Strony

poniedziałek, 8 grudnia 2025

Daliśmy radę, chłopaku. Wspomnienia - Anthony Hopkins

 


Wydawnictwo Marginesy, Moja ocena 5,5/6
Daliśmy radę, chłopaku to książka, którą czyta się tak, jakby sam Anthony Hopkins siedział naprzeciw nas – przy kuchennym stole, z kubkiem herbaty, czasem się śmiejąc, czasem marszcząc brwi, a czasem po prostu milknąc na dłużej. Wyraźnie widać, że niektóre wspomnienia nadal bolą naszego bohatera. To nie jest typowa autobiografia, gładka, be zwiększych emocji. To gęsta, uczciwa, chwilami szorstka opowieść człowieka, który przeżył wiele, zrozumiał jeszcze więcej, a teraz potrafi mówić o tym do bólu szczerze. Ale czy o wszystkim potrrafi mówić? 
Hopkins wraca do swojego dzieciństwa w Port Talbot – szarego, zwyczajnego, pełnego braku wiary w sukces i przekonania, że „nieudacznik” powinien trzymać się w cieniu. To tło jest kluczowe, bo z niego nieuchronnie wyrasta późniejszy kontrast. Jakimś cudem człowiek uznawany za beznadziejnego ucznia zostaje jednym z największych aktorów swoich czasów. Hopkins opisuje tę przemianę z prostotą, bez triumfalizmu. Kluczowym momentem jest przypadkowe spotkanie z filmowym Hamletem z 1948 roku. Tojedno popołudnie odmieniło życie chłopca. Autor nie ukrywa, że sam długo nie rozumiał, dlaczego akurat ta historia go poruszyła. Po prostu coś w nim zapłonęło. I ten płomień nie zgasł już nigdy. 
Najciekawsze fragmenty dotyczą jego artystycznej drogi. Hopkins nigdy nie popada w mentorski ton, nie ma w nim chwały czy samouwielbienia. Pokazuje za to, jak wiele zawdzięcza swojej determinacji, ale też przypadkowi, szczęściu i ludziom, których spotkał po drodze. Opowieść o dostaniu się do Royal Academy of Dramatic Art dzięki monologowi Jaga jest fascynująca. To zdawało się być niemożliwym do spełnienia marzeniem. Stało się czymś niesamowitym za sprawą zupełnie nieprawdopodobnego zbiegu okoliczności. Jeszcze bardziej poruszają późniejsze spotkania – z Olivierem, Burtonem. Isttne i poruszające są i inne spotkania. Długo można je wymieniać. Trzeba po prostu o nich przeczytać. 
Hopkins świetnie pisze o aktorstwie. Kiedy opisuje, jak budował rolę Króla Leara na wspomnieniu stoicyzmu swojego ojca i dziadka, każdy czytelnik będzie poruszony i zachwycony. Ten i wiele innych fragmentów brzmią jak wyznania człowieka, który całe życie próbował zrozumieć samego siebie poprzez role, jakie grał. 
Najbardziej bolesna w książce jest jednak szczerość dotycząca życia osobistego. Hopkins nie owija w bawełnę – pisze o uzależnieniu, które zniszczyło jego małżeństwa i relację z dzieckiem. Nie usprawiedliwia się. Nie szuka taniej empatii. Pokazuje upadki takimi, jakie były: brutalne, czasem poniżające, prawie śmiertelne. Trzeźwość jawi się tu nie jako triumf, lecz codzienne zobowiązanie, ciężka praca. Hopkins doskonale rozumie, że jego sukces zawodowy nie zawsze szedł w parze z sukcesem w sferze prywatnej. 
Wiele miejsca nasz bohater poświęca samotności. Jak sam pisze, samotność to pragnieniu, które jest w nim równie silne jak lęk przed bliskością. To nie są typowe hollywoodzkie zwierzenia o „życiu w świetle reflektorów”. To raczej uniwersalny opis człowieka, który przez lata nie potrafił przyjmować miłości, a jeszcze dłużej nie umiał jej dawać.
Motyw przewodni książki – fotografia trzyletniego Tony’ego, porusza i to bardzo. Hopkins spogląda na chłopca, którym kiedyś był, z niezwykłą czułością. W tym jednym zdaniu „Daliśmy radę, chłopaku” mieści się chyba cała mądrość jego wspomnień: akceptacja błędów, duma z przetrwania, brak potrzeby udawania, że życie było czymś innym niż było.
Daliśmy radę, chłopaku to pięknie niedoskonała książka. Opowiada ona o człowieku utalentowanym, trudnym, wrażliwym, czasem zagubionym, zawsze jednak szczerze próbującym zrozumieć samego siebie. To lektura, która inspiruje, ale przede wszystkim porusza – nie tanimi wzruszeniami, lecz prawdziwością. Jeśli ktoś szuka autobiografii gładkiej i efektownej, to nie ta lektura. Jeśli jednak chce usłyszeć głos człowieka, który przeszedł długą drogę, potknął się niezliczoną ilość razy, a mimo to potrafi dziś spojrzeć na dawnego siebie z czułym uśmiechem – ta książka jest strzałem w dziesiątkę. 
Po prostu: dali radę. I Hopkins, i trzyletni Tony.

 

 

piątek, 5 grudnia 2025

Mrok jest po naszej stronie - Katarzyna Zyskowska

 



Wydawnictwo Znak Literanova, Moja ocena 5,5/6
Mrok jest po naszej stronie to powieść, którą można opisać jednym słowem: bardzo poruszająca. Ale byłoby to niesprawiedliwe, bo Zyskowska tworzy historię tak bogatą, wielowarstwową i pełną szczegółów, że to zdecydowanie coś więcej niż opowieść o miłości w trudnych czasach. To książka o ludziach złapanych między własnym sercem a wirującą historią. Stało się to jakby poza nimi, niezależnie od ich woli. To wszystko z wielka historią, która nieustannie wdziera się w ich życie.
Jednym zdaniem, to książka o miłości, która nie miała prawa się wydarzyć. A gdy sie zdarzyła to....
Fabuła zaczyna się w 1938 roku. To wtedy przypadkowe okoliczności łączą młodą pisarkę oraz żydowskiego prawnika, idealistę wierzącego w prawo, sprawiedliwość i możliwość zmiany świata. To spotkanie jest z pozoru drobne, nieistotne, ale ma w sobie coś wyjątkowego, brzemiennego w skutki.
Zyskowska pięknie opisuje moment, w którym rodzi się więź między dwojgiem ludzi. To nie jest wybuch szalonego romansu. To raczej ciche, powolne, ale niezwykle głębokie przyciąganie. Takie coś zdarza się tylko raz w życiu i to niewielu. Bohaterowie odkrywają w sobie wrażliwość, której nie znajdują nigdzie indziej. Ich rozmowy mają moc, a ich spojrzenia wprowadzają w historię delikatny dreszcz przeczucia, że coś się wydarzy, coś wyjątkowego..
Jednym z najważniejszych bohaterów jest niestety wojna. Na początku lektury można sądzić, że to bohaterka trzeciego planu. Szybko okaże się, że jest zupełnie inaczej. Autorka nie skupia się jednak na samej wojnie w sensie militarnym. Nie przytłacza czytelnika faktami czy scenami bitewnymi. Zamiast tego pokazuje, jak wielkie wydarzenia polityczne powoli oplatają życie bohaterów i jakie to czyni spustoszenie.
Mamy narastający antysemityzm, niepokój na ulicach, pierwsze represje, podziały społeczne – to wszystko Zyskowska wplata w tło, jakby chciała podkreślić, że właśnie tak wygląda rzeczywistość zwykłych ludzi w obliczu wielkich wydarzeń. Zawsze jest nie od razu dramatycznie, ale coraz bardziej duszno. To jakby protest book, książka ostrzegająca, ukazująca, że nieomal to samo dzieje się teraz, na naszych oczach.
Wracajmy do książki. Wojna rozdziela bohaterów. Każde z nich trafia na inną drogę, podejmuje inne decyzje, nieraz wywołane strachem, nieraz poczuciem winy, chęcią przetrwania albo wiernością własnym wartościom. To właśnie tu pojawia się najciekawszy motyw książki: przeznaczenie zesłało im miłość, ale historia zrobiła z nich wrogów i nadal robi mimo zakończenia wojny. Konforntacja miłości i nienawiści jest straszna.
Stało się tak nie dlatego, że przestali się kochać, ale dlatego że świat wymusił na nich wybory, z którymi trudno żyć – a jeszcze trudniej przebaczać.
Kiedy bohaterowie spotykają się ponownie, nie są tymi samymi ludźmi, których poznaliśmy w 1938 roku. Oboje przeżyli rzeczy, których nie da się już odłożyć na bok. Oboje noszą w sobie ciężar decyzji, ran i lęków. Ich dawna miłość wciąż w nich żyje, ale teraz jest jak żar przykryty popiołem. Ale mimo "normalnych" z pozoru czasów, powojennych, nic nie jest proste.
Zyskowska bardzo umiejętnie buduje atmosferę napięcia między tym, co było, a tym, co mogłoby być. Bohaterowie boją się prawdy, ale jeszcze bardziej boją się własnych pragnień. Czy mogą jeszcze być razem? A jeśli nie – czy potrafią chociaż sobie wybaczyć? Więcej nic już nie zdradzę. Nie chce odbierać wam przyjemności wynikającej z tej lektury.
Pisarka tworzy bardzo „ludzkich” bohaterów. Mają słabości, popełniają błędy, czasem wybierają źle. To sprawia, że łatwo ich zrozumieć i poczuć z nimi więź. Nic nie jest tu czarno-białe, zupelnie, jak w życiu. Nie ma jednoznacznych winnych i niewinnych. Są tylko ludzie uwikłani w historię, która zabierała prawo do łatwych decyzji i życia.
To, co szczególnie wyróżnia tę powieść, to emocje opisane bez patosu, ale z niezwykłą czułością. Widać, że Zyskowska rozumie, jak funkcjonuje pamięć, trauma i tęsknota. Widzimy, jak bohaterowie zmieniają się pod wpływem historii – i jak próbują do końca zachować człowieczeństwo.
Mrok jest po naszej stronie to także opowieść o pamięci – o tym, jak wydarzenia, nawet dawne, wpływają na teraźniejszość. To historia o wyborach, które wracają po latach, niezależnie od tego, jak głęboko próbujemy je zakopać.
Zdecydowanie warto przeczytać tę powieść. To książka dla osób, które cenią literaturę emocjonalną, ale jednocześnie subtelną. Dla tych, którzy lubią historie miłosne splecione z historią XX wieku, gdzie najważniejsze jest nie to, co dzieje się na froncie, ale to, co dzieje się między dwojgiem ludzi.
Zyskowska pisze pięknym, obrazowym językiem, wciąga w świat bohaterów i pozwala przeżyć z nimi każdy lęk, każdy dylemat, każdą namiętność. To książka, którą czyta się sercem – i która pozostawia w czytelniku ślad. Ta historia niesamowicie mnie poruszyła, szczególnie w kontekście tego, co dzieje się teraz wokół nas. Gorąco polecam. Zdecydowanie warto.

 

wtorek, 2 grudnia 2025

Rozważania niepoważne - Umberto Eco, Tomasz Stawiszyński

 


Wydawnictwo Noir sur Blanc, Moja ocena 5,5/6
Jeśli ktoś uważa, że filozofia to sztywne, niezrozumiałe dysputy prowadzone z zadęciem, to po lekturze tej książeczki zmieni zdanie. Rozważania niepoważne są genialne i powinny być przepisywane w ramach terapii śmiechem. Są one bowiem literackim psikusem, dowcipem jaki Umberto Eco spłatał światu nauki. Co dziwniejsze, ten świat nauki śmieje się z tego do łez. A ponieważ polskiemu wydaniu towarzyszą komentarze Tomasza Stawiszyńskiego, mamy duet idealny: mistrzów ironii i filozofii.
W książece mamy myśli, wywody Sokratesa, Platona, Arystotelesa i innych niezwykle poważnych filozofów, którzy stają się bohaterami poetyckich, szelmowskich miniatur autorstwa Umberto Eco. Jego rymowanki są bardzo ciekawe, niebanalne, lekkie, z przymróżeniem oka, ale zawsze trafne. Z charakterystycznym dla siebie uśmiechem autor demaskuje pompatyczność filozofii i nauki, jednocześnie niczego im nie ujmując. Wydaje się to niemożliwe, a jednak...
Jest coraz zabawniej, coraz szybciej i momentami dziwniej, ale przy tym wspaniale. Eco stworzył studencko-biesiadne pieśni na kongres naukowy i wiele innych np. wierszowane, zabawne teksty o poważnych sprawach, przezabawne rysunki filozoficzne i wiele innych. Jestem pewna, że będziecie zaskoczeni. Jest zabawnie i bardzo intelektualnie.
Jaki jest tego efekt? Książka, która bawi, zaskakuje i wciąga jak prywatny notatnik niesfornego profesora. Aż ma się ochotę usiąść na nudnym zebraniu i spróbować stworzyć coś podobnego.
Gdyby książka ograniczała się tylko do żartów, byłaby cudowną, zabawną ciekawostką. Ale polskie wydanie zyskuje dodatkowy wymiar dzięki komentarzom Tomasza Stawiszyńskiego. Bardzo cenię Stawiszyńskiego i jego spojrzenie na świat. Czytając jego komentarze mamy wrażenie, jakby mówił: „Śmiej się do woli, ale popatrz – tutaj Eco naprawdę trafia w sedno. Śmiej się, to nie jest ani zakazane, ani trudne”. Stawiszyński nie odbiera żartom lekkości; przeciwnie, wydobywa z nich to, co czyni je naprawdę wartościowymi. Dzięki temu czytelnik przechodzi od śmiechu do refleksji i z powrotem. W trakcie lektury mamy wrażenie rozmowy z kimś naprawdę inteligentnym. 
Zdecydowanie warto przeczytać Rozważania niepoważne. Dlaczego? Bo to książka, która jest błyskotliwa, wciągająca, pełna ironii i inteligencji. Jest zachwycająca i bardzo mądra.
To świetny literacki prezent od Eco. Pokazuje on nam, że filozofia może być zabawą, a zabawa – filozofią. A Stawiszyński dba o to, żebyśmy nie przeoczyli ani jednego ukrytego sensu. Polecam.