Wydawnictwo Świat Książki, Moja ocena 5-/6
Jesienne werble to 4. tom 8-częściowej serii, której bohaterką jest angielska pielęgniarka Claire Randall.
W tomie 1. Obca (recenzja tutaj- klik) Claire
z roku 1945 przeniosła się w czasie, a konkretnie do roku 1743. Kobieta
musiała wysilić całą swoją inteligencję i pomysłowość, żeby w świecie
sprzed 3 wieków odnaleźć się, przetrwać i wrócić do ukochanego męża. Nie
chcę spojlerować, napiszę wiec tylko, iż plan ogólnie się powiódł,
chociaż nie ukrywam - nastąpiły w trakcie jego realizacji pewne spore
komplikacje. Kolejny raz dał o sobie znać diabelski chichot losu, który objawił się także w kolejnych 2. i 3. tomie serii.
Nie chcę opisywać kolejnych tomów. Nadmienię tylko, iż ich osią są wędrówki Claire między epokami, nieustający powrót do ukochanego męźczyzny i związane z tym najrozmaitsze perypetie. Niewątpliwie ogromnym plusem serii jest jej wielowątkowość, drobiazgowe ukazywanie realiów epok, w których aktualnie znajduje się główna bohaterka. A to wszystko wplecione w mniej lub bardziej burzliwe wydarzenia historyczne i polityczne.
Jednak nie ukrywam, Gabaldon jest dosyć nierówną pisarką. Niektóre tomy były rewelacyjne, inne średnie. Nie ukrywam więc, iż po Jesienne werble sięgnęłam zarówno z pewną obawą, jak autorka poradzi sobie z kolejna falą perypetii szkockiej pielęgniarki i co wymyśli, żeby nie znużyć czytelnika. Wszak napisanie ciekawych, wręcz porywających kolejnych 1000 stron (tak, tyle liczy 4. tom) i zachęcenie do lektury tomu 5., jest nie lada sztuką.
Tym razem Diana Gabaldon poradziła sobie z zadaniem w miarę dobrze, nie porywająco, nie zachwycająco, ale na tyle dobrze, że lektura była przyjemnością, a po kolejny tom serii z pewnością sięgnę.
Tym razem Claire wraz z męźczyzną jej życia podbijają (dosłownie i w przenośni) nowe lądy, a konkretnie pragną skorzystać z hojnego rozdawnictwa ziemi i kolonizują Amerykę. Jaime po raz kolejny udowadnia, iż jest prawdziwym człowiekiem od wszystkiego, bardziej wszechstronnym niż np. Leonardo da Vinci i potrafi wszystko. A poważnie. atmosfera tego tomu jest zbliżona do poprzednich, bohaterowie odrobinę (ale na prawdę niewiele) przerysowani, trochę autorka przedobrzyła dodając im zbyt wiele cech pozytywnych, bliskich ideałom. Najbardziej realną istotą z tego tomu jest Rollo, fantastyczny, cudowny psiak, w którym nie sposób się nie zakochać. W ogóle zwierzęta są mistrzowsko ukazane w tym tomie, każde z nich ma niebanalną osobowość i charakterek.
Mimo drobnego podkoloryzowania bohaterów (o którym wyżej wspomniałam) , książkę czytało się doskonale i nad wyraz szybko, biorąc pod uwagę niesamowitą wprost ilość 1000 stron. Bez wątpienia jest to wynikiem coraz lepszego stylu pisarskiego autorki, który zdecydowanie poprawia się z tomu na tom, doskonałego merytorycznego przygotowania pisarki (ten tom to kopalnia wiedzy o wczesnych dziejach USA z okresu kolonizacji) i poczucia humoru, którym Gabaldon hojnie okrasza Jesienne werble.
Podobnie, jak w poprzednich tomach, akcja tej części rozgrywa się na dwóch płaszczyznach czasowych.
Cała seria autorstwa Diany
Gabaldon ma w sobie coś takiego, co przyciąga czytelnika i na kilka
godzin pozwala zapomnieć o troskach dnia codziennego, o otaczającym nas świecie.
Po 5. tom, który ma się ukazać w sierpniu, z pewnością sięgnę.
Bardzo się cieszę, że trafiłam na tę recenzję, zakochana w serialu "Outlander!"
OdpowiedzUsuńInformacja o aż 8 tomach zaskakuje i cieszy jednocześnie. Coś czuję, że po nie sięgnę. Pozdrawiam serdecznie!
Gabaldon jest niesamowita! I trzeba przyznać, ze trzeba mieć łeb, żeby stworzyć takie cegły bez nudy :)
OdpowiedzUsuńPierwszy tom jest już za mną i mam nadzieję, że niedługo będę mogła przeczytać kolejne:)
OdpowiedzUsuń