łódzkiej historii oraz historii przemysłu włókienniczego.
Dzięki temu czytając Trzeci brzeg Styksu przenosimy się do miasta dymiących kominów, pracujących pełną parą fabryk włókienniczych, rozkwitających i upadających fortun końca XIX w. Ziemia obiecana dla wielu, ziemia przeklęta dla innych. I taką Łódż (niezwykle autentyczną) genialnie ukazuje autor.
To właśnie klimat i realia ukazane przez autora tworzą tak niesamowitą książkę, jaką jest Trzeci brzeg Styksu.
Nie bez kozery jeden z bohaterów książki tak opisuje miasto:
Niektórzy ludzie (…), są przekonani, że Łódź to tylko setki wielkich fabryk, gdzie ludzie nie mają nic innego do roboty poza właśnie… robotą. Jedni przy maszynach, inni- przeliczając pieniądze, bo to też, wbrew pozorom, dość wyczerpujące zajęcie.(…)
Ale Łódź to także kraina wszelakiego występku i zbrodni. Mówią, że to miasto wybrukowane złotem. Może i tak, ale wszyscy doskonale wiedzą, że znajdziesz w nim pod stopami także błoto i wszelakie robactwo, i krew, bo przecież w tak wielkim organizmie, gdzie człowiek ciasno przy człowieku, sam pan rozumie…

Ale teraz kilka słów o samej fabule i wątku kryminalnym, który choć niezmiernie ważny, nie jest
jednak tym najważniejszym.
Pewnej nocy z pałacu bardzo zamożnego fabrykanta Friedricha Neumanna zostaje nocą porwany jego 6-letni syn. Policja rozpoczyna zakrojone na wielka skalę śledztwo, ale nie przynosi ono niestety pozytywnych rezultatów. Po kilkunastu dniach znika kolejne dziecko, tym razem  inżyniera Szałkowskiego z fabryki Scheiblera. Miasto, a przede wszystkim rodziców zaczyna ogarniać panika.
W tym samym czasie do Łodzi przyjeżdża Andrzej Potulicki, zlicytowany szlachcic, i również przepada bez wieści. Wtedy na scenę wkraczają dwaj główni bohaterowie – detektywi Riepin i Raczyński. Na prośbę zrozpaczonej p. Neumann rozpoczynają śledztwo. Przy czym od razu trafiają na pewien trop, na który nie zwróciła uwagi policja. Prowadząc śledztwo stosują wiele niekonwencjonalnych (jak dla stróżów prawa) metod. Bardzo szybko udaje im się trafić na trop, który wiedzie do cyrku. Rozpoczyna się wyścig z czasem, a droga do poznania prawdy powiedzie poprzez podejrzane szynki, zadymione cukiernie, ruiny spalonych fabryk i ciemne zaułki, ale też pałace przemysłowego miasta.
Więcej nie zdradzę, żeby nie psuć wam przyjemności lektury tej wyjątkowej pozycji.
Zagłębiając się w kolejne strony książki będziecie mieli okazję poznać niesamowite miasto, jakim była fabrykancka Łódż, kalejdoskop najróżniejszych ludzkich postaci, które to miasto tworzyły oraz dwójkę detektywów, którzy niestrudzenie prowadzą śledztwo zgodnie ze wszystkimi klasycznymi jego kanonami. 
Poza tym przeogromne bogactwo różnorodnych postaci – zarówno jeżeli chodzi o ich pochodzenie, charakter, wykonywane profesje jak i wiele innych aspektów. Beśka udowodnił, że tworząc tak barwną galerię bohaterów nie trzeba robić tego „po łebkach”, tworząc płytkie postacie, jak to się niestety wielu autorom zdarza. Wręcz przeciwnie, Beśka stworzył rzeszę pełnokrwistych, fascynujących postaci. I chwała mu za to.
Ogromny plusem jest także fakt, że mnogość wątków, które śledzimy jest bardzo klarownie przedstawiona, nic się nie myli w trakcie lektury, wszystkie wątki, problemy są doprowadzone konsekwentnie do końca, nic autor nie pozostawia tylko naszym domysłom.
Brak mi tylko ilustracji, rycin, które ukazywałyby piękno fabrykanckiej Łodzi, ale to taki drobny minus absolutnie nie wpływający na bardzo wysoki poziom książki.
Oby więcej takich pozycji na naszym rynku wydawniczym.
Dla mnie (miłośniczki dawnej Łodzi i doskonałej prozy) spotkanie z Trzecim brzegiem Styksu było niesamowitą frajdą, czego i wam życzę.
A autor trafia na listę moich ulubionych polskich pisarzy. Na urlopie przeczytałam jeszcze jeden z jego kryminałów Wieczorny seans, który niedługo zrecenzuję.
A jak należy rozumieć tytuł książki, ów Trzeci brzeg Styksu? Jak w jednym z wywiadów powiedział autor - (…) ów trzeci brzeg to pewien symbol tamtych czasów, końca XIX wieku. Wtedy niemożliwe okazywało się możliwe, fortuny rodziły się w ciągu jednego miesiąca i jeszcze szybciej upadały, a milioner zostawał żebrakiem. Ale nawet znalezienie się na brzegu mitycznej rzeki umarłych nie oznaczało końca, czyli wędrówki, a raczej rejsu na drugi brzeg. Zawsze przecież jest jakaś nadzieja...

Łódż końca XIX w. - zdjęcie ze zbiorów UMŁ.
Obecnie autor pracuje następną częścią przygód bohaterów: Pozdrowienia z Londynu
Jak sam mówi w jednym z wywiadów (...)  książka jest na ukończeniu (...) Będzie sporo znanych już bohaterów, ale i wielu nowych, ale rzecz dzieje się znów w Łodzi, pod rządami nowego policmajstra. Myślę, że w księgarniach książka pojawi się za rok.(...) Szkoda, że dopiero wtedy:(.

10 komentarzy:

  1. Czytałam książkę tego autora gdzie opisana jest Warszawa:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Podpisuję się obiema rękami pod Twoją recenzją. Mi również książka bardzo przypadła do gustu i rzeczywiście ryciny jeszcze bardziej uatrakcyjniły.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, nie wiem czy to związane z ew. prawami autorskimi do zdjęć, rycin, czy po prostu nikt na to nie wpadł...

      Usuń
    2. Obawiam się, że nikt na to nie wpadł.. a szkoda. Niemniej jednak ksiązka warta polecenia.

      Usuń
  3. Uwielbiam takie klimaty, już poprzednio pisałaś parę słów o tej pozycji i skutecznie mnie zachęciłaś, a po tej recenzji, to już na pewno wpisuję ją na listę do kupienia, bo pewnie długo bym musiała czekać na egzemplarz biblioteczny.

    Cieszy mnie to, że coraz więcej autorów umieszcza swoje fabuły w polskich miastach. W zeszłym roku czytałam artykuł o tym, że generalnie polska literatura to obraz wsi, i to zarówno tej spokojnej jak i tej ponurej. Książek miejskich jak na lekarstwo. Na razie tylko autorzy kryminałów portretują miejskie społeczeństwo, ale robią to elegancko - zarówno w powieściach retro, jak i współczesnych. Mam nadzieję, że ten trend nie zginie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I coraz więcej autorów pisze powieści, kryminały, na które warto zwrócić uwagę, coraz mniej jest przysłowiowych gniotów.
      Także mam nadzieję, że ten trend nie zginie, ba, że wręcz się nasili.

      Usuń
  4. Jeszcze nie czytałam, ale po Twojej recenzji być może sięgnę :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak, to coś dla mnie! Uwielbiam takie klimatyczne powieści:)

    OdpowiedzUsuń

Bez czytania będą usuwane komentarze zawierające spamy, linki do innych blogów. Mój blog, to nie słup ogłoszeniowy.